Drukuj

Tegoroczny sylwester klubowy odbył się w Beskidzie Żywieckim. W okresie od 27 XII do 2 I do naszej dyspozycji mieliśmy obiekt PTSM w Zawoi - Wełczy, miejscowości położonej opodal Babiej Góry. W ciągu paru dni udało nam się zrobić kilka fajnych tras i poszusować na pobliskich stokach narciarskich. Niezabrakło też wieczornego relaksu przy planszówkach i karciankach, wspólnego muzykowania oraz szaleństwa nocy sylwestrowej.

Tak się jakoś złożyło, że znalazł się ktoś kto spisał dzieje tego wyjazdu ale gdy zajrzałem do rękopisu owego jegomościa okazało się, że ta relacja jest do innych niepodobna...

 

Sylwestriada 

Prolog

Przypatrywali się ludzie z ciekawością

Pewnemu jegomościowi z kartek plikiem i piórem

Zagadywali go co też tak skrobie z gorliwością

On czasem uchylił rąbka tajemnicy otoczonej murem

Co napisał ja wam na ucho szepnę

 

Po co się trudził ?

Czyżby się nudził ?

Kto tak myśli ten jest w błędzie

Jako że miał pewien  cel na względzie

 

Chciał wam rzec, że na pewnym wyjeździe dobrze się bawił

I zachęca każdego kto to będzie czytał

Aby z SKG na sylwestra i inne imprezy pomykał

 

By dobrze w słowa wszystko ująć rymem będzie was bawił

A że akcja na koniec roku przypada

Przeto jego utwór zwie się „Sylwestiada”

 

Opowieść Włóczykija

I

Z różnych miejsc ludziska startowali

Ale jakoś do Zawoi dojechali

Ci co mieli dotrzeć dziś

Wchodzimy do środka a tu bida

Chyba w gawrze cieplej ma miś

Po pokojach żeśmy się roztasowali

I dla sytuacji ratowania ciepłą atmosferą ogrzewali

 

 

Planszówka tu się nie jedna przyda

Przed śpiewem tez nikt się nie wzdryga

Tu Czarek na basie niczym trzmiel mruczy

Tam Kasia gitarę stroi i coś sobie nuci

 

 

Tymczasem na stół pizza wjechała

Gdy głód się zakrada

Lud się nią zajada

I napitkami okrasza

Chwil kilka mija

Już na rogu Maja z mapami się uwija

Gosia nabór na trasę ku Jałowcowi ogłasza

Na ósmą wszystkich jutro zaprasza

 

 

Już grupa się uformowała

Niejeden się przy stole biedzi

Maja w puchówce siedzi

A Kasia kominiarkę wciąga

I za czymś ciepłym jeszcze się rozgląda

Choć nie wszyscy się tu znają

Ale uśmiechem i keksem się obdarzają

 

 

Z drugiej strony stoła

Michał Pluta o ratunek prosił

Ręce do puchówki wsuwa

Ale już na ogrzanie znalazł sposób nowy

Gdy Gosia wrzątek przynosi gotowy

Na ręce, na ręce ! - woła

Dobrze, że się od Gosi nie doprosił

 

Dokucza nam ta lodówa

Nieco mniej to czujesz

Gdy różne ciasta degustujesz

A kiedy Pluta cudownie ciasta rozmnaża

Nikt się na to nie obraża

 

W SKG demokrację, co praw mniejszości chroni, się szanuję

Ale niekiedy bywa, że dyktaturę i oligarchię się stosuje

Jeden z wyjściem na ósmą goni

Drugi od późniejszej godziny nie stroni

 
 

Teraz jednak ta sprawa nas nie zajmuje

Bo już ten i ów do karcianki przystępuje

Tu rzucasz kartę i mówisz ”gówno”

Tam rzucasz bumerangiem i mówisz trudno

 

 

Już wieczór późny nadchodzi

Nieco przerzedziła się publika

Aż tu nagle zaczęła się historia niebanalna

Michał Pluta żartem woła „Uwięziłem Kasię w łazience !”

