Tegoroczny sylwester klubowy odbył się w Beskidzie Żywieckim. W okresie od 27 XII do 2 I do naszej dyspozycji mieliśmy obiekt PTSM w Zawoi - Wełczy, miejscowości położonej opodal Babiej Góry. W ciągu paru dni udało nam się zrobić kilka fajnych tras i poszusować na pobliskich stokach narciarskich. Niezabrakło też wieczornego relaksu przy planszówkach i karciankach, wspólnego muzykowania oraz szaleństwa nocy sylwestrowej.
Tak się jakoś złożyło, że znalazł się ktoś kto spisał dzieje tego wyjazdu ale gdy zajrzałem do rękopisu owego jegomościa okazało się, że ta relacja jest do innych niepodobna...
Sylwestriada
Prolog
Przypatrywali się ludzie z ciekawością
Pewnemu jegomościowi z kartek plikiem i piórem
Zagadywali go co też tak skrobie z gorliwością
On czasem uchylił rąbka tajemnicy otoczonej murem
Co napisał ja wam na ucho szepnę
Po co się trudził ?
Czyżby się nudził ?
Kto tak myśli ten jest w błędzie
Jako że miał pewien cel na względzie
Chciał wam rzec, że na pewnym wyjeździe dobrze się bawił
I zachęca każdego kto to będzie czytał
Aby z SKG na sylwestra i inne imprezy pomykał
By dobrze w słowa wszystko ująć rymem będzie was bawił
A że akcja na koniec roku przypada
Przeto jego utwór zwie się „Sylwestiada”
Opowieść Włóczykija
I
Z różnych miejsc ludziska startowali
Ale jakoś do Zawoi dojechali
Ci co mieli dotrzeć dziś
Wchodzimy do środka a tu bida
Chyba w gawrze cieplej ma miś
Po pokojach żeśmy się roztasowali
I dla sytuacji ratowania ciepłą atmosferą ogrzewali
Planszówka tu się nie jedna przyda
Przed śpiewem tez nikt się nie wzdryga
Tu Czarek na basie niczym trzmiel mruczy
Tam Kasia gitarę stroi i coś sobie nuci
Tymczasem na stół pizza wjechała
Gdy głód się zakrada
Lud się nią zajada
I napitkami okrasza
Chwil kilka mija
Już na rogu Maja z mapami się uwija
Gosia nabór na trasę ku Jałowcowi ogłasza
Na ósmą wszystkich jutro zaprasza
Już grupa się uformowała
Niejeden się przy stole biedzi
Maja w puchówce siedzi
A Kasia kominiarkę wciąga
I za czymś ciepłym jeszcze się rozgląda
Choć nie wszyscy się tu znają
Ale uśmiechem i keksem się obdarzają
Z drugiej strony stoła
Michał Pluta o ratunek prosił
Ręce do puchówki wsuwa
Ale już na ogrzanie znalazł sposób nowy
Gdy Gosia wrzątek przynosi gotowy
Na ręce, na ręce ! - woła
Dobrze, że się od Gosi nie doprosił
Dokucza nam ta lodówa
Nieco mniej to czujesz
Gdy różne ciasta degustujesz
A kiedy Pluta cudownie ciasta rozmnaża
Nikt się na to nie obraża
W SKG demokrację, co praw mniejszości chroni, się szanuję
Ale niekiedy bywa, że dyktaturę i oligarchię się stosuje
Jeden z wyjściem na ósmą goni
Drugi od późniejszej godziny nie stroni
Teraz jednak ta sprawa nas nie zajmuje
Bo już ten i ów do karcianki przystępuje
Tu rzucasz kartę i mówisz ”gówno”
Tam rzucasz bumerangiem i mówisz trudno
Już wieczór późny nadchodzi
Nieco przerzedziła się publika
Aż tu nagle zaczęła się historia niebanalna
Michał Pluta żartem woła „Uwięziłem Kasię w łazience !”
