Magiczna noc


Mam wrażenie, iż wszyscy zdążyli zobaczyć zdjęcia z tegorocznego Sylwestra; zainteresowanie nimi było tak duże, że wisiały w klubowej gablocie aż do końca kwietnia. Mało tego, publika zaczęła się domagać tekstu oświetlającego wydarzenia ciemnościami tej grudniowej nocy. Nie rozstrzygając, dlaczego zaszczyt przypadł akurat mi w udziale, nolens volens uległam namowom prezesa i zabrałam się do pracy twórczej.

Pomijam wyliczanie bohaterów zabawy (mieliśmy okazję podziwiać siebie nawzajem na słynnych już zdjęciach) i przejdę do opisu wnętrz, w których miała ona miejsce. Chata Marka - gospodarza położona jest na południu Warszawy, rzut kamieniem od Lasu Kabackiego. Co prawda nie można w niej jeździć na rowerze, ale tańczyć z przytupem i owszem. Niestety niektórzy zdawali się nie dostrzegać tych zalet, uporczywie włączając tzw. wolne kawałki. Oprócz miłych dla ucha dźwięków w powietrzu unosił się zapach świec i jadła - szczodrze zniesionego przez balangowiczów; stoły uginały się pod wszelkiej maści sałatkami, kanapkami, owocami, ciastami, ciasteczkami... i oczywiście - jak na Klub przystało - "czymś" do picia. Gospodarz na widok tego całego dobra pożółkł na włosach, czego pozazdrościł mu Prezes (niestety tylko w połowie). Wyróżnił się on jednak na tle innych, podobnie jak jeszcze jedna osoba, tj. Magda, przebraniem przypominającym ubiór czerwonoskórych; Magda natomiast była damą - mniejsza o wiek (oczywiście sukni). Jak słusznie domyśla się czytelnik, reszta towarzystwa wybrała nietypowo strój z końca tego stulecia, lecz oczywiście jego wersję zwaną wyjściową. Decyzja ta okazała się strzałem w dziesiątkę, kiedy to po północy padło hasło szukania guźdźca w pobliskim lesie. Jednakże - ze względów dla mnie niezrozumiałych - zawróciliśmy z drogi, stojąc tuż pod ścianą wyżej wspomnianego drzewostanu; a przecież nie ma nic fajniejszego niż poznawanie fauny i flory w śnieżną noc. Po powrocie niektórzy mając do wyboru pląsy i sen wybrali to drugie, co pozostawiam bez komentarza. Na szczęście reszta przezwyciężyła senną pokusę i zabawa trwała do bielusienkiego rana, a nawet dłużej, co mam nadzieję nie przejdzie do legendy, lecz stanie się kolejną tradycją klubową.

w miarę przytomna uczestniczka