Drukuj

Wojtek T. Szypuła

Skąd ten tytuł? To najkrótsza charakterystyka widoku roztaczającego się z leżącego w dolinie Indusu Skardu, jako że właśnie Indus uznaje się za granicę między tymi dwoma łańcuchami górskimi. Ze Skardu nie widać wprawdzie żadnych siedmio- czy ośmiotysięcznych kolosów, ale już czuje się atmosferę wielkich gór; indywidualni trekkersi i międzynarodowe ekspedycje dokonują ostatnich zakupów i przygotowań przed podbojem lodowców i szczytów Karakorum.

Wyprawa Studenckiego Klubu Górskiego i Warszawskiego Towarzystwa Fotograficznego "Karakorum '94", w składzie: Paweł "Jaguś" Jagielski - lekarz, Robert "Misio" Lech, Maciej Nałęcz - kierownik, Dorota "Rudawka" Rudawa - II kierownik, Paweł Szempliński oraz niżej podpisany, dotarła tu w 12 dni od opuszczenia warszawskiego Okęcia, po fantastycznej, ośmiogodzinnej przejażdżce z Gilgit na dachu autobusu. Wcześniej przebyliśmy wzdłuż cały Pakistan (wylądowaliśmy w Karachi, nad oceanem) i połowę Karakoram Highway, załatwiając po drodze w Islamabadzie chińskie wizy. Trzy dni później opuściliśmy Askole, punkt startowy do wyjść pod K2, Broad Peak i Gasherbrumy. Naszym celem w tej części wyprawy było pokonanie dwóch spośród najdłuższych lodowców Karakorum - Biafo i Hispar, oddzielonych przełęczą Hispar (5151 m n.p.m.) i zejście do doliny Hunzy. Był to plan znacznie ograniczony w stosunku do pierwotnych zamierzeń, ale z lodowca Choktoi i podejścia pod Latoki musieliśmy zrezygnować wobec konieczności posiadania zezwolenia z Ministerstwa Turystyki lub wynajęcia przewodnika.

Dręczona przez wyjątkowo złośliwy wirus zapalenia migdałków (ostatecznie chorobę przeszło 83% uczestników), w uszczuplonym do czterech osób składzie, ekspedycja osiągnęła dolinę Hunzy po prawie trzech tygodniach ganiania jaków, dreptania po lodzie i morenach, "zigzaggingu" między szczelinami i trawersowania poprzecznych lodowców.

Po ponownym połączeniu się obu odłamów wyprawy i spędzeniu w szóstkę mniej więcej tygodnia w Hunzie (piękne miejsce na odpoczynek, z widokami na Rakaposhi (7788 m n.p.m.) i Ultar Peak (7388 m n.p.m.), 12 września wjechaliśmy do Chin, z zamiarem zdobycia siedmioipółtysięcznej Muztagh Aty w chińskim Pamirze oraz przejechania dawnym Jedwabnym Szlakiem przez Kashgar, Turfan i Urumqi do Kazachstanu. Wobec niekorzystnych warunków pogodowych pierwszej części planu nie udało się zrealizować, za to rekonesans w zachodnich Chinach ocenić można jako udany i mogący stać się źródłem cennych doświadczeń na przyszłość. Za ciekawostkę uznać wypada ustanowienie klubowego rekordu wysokości (niskości?) przez zdobycie dna Kotliny Turfańskiej, leżącego 154 m poniżej (!) poziomu morza.

6 października, po trzech i pół tygodnia w Chinach, przekroczyliśmy w Korgos granicę kazachską, by już prosto przez Ałma-Atę, Moskwę i Brześć, w dwóch turach, dotrzeć do Polski między 12 a 15 października. Było świetnie!