Nie jeden załamuje ręce

Ale Pluta z czekanem ku drzwiom podchodzi

Bo liczy że tak najszybciej Kasię oswobodzi

 

I choć historia to niezwykła

Sprawa nader prosto się rozwiązała

Scyzorykiem uwięziona w zamku pogmerała

I na wolność rychło się wydostała

 

Gdy do prawa dżungli się zabierasz

Baczysz na figury co rusz się zmieniające

I chciwie totem spozierasz

Tu latają ręce ostro wywijające

 

 

 

 

Dziś miejsca do gry było za mało

 

Więc piwo się wylało

 

Już tam Wojciechu z mopem bieży

 

Lecz tu czuwają by wszystko było jak należy

 

„Kto wylał – ten sprząta”

 

Zawołał ktoś z kąta

 

Sąsiad mu wtóruje

 

„Piwo niech się nie marnuje,

 

Niech rozrabiaka je z mopa powyciskuje”

 

Wszystko to nie jest bajeczka

 

Ani przygodnie zasłyszana ploteczka

 

 

 

 

Marcin  historię o Stalowej Woli snuje

 

I fajeczką raz za razem popykuje

 

Zgasła już dawno fajeczka

 

I dla niektórych przyszedł już czas iść do łóżeczka

 

 

 

 

W sąsiednim pokoju na skrzypkach grają

 

I palcami po strunach basówki przebierają

 

Gdzieś tam w dali Kasia śpiewa

 

Kiedy już w mym pokoju powątpiewali

 

By muzykanci jeszcze dziś się do nas wybrali

 

Ci w grupę się zebrali

 

I do nas zawitali

 

 

 

 

Nikt tu się na nich nie gniewa

 

Gdy pieśń XXIX rozbrzmiewa

 

Z prawej Kasia nucić zaczyna

 

Janek na skrzypkach jej wtóruje

 

A i Czarek z basem nie próżnuje

 

 

 

 

Gdy rozbrzmiewa ta muzyka

 

Z niejednej duszy smutek znika

 

Kiedy słowa znajomych piosenek rozbrzmiewają

 

Górskie przygody z SKG się przypominają

 

Za czym troski z serca znikają

 

Powieki z wolna się przymykają

 

I tak ostatnie chwile 27 decembra mijają

 

 


 

 

II

 

 

 

Nowy dzień się zaczyna

 

Grupa Mai na Jałowiec się szykuje

 

Nikt się do dwunastej nie wyleguje

 

Zaraz po ósmej już obok Magdy dzielnie maszeruje

 

Grad, krupa a w końcu deszczyk padać poczyna

 

Ale śnieg dopiero na zboczu Jałowca pod nogami odnajduje

 

 

 

 

Gdy w dół schodzić czasem się zdarzy

 

nieraz intrygująca rzecz się nadarzy

 

Domki krasne na drzewach wydziergane

 

Idąc za tymi znakami o Adamy było nam dane zahaczyć

 

Ciepłą herbatą w miłym towarzystwie się raczyć

 

Bo tu spotkanie z Wexem i Beatą było nam dane

 

 

 

 

W rogu przy choince Pluta o Szczecinie rozprawia

 

Po prawej Czarek i Tomek rozmową o wyprawie na Babią się zabawia

 

z lewa zaś Gosia siedzi

 

Ona nigdy nudą się nie biedzi

 

Na swój zegarek czasem looknie

 

Żaden hardkor ją nie łupnie

 

Dalej Wojtas się przysiad

 

Co nigdy na kursowce nie wysiadł

 

Michał z Magdą obok mnie przycupnęli

 

I zaraz mapę Żywieckiego wyciągnęli

 

 

 

 

Z kąta choinka do nas mruga

 