Nie jeden załamuje ręce
Ale Pluta z czekanem ku drzwiom podchodzi
Bo liczy że tak najszybciej Kasię oswobodzi
I choć historia to niezwykła
Sprawa nader prosto się rozwiązała
Scyzorykiem uwięziona w zamku pogmerała
I na wolność rychło się wydostała
Gdy do prawa dżungli się zabierasz
Baczysz na figury co rusz się zmieniające
I chciwie totem spozierasz
Tu latają ręce ostro wywijające
Dziś miejsca do gry było za mało
Więc piwo się wylało
Już tam Wojciechu z mopem bieży
Lecz tu czuwają by wszystko było jak należy
„Kto wylał – ten sprząta”
Zawołał ktoś z kąta
Sąsiad mu wtóruje
„Piwo niech się nie marnuje,
Niech rozrabiaka je z mopa powyciskuje”
Wszystko to nie jest bajeczka
Ani przygodnie zasłyszana ploteczka
Marcin historię o Stalowej Woli snuje
I fajeczką raz za razem popykuje
Zgasła już dawno fajeczka
I dla niektórych przyszedł już czas iść do łóżeczka
W sąsiednim pokoju na skrzypkach grają
I palcami po strunach basówki przebierają
Gdzieś tam w dali Kasia śpiewa
Kiedy już w mym pokoju powątpiewali
By muzykanci jeszcze dziś się do nas wybrali
Ci w grupę się zebrali
I do nas zawitali
Nikt tu się na nich nie gniewa
Gdy pieśń XXIX rozbrzmiewa
Z prawej Kasia nucić zaczyna
Janek na skrzypkach jej wtóruje
A i Czarek z basem nie próżnuje
Gdy rozbrzmiewa ta muzyka
Z niejednej duszy smutek znika
Kiedy słowa znajomych piosenek rozbrzmiewają
Górskie przygody z SKG się przypominają
Za czym troski z serca znikają
Powieki z wolna się przymykają
I tak ostatnie chwile 27 decembra mijają
II
Nowy dzień się zaczyna
Grupa Mai na Jałowiec się szykuje
Nikt się do dwunastej nie wyleguje
Zaraz po ósmej już obok Magdy dzielnie maszeruje
Grad, krupa a w końcu deszczyk padać poczyna
Ale śnieg dopiero na zboczu Jałowca pod nogami odnajduje
Gdy w dół schodzić czasem się zdarzy
nieraz intrygująca rzecz się nadarzy
Domki krasne na drzewach wydziergane
Idąc za tymi znakami o Adamy było nam dane zahaczyć
Ciepłą herbatą w miłym towarzystwie się raczyć
Bo tu spotkanie z Wexem i Beatą było nam dane
W rogu przy choince Pluta o Szczecinie rozprawia
Po prawej Czarek i Tomek rozmową o wyprawie na Babią się zabawia
z lewa zaś Gosia siedzi
Ona nigdy nudą się nie biedzi
Na swój zegarek czasem looknie
Żaden hardkor ją nie łupnie
Dalej Wojtas się przysiad
Co nigdy na kursowce nie wysiadł
Michał z Magdą obok mnie przycupnęli
I zaraz mapę Żywieckiego wyciągnęli
Z kąta choinka do nas mruga
Zielonobiała girlanda spowija ją długa
Bombki na niej się kiwają
Aniołek i śnieżynki na pożegnanie Plucie i spółce machają
Gdyż oni jutro Babią Górę nocnym szturmem brać mają
Podczas gdy Wex Wojtasowi coś objaśnia
Za oknem nieco się przejaśnia
Choć w kominku ogień nie błyska
To nikomu to nie przeszkadza
Gdyż towarzystwo wszystkim dogadza
I wcale nas to nie zawodzi
Że Maja z Jankiem i Kasia w Adamów progi wchodzi
W schronisku pełno planszuwek na półkach stoi
I stąd nieco dłuższy pobyt pod tym dachem się wykroi
Nas czas aż tak nie goni
Więc Maja na mapie plany kreśli
Proponuje byśmy dzikimi ostępami przeszli
Wreszcie decyzja o wymarszu zapada
Początkowo zielonym szlakiem zmierzamy
By zaraz na Sloniskach go opuścić
I nieoznakowaną drogą ku Jaworzynie się puścić
Wśród nielicznych łat śniegu
Brniemy do Stryszawski brzegu
I na wzniesienie 730 się wdzieramy
A dalej do przełęczy Kolendówki dobijamy
Po drodze zaczęło się zmierzchać
