Wspomnienia z przejścia letniego w 2002 roku


13 lipca 2002 roku w południe siedzieliśmy na wypchanych po brzegi plecakach na dworcu Warszawa Zachodnia. Z entuzjazmem rozmawialiśmy o tym, co miało nas czekać w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Zajęci sobą nie zauważyliśmy, że godzina przyjazdu naszego autokaru dawno już minęła. Po chwili minęła również godzina jego odjazdu. A po jeszcze jednej chwili przemiły głosik ze skrzeczącego megafonu oznajmił, iż takowy w ogóle nigdzie dzisiaj nie pojedzie. Tak rozpoczęła się nasza wyprawa na rumuńską Bukowinę i w Alpy Rodniańskie. Na całe nasze szczęście okazało się, że godzinę później, również do Iwanofrankowska (Stanisławowa), odjeżdża inny ukraiński autokar. Na całe nasze nieszczęście zaś dowiedzieli się o tym także inni pasażerowie, w związku z czym było nas dwa razy więcej niż ustawa przewiduje. Część złotozębnych podróżnych zmuszona była zająć miejsca na drewnianych deseczkach w przejściu (lub na naszych plecakach, które oczywiście nie zmieściły się w lukach). W ten oto sposób, gniotąc się i dusząc, z przesiadką w Stanisławowie, dotarliśmy rankiem do Czerniowców, a stamtąd wynajętym busem przez granicę do rumuńskich Radowców.