Zielonobiała girlanda spowija ją długa

 

Bombki na niej się kiwają

 

Aniołek i śnieżynki na pożegnanie Plucie i spółce machają

 

Gdyż oni jutro Babią Górę nocnym szturmem brać mają

 

 

 

 

Podczas gdy Wex Wojtasowi coś objaśnia

 

Za oknem nieco się przejaśnia

 

Choć w kominku ogień nie  błyska

 

To nikomu to nie przeszkadza

 

Gdyż towarzystwo wszystkim dogadza

 

I wcale nas to nie zawodzi

 

Że Maja z Jankiem i Kasia w Adamów progi wchodzi

 

 

 

 

W schronisku pełno planszuwek na półkach stoi

 

I stąd nieco dłuższy pobyt pod tym dachem się wykroi

 

Nas czas aż tak nie goni

 

Więc Maja na mapie plany kreśli

 

Proponuje byśmy dzikimi ostępami przeszli

 

 

Wreszcie decyzja o wymarszu zapada

 

Początkowo zielonym szlakiem zmierzamy

 

By zaraz na Sloniskach go opuścić

 

I nieoznakowaną drogą ku Jaworzynie się puścić

 

 

 

 

Wśród nielicznych łat śniegu

 

Brniemy do Stryszawski brzegu

 

I na wzniesienie 730 się wdzieramy

 

A dalej do przełęczy Kolendówki dobijamy

 

 

 

Po drodze zaczęło się zmierzchać

 

I słońce poczęło z widnokręgu pierzchać

 

Śniegiem pokryta cała

 

Królowa Beskidów nam się ukazała

 

W mgnieniu oka na niebie miesiąc się ukazuje

 

Co sprawia, że milej się wędruje

 

 

 

 

Im niżej schodzimy tym bardziej się ślizgamy

 

Ale do Zawoi bez szwanku zeszliśmy

 

Gdzie nowo przybyłych przywitaliśmy

 

I na obiad z nadzieją czekamy

 

Dla nikogo nie było sporne

 

Że jadło podano nam wyborne

 

Tak pokrzepieni ruszyliśmy na pokoje

 

 

 

 

Gosia i Maja trasę na jutro układają

 

Ambitny plan dojścia na Babią mają

 

Maja goty zlicza

 

A Gosia w wymowności się ćwiczy

 

Bo na towarzystwo Magdy liczy

 

Tu wciąż różne warianty się rozważa

 

 

 

 

Podczas gdy przy stole już w planszuwkę grają

 

Niektórzy dopiero z nart wracają

 

Tam różne pytania geografii padają

 

I gracze różnych odpowiedzi udzielają

 

 

 

 

Ja do Munchkina dochodzę

 

Nie jestem tu graczem doświadczonym

 

Po partii, w której oberwałem srodze

 

Do ekipy grającej w oszusta odchodzę

 

Tu nieco lepiej mi poszło

 

Choć pierwszą partię przegrałem

 

To w kolejnym rozdaniu triumfowałem

 

Skoro już do tego doszło

 

Do łóżka się poszło

 

Bo to już 28 decembra mija

 

A w głowie trasa jutrzejsza się przewija

 

 


 

 

III

 

 

 

Każdy trasę dobiera tak by się nie zamorzyć

 

Niektórzy idą na Babią pohardkorzyć

 

My zaś na Policę ruszamy

 

Jednak problem z punktualnością mamy

 

Wojtek woła – „ach, ach punktualność, że aż strach”

 

Rach ciach ciach

 

I już „minutek parę” w plecy

 

Ale że to nie kursówka nikt z tego powodu nie beczy

 

 

 

 

Żwawo na Policę kroczymy

 

Pogoda jest przepiękna, słoneczna

 

Więc na pewno tamtejszym widokiem się zachwycę

 

I jak Wojciechu zapowiedział

 

Gdy wreszcie pojawiła się panorama tameczna

 