I słońce poczęło z widnokręgu pierzchać
Śniegiem pokryta cała
Królowa Beskidów nam się ukazała
W mgnieniu oka na niebie miesiąc się ukazuje
Co sprawia, że milej się wędruje
Im niżej schodzimy tym bardziej się ślizgamy
Ale do Zawoi bez szwanku zeszliśmy
Gdzie nowo przybyłych przywitaliśmy
I na obiad z nadzieją czekamy
Dla nikogo nie było sporne
Że jadło podano nam wyborne
Tak pokrzepieni ruszyliśmy na pokoje
Gosia i Maja trasę na jutro układają
Ambitny plan dojścia na Babią mają
Maja goty zlicza
A Gosia w wymowności się ćwiczy
Bo na towarzystwo Magdy liczy
Tu wciąż różne warianty się rozważa
Podczas gdy przy stole już w planszuwkę grają
Niektórzy dopiero z nart wracają
Tam różne pytania geografii padają
I gracze różnych odpowiedzi udzielają
Ja do Munchkina dochodzę
Nie jestem tu graczem doświadczonym
Po partii, w której oberwałem srodze
Do ekipy grającej w oszusta odchodzę
Tu nieco lepiej mi poszło
Choć pierwszą partię przegrałem
To w kolejnym rozdaniu triumfowałem
Skoro już do tego doszło
Do łóżka się poszło
Bo to już 28 decembra mija
A w głowie trasa jutrzejsza się przewija
III
Każdy trasę dobiera tak by się nie zamorzyć
Niektórzy idą na Babią pohardkorzyć
My zaś na Policę ruszamy
Jednak problem z punktualnością mamy
Wojtek woła – „ach, ach punktualność, że aż strach”
Rach ciach ciach
I już „minutek parę” w plecy
Ale że to nie kursówka nikt z tego powodu nie beczy
Żwawo na Policę kroczymy
Pogoda jest przepiękna, słoneczna
Więc na pewno tamtejszym widokiem się zachwycę
I jak Wojciechu zapowiedział
Gdy wreszcie pojawiła się panorama tameczna
Że piękniejszą widziałem to bym nie powiedział
Z dala dostrzegam Tatry, odwieczne Polskie słupy graniczne
Ale bliżej też są widoki śliczne na różne pasma pograniczne
Hen na krańcu widnokręgu widzę dalekie Pieniny
I skrawek Bolesława Wstydliwego dziedziny
Gdzie okiem sięgnąć widać Beskidy
Niski, Sądecki oraz Żywiecki
Przez chwilę wydawać się zdaje, że mamy przed sobą zwidy
Oto z morza wyspy się ukazują
To mgły między szczytami meandrują
Z lewa gdzie słońce bardziej przygrzewa
Na zboczach widać buro zielone lub łyse drzewa
Z drugiej zaś strony
Ciągnie się Babiej Góry grzbiet ośnieżony
Z żalem zostawiam za plecami tą panoramę
Pocieszam się, że zdjęcia są wykonane
W mrozie dobrze nam się dziś idzie
Śnieg pod butami chrupie
Niebo jest pogodne i nie ma mowy o krupie
Wnet do schroniska na Hali Krupowej schodzimy
I wyborną szarlotką się raczymy
Miło się przy herbacie gwarzy ale zaraz ewakuować się przyjdzie
Droga powrotna wypadła zielonym szlakiem
Przez lodospady nasza kompanija przechodzi
Nie przejmujemy się słońca zanikiem
A na jego ostatki na nieboskłonie patrzymy z zachwytem
Te piękne barwy pastelowe
Przypomniały mi pełne gorąca dni lipcowe
Gdym z SKG przemierzał Karpaty Południowe
Ostatnie kilometry do Wałczy
Wiodły asfaltem co bardzo stopy męczy
Przyszliśmy akurat na konsumpcyje
Po prysznicu do obiadu zasiadłem
Potem łakocie różne jadłem
Gdy Tomek w chipsach ryje
Basia wyprawę na Babią układa
Chętnych na nią nie brakuje
Choć nie jest to wyprawa taka
Jak Bartosiaka, Pluty i Wolszczaka
Nowych przybyszów zjechał tłum
Już z pokojów dolatuje szum
I starzy i nowo przybyli
Zaraz nad mapą się pochylili
Plany różnorakie rozważają
Jeszcze nie wszyscy wiedzą gdzie się wybierają
Zaraz na stół trunki wjeżdżają
Ciast też nie brakuje
I o różnych sprawach rozmawiają
