Drukuj

czyli austriacki klub górski

Korespondencja z Wiednia

Piękne wrześniowe popołudnie. W Wiedniu wciąż panuje wakacyjna atmosfera. Było ciepło, słońce oświetlało monumentalne budowle, przed którymi zatrzymywały się grupki turystów. Żaden z przewodników nie miał w ręku tak charakterystycznego dla siebie parasola - było zbyt ładnie, by miał spaść deszcz. Ja też przechodziłam obok najważniejszych wiedeńskich zabytków i mimo, że szłam tymi ulicami już tyle razy, to głowę miałam cały czas zadartą do góry. Właśnie mijałam Stephansdom i przy tym centralnym punkcie wiedeńskiej starówki skręciłam w Rotenturmstrasse. Po drodze odwiedziłam włoską gelaterię u Zanoniego i chwilę po wyjściu zastygłam z lodami w ręku przed piękną kamienicą. Mój wzrok przykuł duży szyld z napisem "Alpenverein" i znajomy znak szarotki. Spieszyłam się, ale wiedziałam, że jeszcze tu wrócę.

Po miesiącu napawania się urokami Wiednia wezbrała we mnie tęsknota do gór. Na początku października w SKG ruszył kurs, w mojej skrzynce pocztowej zaczęło pojawiać się coraz więcej e-maili z opisami manewrów, pierwszych kursówek. Wreszcie postanowiłam - nie będę bezczynnie siedzieć w Wiedniu, Alpy są przecież tak blisko. Wtedy przed moimi oczami pojawił się napis zapamiętany w słoneczne, wrześniowe popołudnie na jednej z wiedeńskich kamienic. 

Jednak nie poszłam od razu w to miejsce. Na początku zdobyłam adres internetowy Alpenverein i na stronach tej organizacji znalazłam kilka ciekawych informacji. Przede wszystkim taką, że w samym Wiedniu znajduje się wiele sekcji Alpenverein, a kolejne mają swoje siedziby w Salzburgu i Innsbrucku. Bez dłuższego namysłu wybrałam sekcję akademicką. Znalazłam adres siedziby i terminy spotkań. Myślałam, że jest to organizacja podobna do naszego SKG. Jakże się myliłam... 

Kiedy dotarłam na miejsce okazało się, że siedziba sekcji akademickiej Alpenverein bardziej przypominała biuro niż miejsce spotkań młodych ludzi. Zza biurka uśmiechała się do mnie młoda dziewczyna, więc zaczęłam rozmowę. Przedstawiłam się, powiedziałam, że jestem członkiem SKG, w paru słowach wyjaśniłam jak funkcjonuje nasza organizacja, że szukam w Wiedniu podobnego stowarzyszenia i młodych ludzi - studentów, z którymi mogłabym jeździć w góry. W miarę jak to mówiłam, pani zza biurka stawała się coraz smutniejsza. Po chwili namysłu odpowiedziała: "U nas jest tylko grupa seniorów... Moim marzeniem jest stworzenie tutaj młodzieżowej sekcji, ale jakoś nie ma zainteresowanych". No cóż, myślę sobie: "sekcja akademicka - nazwa nie przystaje do rzeczywistości". Pierwszą sekcję Alpenverein musiałam wykreślić z mojej listy. 

