Marta Cobel-Tokarska

BUKOWE BERDO 2


Zobaczyłam to zdjęcie w albumie Marcina. Byli w Bieszczadach, szczęśliwie zdążyli na ostatni ciepły weekend października. Wszystkie fotografie chwytały za serce, bo to i płowe trawy na połoninach i wysokie niebo, niespotykany o tej porze roku błękit. Nagle widzę kępę bezlistnych krzewinek. Marcin nazwał to miejsce, wypowiedział imię: Bukowe Berdo.

Czas gwałtownie zahamował (powiem nawet, że z piskiem opon, a potem wrzucił wsteczny), a serce zadrżało. Nadeszła bowiem jedna z chwil, kiedy lata dawne i dzisiejszy dzień podają sobie ręce. Wciągnęło mnie więc w środek świata, który zdawało się, już nie istnieje.

Bo tamte wakacje były jedyne i niezwykłe. Pierwszy raz pojechałam w Bieszczady. Wlokłam się za nimi, starymi turystami, oczywiście najmłodsza, targana zazdrością, samotna, ale szczęśliwa. Tak jak jest się szczęśliwym pierwszy raz: pijąc pierwszą w życiu kawę z blaszanego kubka, słuchając uwielbianej drużynowej, kiedy śpiewa tylko dla siebie.

Lecz opowieść dotyczy dnia, kiedy postanowili, że opuszczamy oswojone Wołosate, że pójdziemy na Tarnicę i dalej, na Bukowe Berdo. Od razu zaczarowało mnie to imię, i zdobycie Tarnicy wydało mi się tylko wstępem do czegoś ważniejszego. Był lipiec, skwarny dzień, a niebo, rano bezchmurne, powoli ciemniało od wschodu. Gdy zaczęliśmy wędrówkę wąskim grzbietem, zerwał się wiatr. Czy ten sam, który towarzyszył Marcinowi w jego drodze ? Tak, bo i wiatr może czuć tęsknotę za miejscem, które mógłby pokochać. A skoro znalazł już, wiejąc po całych Beskidach, Bukowe Berdo, zamieszkał na zawsze.

Niebo ciemniało. Wiatr spychał nas ze ścieżki, zagłuszał nasze głosy. Pierwszy raz poczułam się na dachu świata sama, sama wobec piękności życia. Mimo, że wędrowałam z nimi byłam sama jedna z wiatrem; z niebem, nagle szerokim i ogromnym; z Ukrainą, która wreszcie zaistniała w mojej głowie nie tylko jako nazwa z atlasu; z pustkowiem. Byłam sama na Bukowym Berdzie, diabelskiej górze, gdzie ponoć mieszkają anioły.

Ciągnie mnie tam do dziś.. Kiedy zawieje mocniejszy wiatr, wiem, że to on, że chce mi o czymś przypomnieć. Czasem przecież tęsknisz, a nie wiesz za czym. A to proste. Za tą piękną trawą, za burzą co już drży w gęstym powietrzu. Chcę mi się wołać, śpiewać, ale milczę, bo jestem za maleńka wobec siły wiatru, i głos mój za słaby.
A potem lunął deszcz i weszliśmy do lasu.


18.X.2000 r.
zainspirował mnie Marcin
jego zdjęcia i opowieść