Wycieczka w Tatry 29-30.11

To jest forum sekcji wysokogórskiej.
Awatar użytkownika
ccrc
Posty: 289
Rejestracja: 2008-03-13, 19:49
Lokalizacja: Wawa

Wycieczka w Tatry 29-30.11

Post autor: ccrc »

Oto, psze Państwa, pokrótsza relacja z weekendowej wycieczki w Tatry.

Spotkaliśmy się na Zachodnim w składzie Agatka, Wojtek i ja tuż przed 2300. Na dzień dobry Wojtek obśmiał nasze sondy i łopatki lawinowe, a my obśmialiśmy jego stosunek do sond i łopatek i ruszyliśmy. W Zakopcu dołączył do nas Bogdan, a w zasadzie to my dołączyliśmy do jego pojazdu, którym to nie bez przygód dotarliśmy pod sławetny Dom Turysty. Tam wszamaliśmy kanapki i zostawiliśmy zbędny szpej (tu warto nadmienić, że o ile ja z Agatką, wiedzeni światłym słowem Wojtka pozostawiliśmy nasz totalnie zbędny przy tej ilości śniegu sprzęt lawinowy, o tyle Wojtek i Bogdan bohatersko tachali ze sobą 60m liny i połowę Wojtkowego szpeju – na oko z 5kg ).
Plan był taki: busik do Kuźnic, kolejką na Kasprowy i hajda na Świnicę. Jak nietrudno zgadnąć, plan pos..ł się w Kuźnicach – kolejka off, więc daliśmy z buta do Murowańca, a wobec niedoborów czasowych wybraliśmy Kościelec. Do Karbu szło gładziutko, mimo niezbyt plażowej pogody. Tam wyjęliśmy raki i ruszyliśmy dalej. Wiatr zaczął się wzmagać gdzieś w połowie podejścia, w 2/3 rozważaliśmy z Agatką wycof. Posileni Marsem, zebraliśmy schaby i po kilku pomniejszych problemach bulderowych (sic!), całą czwórką znaleźliśmy się na szczycie. Na szczycie, jak to na szczycie: widzialność 5m, pizga jak w kieleckiem, własnych myśli nie słychać, poddupki wywiewa spod… wiadomo skąd, generalnie pełna radość alpinizmu.
Na wsiakoj wypadok, na zejściu asekuruję Agatkę liną (nie, nie tę 60m), oczywiście na lotno i dość krótko, Bogdan wspomaga ją radą w co trudniejszych miejscach i de facto prowadzi cały skład. Ciemno robi się w pół drogi do Karbu, dla urozmaicenia zaś Wojtkowi strzela pasek w raku. Szczęśliwie na Karbie spotykamy się w pełnym składzie i po subtelnym odszpejeniu ruszamy via Pojezierze do Murowańca. Dopiero tam pozbywam się kasku (jakoś brak było chęci do zdejmowana kaptura wcześniej…), podobnie Agatka zdejmuje wreszcie uprząż (zapomniała? nie chciało się?;-)). Dobrą godzinę spedzamy nad kwaśnicą, żurkiem i kanapkami.
Po zejściu Jaworzynką oczywiście busa nie ma i z Kuźnic dymamy piechotą (pozdrawiamy lokalną komunikację!). Niby kupujemy jakieś piwo, ale za dużo to go nie schodzi – Zombie nie piją. Walimy się na wyra (nie, nie kładziemy się spać, tylko właśnie „walimy się na wyra”) i śpimy jak niemowlęta.
Bogdan urządza najkulturalniejszą pobudkę mojego życia około 0630. Gdy otwieramy drzwi schroniska, oczom naszym ukazuje się błękitne niebo… po którym chmury pędzą jak stado bizonów po amfetaminie. Ciekawe czy kolejka jeździ… :-?
Nie jeździ. Znów z buta do Murowańca? No to dla odmiany przez Boczań. Do końca lasu szło się ok. Na Skupinów Upłazie zaczyna nas wywiewać ze ścieżki, niewąskiej przecież. Próbuję sfilmować taniec Wojtka na wietrze, ale pasek od aparatu o mało nie wybija mi oka, więc odpuszczam. Błogosławimy kijki i napieramy najtrudniejszy (!) dziś odcinek drogi.
W Murowańcu Wojtek proponuje konwersję planów na picie piwa, ale się nie dajemy. Po godzinie ruszamy w stronę Zmarzłego Stawu (Wojtek też :-P), ale po owinięciu Czarnego Stawu, wobec pogłębiającej się dupowy (maleńki grad siepiący po twarzy przy bardzo silnym południowym wietrze) decydujemy się olać ambitne plany i co nieco dupozjazdujemy, przy okazji pokazując Agatce co nieco w kwestii obsługi czekana.
Wracamy w totalnej odwilży, szczęśliwie łapiemy w Kuźnicach busika. Przy dworcu Bogdan żegna się z resztą ekipy i rusza niespiesznie w stronę Krakowa.
My dekujemy się na dworcu PKP, gdzie odpalamy ku zgrozie lokalnych żuli kuchenkę i montujemy dość mistrzowski barszczyk z torebki z uszkami od mojej mamusi. Szczęśliwie Agatka i Wojtek nie wąchali uszek przed gotowaniem i jedzą bez obaw, ja z taką pewną nieśmiałością (leżały w folii ca 48h bez lodówki). Do dziś wszyscy żyjemy, wniosek – nie wąchamy, tylko jemy ;-)
Zamiast łomotać browary, przenosimy się na lody. Do Maca. To jedyny lokal na Krupówkach bez kiczowatej nazwy, więc jakoś się pewniej czuję.
W autobusie usypiamy. Budzimy się tylko na zmianę pozycji i jedno siusiu. No i ostatni raz, na Zachodniej. Jest 6 rano, poniedziałek, a my stoimy na przystanku MZA z czekanami przy plecakach. Wszyscy patrzą na nas jak na ciężkich idiotów.
Życie jest piękne.

Zdjęcia Wojtka:
http://picasaweb.google.pl/wojtek1725/G ... eXxU0zY1-c

Zdjęcia moje:
http://picasaweb.google.pl/ccrc470/Hala ... stopad2008#
Ostatnio zmieniony 2008-12-02, 15:08 przez ccrc, łącznie zmieniany 1 raz.
Wojtek Grochowski
Posty: 355
Rejestracja: 2008-10-16, 23:21

Re: Wycieczka w Tatry 29-30.11

Post autor: Wojtek Grochowski »

Jejku, Piotrek, piknie piszesz, fikuśnie :->
To widzę, że Ci Alp nie wolno darować. Szlachectwo zobowiązuje ;-)
"Somewhere between the bottom of the climb and the summit is the answer the mystery why we climb." ;) - Greg Child
Paul

Re: Wycieczka w Tatry 29-30.11

Post autor: Paul »

No masz talent :) Napisz jeszcze o Alpach!
ODPOWIEDZ