Następnego dnia poszłam do kolejnej komórki nazwanej "Austria". Tutaj też czekało na mnie mnóstwo niespodzianek. Moje zdziwienie sięgnęło zenitu, gdy dowiedziałam się, że sekcja zrzesza ponad dwa tysiące członków i że również tutaj nie ma młodzieży. Pan, z którym rozmawiałam, wspomniał jedynie o grupie dziecięcej i w ogóle wydawał się zdziwiony moimi pytaniami. Wręczył mi katalog z imprezami organizowanymi przez klub. Wyjaśnił, że wymienionym wyjazdom został przyporządkowany stopień trudności oraz że takie same katalogi zostały rozesłane do członków Alpenverein. Każdy wybiera zaś wyjazd, który najbardziej odpowiada jego umiejętnościom, zgłasza się drogą internetową i przychodzi na spotkanie przedwyjazdowe. Wtedy dopiero poznaje ludzi, z którymi pojedzie i dowiaduje się o wszystkich pozostałych szczegółach. Po czym dodał, że najlepiej byłoby, gdybym od razu wstąpiła do Alpenverein. Tłumaczył, że musiałabym wnieść opłatę w wysokości 30 € (120 zł!), która obejmuje zniżki w 545 schroniskach należących do Alpenverein. Mój rozmówca stwierdził, że "gdy dopłaciłaby pani jeszcze tylko 1 €, to zniżka ta byłaby ważna w kolejnych 1300 schroniskach na terenie Szwajcarii, Francji, Włoch, Hiszpanii i Lichtensteinu. Równocześnie z uiszczeniem tej opłaty zostałaby pani ubezpieczona i w razie wypadku w górach ubezpieczenie to pokrywać będzie akcję ratunkową i transport do najbliższego szpitala. Poza tym uzyskałaby pani zniżki na wzięcie udziału w różnego typu kursach organizowanych przez nasz klub, między innymi w kursie wspinaczkowym. Zniżka obejmowałaby też niektóre przejazdy autobusowe i kolejowe na terenie Alp. A jakby interesowały panią mapy regionów górskich, to ceny dla członka klubu są również korzystniejsze." Od tej wyliczanki zakręciło mi się w głowie. Odpowiedziałam tylko, że to przemyślę, w duchu dodałam jednak, że szkoda, iż jest to wszystko tak sformalizowane i że trudno będzie tu kogoś ciekawego poznać. Wzięłam jednak katalog i powiedziałam, że przejrzę. Pan dodał na do widzenia, że mogę raz albo dwa pojechać z nimi i wtedy zdecyduję, czy chcę przystąpić do Alpenverein. 

Po powrocie do domu w spokoju przejrzałam katalog. Oprócz wyjazdów trekkingowych czy wspinaczkowych, figurowały tu również różnego rodzaju imprezy komercyjne - wyjazdy narciarskie, obozy dla dzieci i wiele innych. Koncentrowałam się na wypadach weekendowych i kilka propozycji wydawało się ciekawych. Wybrałam jedną z nich i poszłam na spotkanie przedwyjazdowe. 

Oprócz mnie w wyznaczonym miejscu i o odpowiedniej porze pojawiły się tylko dwie panie, obie grubo po czterdziestce. Nie zrażałam się, czekałam na przewodnika. Spóźnił się ponad pół godziny. Był rześkim mężczyzną w garniturze, z teczką w ręku. Oświadczył, że samolot z Frankfurtu miał piętnastominutowe opóźnienie, a po drodze z lotniska były korki. Typowy biznesmen. Powoli przeszedł do rzeczy. Wyjął mapę, pokazał trasę, którą mamy przejść. Kiedy doszło do kwestii transportu, zaproponował, żebyśmy dojechały samochodami. Zapytałam kontrolnie, co obejmuje kwota 13 € widniejąca w katalogu przy opisie tej wycieczki. Wyjaśnił mi, że jest to opłata przewodnika, a wszystkie inne koszty pokrywa się dodatkowo samemu. Nie miałam już więcej pytań, grzecznie się pożegnałam i wyszłam. 

* * *

Czy tak ma wyglądać prawdziwy klub górski? Gdy bliżej przyjrzałam się Alpenverein, to tak jakbym zobaczyła przyszłość SKG, kiedy rozwijałby się on według scenariusza tworzonego przez niektórych członków naszego klubu. Chciałabym, żeby SKG było wciąż miejscem, jakie poznałam trzy lata temu, kiedy do niego wstępowałam, gdzie można porozmawiać z ciekawymi ludźmi, ale nie o przyszłości SKG, public relations,... ale o górach.