Otwieramy kącik poetycki. W związku z tym, dorogije czitatieli, będziecie musieli się niestety trochę pomęczyć, gdyż jak wiadomo, poezja to nie chleb z masłem i czytanie jej wymaga pewnego wysiłku intelektualnego. Nie wymagamy od Was zbyt wiele, w związku z tym przeczytacie na początek wiersze Zbyszka Ciastka (zresztą i tak żadnych innych wierszy na razie nie mamy). Sam autor dystansuje się ostatnio od swojej twórczości. Zresztą oceńcie sami. Redakcja wystawiła oceny od 1 do 6.

Siedzę se na kamieniu
i mam wszystko gdzieś.
Jak mi ktoś wejdzie
niech go trąca pies.
Chcę mieć trochę spokoju
słuchając szumu strumyka.
Bardzo mi się podoba
ta jednostajna muzyka.
Lecz czasem ten potoczek
odgrywa swoje fanfary.

Cóż to, głupieję za młodu
czy szybko robię za stary?

27.08.1992 r.

Ten wierszyk zrobił się w Dolinie Małej Zimnej Wody w czasie tzw. denackiego dnia. Tak wszyscy się kochaliśmy, że każdy włóczył się samotnie, przepraszam, niektórzy w duecie. Pewnego dnia byliśmy na grani Baszt, a wyglądało to jakoś tak:

Przez Baszty przechodzę powoli
w prawo czy w lewo ni kroku.
Z jednej Młynicka się wije
a drugiej Menguska głęboka.
Bladość zabarwia twarze
pot zimny pada na lica
Przejdę tę grań i przeżyję
lub luftem w dół i... gromnica
Jestem bliziutko szczytu
na który dążę od rana.
Jeszcze trawersem w prawo
i już złoiłem Szatana.
Teraz zaś śmiało na dół
do stawu co tam gdzieś błyska.
Na Patrię wejść nie mogę
chociaż tak byłą bliska.
Więc do Strybskiego szlakiem
wlokę się krok za krokiem.
Na wszystko patrzę ponuro
i w zadumaniu głębokiem.

27.08.1992 r.
Zbigniew Ciastek