Wypiek Kasi każdego smakiem ujmuje
Tymczasem drużyna hardkorów już wróciła
Mimo plecaka do łóżka przywiązanego
I kasku sakramencko schowanego
Trasą srogą wdarli się z rana na Babią
Dlatego też legendy Żywieckie ich odtąd sławią
Ja zaś do pokoju sąsiadów się przeniosłem
Tu się gra w Sabotażystę
A pod oknem słychać gitarzystę
Głowę w inną stronę uniosłem
A tu z naprzeciwka flet usłyszeć da się
W pobliżu Czarek plumka na basie
Obok większej kupy
Są też i mniej liczne grupy
U drzwi pochłonięci są karcianką
a tuż kolo mnie o SKG rozkminianką
Za chwilę sytuacją się zmienia
Na stół nowa gra wjechała
Gram teraz w Tabu gdzie mówimy omownie
Wedle zasad nic tu nie wypowiesz dosłownie
Gdy wskazówka dziesiątą mijała
Nie dalej niż na odległość ramienia
Kapela się zorganizowała
I zaraz coś wspólnie zagrała
Potem impreza przeniosła się do pokoju „prezesowskiego”
Choć jutro na Babią ruszamy
Pustką tu nie pachnie
Janka ze skrzypkami i Basie na gitarze tu mamy
Co rusz to jakąś piosenkę się machnie
I tak powoli 29 decembra mija
A droga mi wśród tych ludzi każda chwila
Więc tak sobie myślę, że tu jeszcze trochę zabawię
Wszak jutrzejszą trasę na Babią bez kłopotu strawię
IV
Rankiem zebraliśmy się na czas
Widać wczorajsza nauka nie poszła w las
Wszyscy do busa wsiedli
A przedtem porządne śniadanie zjedli
Dzień szykuje się piękny
A że plan nie jest mętny
Na Babią uda się wdrapać
Choć tam na pewno woda pod nogami nie będzie chlapać
Wchodzimy z mozołem, wiatr nam nie dogadza
czasem lód usilnie przeszkadza
Na szczycie wiatr głowy urywa
I jak szachista figurami nami przesuwa
Widać stąd trochę Beskidu tego i owego
Są też na horyzoncie ciemne Tatery
Lecz jeśli mam być szczery
To widoczność nie była na cztery fajery
Długo na Babiej nie posiedzieliśmy
I ku przełęczy Brona ruszyliśmy
Gdy podłoże i kąt nachylenia uległo zmianie
Zjeżdżanie na czterech literach jest grane
Na przełęczy na parę grup się rozdzielamy
My z Basią, Piotrkiem, Wojtkiem i Melchiorem dalej pocinamy
Przez Małą Babią aż pod masyw Mędralowej cisneliśmy
I szczęśliwie przez Mylne Młaki wróciliśmy
A po drodze nowiutki szlak odkryliśmy
Do schroniska z dobrym czasem dobiliśmy
Duchem pod prysznic wskoczyliśmy
Reszta ekip wróci później
Więc póki co w pokojach jest luźniej
Po obiadku włączyłem się do gry
Tu przy Dominionie karty urzędnika i milicji w ruch szły
O posiadłości ziemskie toczyła się rozgrywka
I muszę przyznać, że zajmująca była to rozrywka
Nie pójdziemy jeszcze spać
Bo zaraz będą po strunach palcami przebierać
Plany na jutro są niejasne
Chyba, że ma kto buty za ciasne
Grupa Pluty coś długo nie wraca
Miejmy nadzieje, że pan prezes współtowarzyszy nie powytraca
Dopiero później się okaże
Że po drzewach mieli wojaże
I była niejedna nocna panoramaka
Bez rewasza wspomaganka
Jeszcze do spania nie nabrałem chęci
Bo piłkarzyki to jest gra co wielu nęci
Po jednej stronie biali, z drugiej czerwoni
Choć skład czerwonych jest niepełny
Bo komplet jest felerny
Nikt tu nie stroni od gimnastyki dłoni
Podania i serie zwodów
Są przyczyną różnych zawodów
Gdy piłka po boisku kołuje
Każdy szybsze serca bicie czuje
A gdy na murawie się zatrzyma przy niej majstruje
Tu po okrzykach przekonasz się snadnie
Gdy piłka do bramki wpadnie
Przykro mi się pisze, że 30 decembra już finiszuje
Przecież ja tu wśród swoich tak dobrze się czuje
Jeszcze gdzieniegdzie dobiega gwar
