Marcin Zarzycki

A wszędzie wokół tylko buki

Muzie

Wyobraź sobie długi na prawie dziesięć kilometrów grzbiet górski, porośnięty tylko i wyłącznie bukami, w każdą minutą budzącymi się do życia. Początkowo, na północnym krańcu pasma odchodzącego od naszych Bieszczadów, bezlistnymi, rażącymi szarością i czernią na tle niebieskiego nieba. Później gdzieniegdzie pokropionymi zielonością, nieśmiało domagającą się zainteresowania otoczenia, przeradzającą się w coraz to większe plamy tego koloru. A na samym końcu, już gdzieś na dole, zmartwychwstałymi, gotowymi do radości życia.

Góry Bukowskie. Buki są w nich władcami. Od czasu do czasu dają szansę małym polankom umożliwiającym chwile wytchnienia podrapanym jeżynowymi krzakami łydkom i serwującym widoki na egzystujące własnym życiem zagubione wioski i sąsiednie, bardziej postrzępione grzbiety. Zapraszają gości, chcą napawać się zainteresowaniem intruzów, ale tylko w wyznaczonych przez siebie granicach. A na niezadowolonych ściągają deszcz, ucząc pokory, dając im jednak szanse na schronienie w przypadkowo znalezionych domkach robotników leśnych czy paśnikach dla zwierząt.

Bukowa ścieżka lśni brązem opadłych jesienią liści, tworzących nieraz wygodne pierzyny, podświetlanych przedzierającymi się coraz śmielej promieniami słońca. Prowadzi na południe ku ciepłu, ku wiośnie.

28.05.2001 r.