Że piękniejszą widziałem to bym nie powiedział

 

 

 

 

Z dala dostrzegam Tatry, odwieczne Polskie słupy graniczne

 

Ale bliżej też są widoki śliczne na różne pasma pograniczne

 

Hen na krańcu widnokręgu widzę dalekie Pieniny

 

I skrawek Bolesława Wstydliwego dziedziny

 

Gdzie okiem sięgnąć widać Beskidy

 

Niski, Sądecki oraz Żywiecki

 

Przez chwilę wydawać się zdaje, że mamy przed sobą zwidy

 

Oto z morza wyspy się ukazują

 

To mgły między szczytami meandrują

 

Z lewa gdzie słońce bardziej przygrzewa

 

Na zboczach widać buro zielone lub łyse drzewa

 

Z drugiej zaś strony

 

Ciągnie się Babiej Góry grzbiet ośnieżony

 

Z żalem zostawiam za plecami tą panoramę

 

Pocieszam się, że zdjęcia są wykonane

 

 

 

 

W mrozie dobrze nam się dziś idzie

 

Śnieg pod butami chrupie

 

Niebo jest pogodne i nie ma mowy o krupie

 

Wnet do schroniska na Hali Krupowej schodzimy

 

I wyborną szarlotką się raczymy

 

Miło się przy herbacie gwarzy ale zaraz ewakuować się przyjdzie

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Droga powrotna wypadła zielonym szlakiem

 

Przez lodospady nasza kompanija przechodzi

 

Nie przejmujemy się słońca zanikiem

 

A na jego ostatki na nieboskłonie patrzymy z zachwytem

 

 

 

 

Te piękne barwy pastelowe

 

Przypomniały mi pełne gorąca dni lipcowe

 

Gdym z SKG przemierzał Karpaty Południowe

 

Ostatnie kilometry do Wałczy

 

Wiodły asfaltem co bardzo stopy męczy

 

 

 

 

Przyszliśmy akurat na konsumpcyje

 

Po prysznicu do obiadu zasiadłem

 

Potem łakocie różne jadłem

 

Gdy Tomek w chipsach ryje

 

Basia wyprawę na Babią układa

 

Chętnych na nią nie brakuje

 

Choć nie jest to wyprawa taka

 

Jak Bartosiaka, Pluty i Wolszczaka

 

 

 

 

Nowych przybyszów zjechał tłum

 

Już z pokojów dolatuje szum

 

I starzy i nowo przybyli

 

Zaraz nad mapą się pochylili

 

Plany różnorakie rozważają

 

Jeszcze nie wszyscy wiedzą gdzie się wybierają

 

Zaraz na stół trunki wjeżdżają

 

Ciast też nie brakuje

 

I o różnych sprawach rozmawiają

 

Wypiek Kasi każdego smakiem ujmuje

 

 

 

 

Tymczasem drużyna hardkorów już wróciła

 

Mimo plecaka do łóżka przywiązanego

 

I kasku sakramencko schowanego

 

Trasą srogą wdarli się z rana na Babią

 

Dlatego też legendy Żywieckie ich odtąd sławią

 

 

 

 

Ja zaś do pokoju sąsiadów się przeniosłem

 

Tu się gra w Sabotażystę

 

A pod oknem słychać gitarzystę

 

Głowę w inną stronę uniosłem

 

A tu z naprzeciwka flet usłyszeć da się

 

W pobliżu Czarek plumka na basie

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Obok większej kupy

 

Są też i mniej liczne grupy

 

U drzwi pochłonięci są karcianką

 

a tuż kolo mnie o SKG rozkminianką

 

 

 

 

Za chwilę sytuacją się zmienia

 

Na stół nowa gra wjechała

 

Gram teraz w Tabu gdzie mówimy omownie

 

Wedle zasad nic tu nie wypowiesz dosłownie

 

Gdy wskazówka dziesiątą mijała

 

