Czy lubicie ciekawe podróże za niewielkie pieniądze, biwakowanie na szlaku i jedzenie tego, co akurat jest pod ręką? Ja uwielbiam! Można tak zwiedzić cały świat, często nie wiedząc, w jakim miejscu przyjdzie spędzić kolejną noc.

Zawsze marzyłem, aby zobaczyć lodowiec. Najbliższymi górami lodowcowymi okazały się Wysokie Taury w Alpach Austriackich. Ale przecież tam jest strasznie drogo, szczególnie dla kogoś pracującego na państwowej posadzie za jedyne 900 zł.

- Nie dam rady - myślałem początkowo. Nic podobnego - okazało się później. Grunt to nie rezygnować, uwierzcie mi!

W drodze

Po dwóch miesiącach przygotowań siedzieliśmy z przyjacielem w pociągu do Kudowy. Dalej była Praga i granica austriacka. W Summerau kupiliśmy bilety od razu do Zell am See (na dłuższych odcinkach jest taniej). Jeżdżenie autostopem w Austrii odradzam, chyba że macie skłonności do masochizmu. Przejazd trwał niecałe dwa dni i był tańszy od bezpośredniego połączenia na trasie Warszawa - Wiedeń o 10 złotych. Ale z Wiednia trzeba jeszcze dojechać w góry, całe trzysta dziewięćdziesiąt kilometrów.

Polecam wyjazd w drugiej połowie czerwca lub pod koniec września. Jest wtedy taniej, a warunki sprzyjają chodzeniu w wyższe partie gór. Oczywiście, jeśli nie boicie się zalegającego miejscami śniegu. Poza tym nie ma tłoku. Przy schroniskach, które są jeszcze albo już zamknięte, funkcjonują winterraumy. Te bardzo schludnie urządzone pomieszczenia, stale otwarte, dające możliwość bardzo taniego noclegu (opłata grzecznościowa) i przeżycie prawdziwie górskiej przygody.

W rejonie Wysokich Taurów najlepiej jeździć autobusami pocztowymi (dojeżdżają wszędzie), ale tylko do godziny 16:30. Uwaga! Z Matrei Osttirol, przez Felbertauerntunnel, do Mittersill jeździ tylko jeden autobus dziennie, o 6:30 rano. Zaopatrywać się w żywność można w każdej osadzie, w wielu sklepach jest całkiem niedrogo.

Cuda natury

Krimmler Wasserfälle to wodospad o łącznym spadku 400 m, toczący 25 m3 wody na sekundę. Niewiarygodny huk, bryza wodna i oszałamiający widok - nic, tylko usiąść i podziwiać. Do wodospadu można dojechać z Zell am See staroświecką kolejką wąskotorową.

Następnie przyszła kolej na góry. Chcieliśmy zdobyć trzy najwyższe szczyty Wysokich Taurów: Reichen Spitze (3303 m n.p.m.), Grossvenediger (3674 m n.p.m.) oraz najwyższy w tych górach i całej Austrii - Grossglockner (3789 m n.p.m.).

Zaczęliśmy od położonego na granicy z Alpami Zillertalskimi szczytu Reichen Spitze. Łatwe podejście, łatwy lodowiec - tak przeczytaliśmy w przewodniku. Tak było, tylko zaskoczyły nas tutejsze odległości. Dolinę o długości siedemnastu kilometrów podchodziliśmy cały dzień. Wspaniałe widoki, ciekawskie kozice i świstaki zbliżające się na odległość kilku metrów wynagrodziły nam jednak poniesiony trud (ciekawe czy świstaki zawijały coś w sreberko? - przyp. red.).

Mimo, że nie znaliśmy niemieckiego (mieliśmy tylko „Rozmówki"), dużo dobrej woli wystarczyło, aby dowiedzieć się wszystkiego. To było niesamowite. Uważam, że nieznajomość języka nie jest większą przeszkodą w podróżowaniu.

Z Mayrhofen przenieśliśmy się na lodowe pola Venedigera. Droga z osady Innergschlöss (spędziliśmy tam noc na mchu pod gwiazdami) do schroniska Neue Prager była prawdziwą przyjemnością. Jest to okolica tak piękna, że sama w sobie jest warta wycieczki. Szum strumieni, mnogość zieleni i świergot ptaków czyniły ją niesamowitą. Warto też zajrzeć do Felsen Kapelle - małej kapliczki wykutej w skale. Wskutek niedoskonałości naszej mapy na szczyt Grossvenediger nie weszliśmy, myląc go z sąsiednim Schwarze Wand. Bardzo to nas nie zmartwiło, bo podejście było wspaniałe, choć bardzo długie i męczące. Twarze mieliśmy poparzone, gdyż niewystarczająco posmarowaliśmy je kremem z filtrem UV.

Ostatnim szczytem, jaki nam pozostał był Grossglockner - Wielki Dzwon. Podchodziliśmy pod niego trzy dni, śpiąc po drodze w winterraumach. Podejście do najwyżej położonego w Austrii schroniska Erzherzog-Johann (3454 m n.p.m.) polecam tylko zaawansowanym turystom. Balansuje się na wąskiej grani, mając po obu stronach dużo „świeżego powietrza", a do pomocy służy schowana pod śniegiem stalowa poręczówka. W dniu podchodzenia należy wyruszyć o świcie, by spokojnie przejść nietrudny lodowiec Ködnitz Kees. Później, z uwagi na żar lejący się z nieba podchodzenie jest bardzo uciążliwe i może zakończyć się lądowaniem w szczelinie. Z tarasu schroniska roztacza się wspaniała panorama obejmująca całe pólnocno-wschodnie Alpy. Wieją też tam niesamowicie silne wiatry.

Wyposażenie

Oprócz butów z ochraniaczami, ciepłych kurtek, karimat i śpiworów mieliśmy raki, uprzęże i czekany. Używaliśmy ich sporadycznie. Osobom mniej wprawnym w chodzeniu po górach polecam asekurację liną w stromym terenie. W celu zmniejszenia wagi plecaków nie zabraliśmy ze sobą namiotu. Gorące posiłki przygotowywaliśmy we własnym zakresie, gotując na epi-gazie.

Przed wyjazdem w Wysokie Taury zalecam zapoznanie się z przewodnikiem i mapami. A na wyjazd niezbędne jest zabranie ze sobą okularów przeciwsłonecznych oraz kremu UV. W parku biwakować przez jedną noc można praktycznie wszędzie, pod warunkiem pozostawienia po sobie idealnego porządku.

Jeżeli Taury okazały się dla Was za trudne, to co wtedy?

W wysokich Taurach, oprócz wysokogórskich wspinaczek, w których według mnie może uczestniczyć każdy sprawny turysta tatrzański, istnieje wiele możliwość spędzenia czasu w inny sposób. Można powłóczyć się po pięknych, zielonych halach i pachnących lasach. A zaglądając do malowniczych wsi i miasteczek, polecam zwiedzenie licznych twierdz i zamków. Można penetrować skalne groty oraz wybrać się na najdłuższy w Austrii lodowiec Pasterzen Kees. Na tego liczącego ponad dziesięć kilometrów alpejskiego giganta prowadzi łatwa droga ze schroniska Hofmanns (dojazd autobusem płatną szosą widokową Hochalpenstrasse).