Ale gdy zegar północ wybija Morfeusz rzuca na mnie czar
V
Przyszedł wreszcie ostatni dzień roku
Z trasą dziś nie poszarżuję
Bo dziś wcześniej obiad się serwuje
Ale, że zapowiada się ładna pogoda
Nie chcę siedzieć jak po wyroku
Gdy słońce zakonem mruga aż zostać na miejscu szkoda
W końcu sprawę doboru trasy rozstrzygnąłem
I na Mendralową wystartowałem z Melchiorem
Gdyśmy na Jaworzynę trafili
Skręciliśmy ku czarnemu szlakowi
A tu się okazało jak często mapa się myli
Czarny urwał się na drodze
I zeszliśmy w dół po trasie oblodzonej srodze
Zszedłszy do Mroźnic sprawnie pomaszerowaliśmy ku domowi
W przełącz Klekociny żeśmy bez problemu utrafili
A następnie na obiad elegancko zdążyli
Ludziska też już powracali
Przebrania szykowne sobie szykują
I niejednego one pozaskakują
Również zapasy na imprezę wszyscy pouzupełniali
Było czasu na przebranie sporo
Ale początkowo coś szło nieskoro
Lud z wolna ściąga na dół
Gdzie impreza się zaczęła
Jeszcze tylko godziny pół
I zabawa się na całego wszczęła
Stoły uginają się pod jadłem i napitkiem
A stroje kapią od pomysłów
Temat przebieranki brzmiał postaci z bajek
Tak więc było parę szajek
Na widok całej gamy konceptów odchodzę od zmysłów
Gdy ujrzałem stroje przyjaciół z Doliny Muminków uczułem się rozbitkiem
Wojtek co za Bukę się przebrał
Mała Mi i jej starsza siostra gracko się sprawili
Ja zaś skromny Włóczykija kostium wdziałem
Także Pluta zaraz się wtoczył
I jako mumia między nas wskoczył
Gdy salę przemierzałem także Toma i Jerzego spotkałem
Zaraz za nimi Rumcajs i Hanka się wychylili
Z krainy czarów przybył kapelusznik co z Alicja się wybrał
Kasia stroju skomplikowanego nie miała
Ale włosami a'la Pipi i pastelową sukienką
Nie mało głosów pozyskała
Namierzyłem również szpiegów z deszczowców krainy
Był też wilk co czerwonego kapturka nie tknął
Inny czarny charakter pokwapił się z bardzo odległej krainy
Nikt się jednak nie przeraził gdy na Lorda Vadera się natknął
By stworzyć dla takiej postaci kontrast
Obok stanęli Przyczółka Maja, Piotruś Pan i dwie Pokahontas
Oraz cesarz Julek cały w bieli z zielonym wieńcem
Przydreptał i Koziołek Matołek co wielu jest ulubieńcem
Z zachodu zawitał Zorro, który jeśli postępujesz źle
Wytnie ci na plecach SKG
Na sali przepływ jest duży
Bo gdy się kto znuży
Z jednej do drugiej Sali przeskoczy
I tu usta w napitku zamoczy
Krzesełkiem się posłuży
Gdy rozmowa przerwę wydłuży
Mirek na parkiecie bansuje
I po innych co zawadiacko w tańcu wywijają
Widać, że dobry humor dziś mają
Wskazówka goni do przodu szybko
Już i do północy czasu pozostało mikro
Każdy na górę smaruje
Gdy wszyscy się odzieli
Szampana również w rękę ujęli
Życzyliśmy sobie samych dobrych rzeczy
Że tu z serca płynęły słowa, nikt nie zaprzeczy
Ostatnie słowa życzeń już wypowiedziano
Cwałem na dalszą zabawę się udano
Upływ czasu zaczął robić swoje
Z wolna zapełniają się nasze pokoje
Grupka za grupką, czy to tych przy stole
Czy wywijających w tanecznym kole
Przegrywa w końcu walkę z Morfeuszem
Choć na zegarze już wpół do trzeciej to tuszę
Że na razie o pójście do łóżka się nie pokuszę
Najwytrwalszych na parkiecie tańczy garstka
A obok pogaduje kilkuosobowa paczka
Gdy czasomierz trzecią wskazuje
Na parkiecie już tylko czwórka podryguje
A w Sali obok już tylko para pogaduje
Nie myślcie jednak, że tak szybko kończą się imprezy w SKG
O nie, nie, grubo mylicie się !
Bo tu jeszcze w kuchni są rezerwy
Tam balonik podrzucają zawodnicy pełni werwy
Czarek jeszcze dokazuje ostro
Jego chyba imprezowanie do szóstej by nie przerosło
Na mnie w końcu też już czas przychodzi
Więc do pokoju iść się godzi
Nim się jednak w poczet śpiących zapiszę
Jeszcze trochę popiszę
VI
Gdy wreszcie zakończyła się impreza
I 31 decembra już na dobre przeistoczył się w 1 januara
Oczom balowiczów ukazał się dzionek nowy
Pokoje nieco opustoszały, nie była to mara
Ani skutek mrocznych mocy zmowy
Bo prawie każdy na Nowy Rok do domu zmierza
Nieliczni tylko pozostali
I na narty lub w góry się wybrali
Pokrzepiony smacznym śniadaniem
Zająłem się do 26 moich rzeczy przekładaniem
Bo takie wyszło zarządzenie
By niedobitki co się uchowały
W jednym pokoju zamieszkały
Gdy już teleportowałem swe mienie
Migiem włożyłem swoje turystyczne odzienie
Wdziałem też buty
By w Nowy Rok nie siedzieć jak struty
Z Gosią i Mają skoczyliśmy do Suchej
Trasa nie była skomplikowana
I nie trzeba było maszerować do skonania
Co było do zobaczenia zobaczyliśmy
A nawet na busik do Zawoi zdąrzyliśmy
Gdyśmy po ostatniej prostej do PTSM raźno kroczyli
Dwa Michały bryką z odsieczą pospieszyły
Wróciliśmy do chałupy głuchej
Gdzie już tylko szóstka nas pozostała
Mimo, że jest to grupa mała
Fantazja w niej drzemie niebywała
Ostatni wieczór w Zawoi spokojnie minął
Czas na pogaduchach i oglądaniu filmu upłynął
VII
2 januara nastał i przyszedł czas odjazdu
Nie wyczułem w sercach entuzjazmu do wyjazdu
Michał Pluta wyskoczył na bosaka
I była niezła draka
Przy przepakowywaniu jego plecaka
Maja z Gosią w plecaku przebierają
Niezły ubaw ze znalezisk mają
Czas biegnie nieubłaganie
Śniadanie dawno już wszyscy zjedli
W Bekeyowym samochodzie zasiedli
Denerwują się absencją Pluty nasze panie
Wybiega wreszcie Pluta
Skarpetek nie znalazł więc bosą stopę włożył do buta
Gdy już wszyscy do automobilu wsiedli
Migiem na przystanek dotarliśmy
I idealnie w rozkład busika znowu utrafiliśmy
Załadowaliśmy się do środka i na fotelikach zasiedli
Potem w pociąg z Krakowa do Warszawy wsiadamy
Do miłej stolicy siedząc na podłodze lub plecaku wieczorem docieramy
Pożegnanie
Żal było opuszczać ten Beskid kochany
Granicą zamaszystymi zakosami porozdzielany
Gdzie dumnie Babia Góra nad krajobrazem króluje
I swym majestatycznym profilem za serce ujmuje
Tutaj czas przyjemnie płynie
Gdy w szept staruszka świerka się wsłuchasz
Przymkniesz oczy i o dawnych czasach opowieści posłuchasz
Ani się obejrzysz gdy markotność co cię w miejskiej dżungli opadła zginie
A kiedy po powrocie do schroniska wśród dusz przyjaznych zasiądziesz
W przyjemnym nastroju się odnajdziesz
Przy wieczornym spotkaniu i graniu się rozerwiesz
Nie jeden ciekawy rozhowor podejmiesz
I przyjemności pogrania w planszuwkę sobie nie odmówisz
Tak Ci to wszystko do gustu przypadnie
Że za rok z SKG nie tylko na sylwestra jechać wypadnie