Nie dalej niż na odległość ramienia

 

Kapela się zorganizowała

 

I zaraz coś wspólnie zagrała

 

 

 

 

Potem impreza przeniosła się do pokoju „prezesowskiego”

 

Choć jutro na Babią ruszamy

 

Pustką tu nie pachnie

 

Janka ze skrzypkami i Basie na gitarze tu mamy

 

Co rusz to jakąś piosenkę się machnie

 

 

 

 

I tak powoli 29 decembra mija

 

A droga mi wśród tych ludzi każda chwila

 

Więc tak sobie myślę, że tu jeszcze trochę zabawię

 

Wszak jutrzejszą trasę na Babią bez kłopotu strawię

 

 


 

 

IV

 

 

 

Rankiem zebraliśmy się na czas

 

Widać wczorajsza nauka nie poszła w las

 

Wszyscy do busa wsiedli

 

A przedtem porządne śniadanie zjedli

 

 

 

 

Dzień szykuje się piękny

 

A że plan nie jest mętny

 

Na Babią uda się wdrapać

 

Choć tam na pewno woda pod nogami nie będzie chlapać

 

 

 

 

Wchodzimy z mozołem, wiatr nam nie dogadza

 

czasem lód usilnie przeszkadza

 

Na szczycie wiatr głowy urywa

 

I jak szachista figurami nami przesuwa

 

 

 

 

Widać stąd trochę Beskidu tego i owego

 

Są też na horyzoncie ciemne Tatery

 

Lecz jeśli mam być szczery

 

To widoczność nie była na cztery fajery

 

 

 

 

Długo na Babiej nie posiedzieliśmy

 

I ku przełęczy Brona ruszyliśmy

 

Gdy podłoże i kąt nachylenia uległo zmianie

 

Zjeżdżanie na czterech literach jest grane

 

 

 

 

Na przełęczy na parę grup się rozdzielamy

 

My z Basią, Piotrkiem, Wojtkiem i Melchiorem dalej pocinamy

 

Przez Małą Babią aż pod masyw Mędralowej cisneliśmy

 

I szczęśliwie przez Mylne Młaki wróciliśmy

 

A po drodze nowiutki szlak odkryliśmy

 

Do schroniska z dobrym czasem dobiliśmy

 

Duchem pod prysznic wskoczyliśmy

 

Reszta ekip wróci później

 

Więc póki co w pokojach jest luźniej

 

 

 

 

Po obiadku włączyłem się do gry

 

Tu przy Dominionie karty urzędnika i milicji w ruch szły

 

O posiadłości ziemskie toczyła się rozgrywka

 

I muszę przyznać, że zajmująca była to rozrywka

 

 

 

 

Nie pójdziemy jeszcze spać

 

Bo zaraz będą po strunach palcami przebierać

 

Plany na jutro są niejasne

 

Chyba, że ma kto buty za ciasne

 

 

 

 

Grupa Pluty coś długo nie wraca

 

Miejmy nadzieje, że pan prezes współtowarzyszy nie powytraca

 

Dopiero później się okaże

 

Że po drzewach mieli wojaże

 

I była niejedna nocna panoramaka

 

Bez rewasza wspomaganka

 

 

 

 

Jeszcze do spania nie nabrałem chęci

 

Bo piłkarzyki to jest gra co wielu nęci

 

Po jednej stronie biali, z drugiej czerwoni

 

Choć skład czerwonych jest niepełny

 

Bo komplet jest felerny

 

Nikt tu nie stroni od gimnastyki dłoni

 

 

 

 

Podania i serie zwodów

 

Są przyczyną różnych zawodów

 

Gdy piłka po boisku kołuje

 

Każdy szybsze serca bicie czuje

 

A gdy na murawie się zatrzyma przy niej majstruje

 

Tu po okrzykach przekonasz się snadnie

 

Gdy piłka do bramki wpadnie

 

 

Przykro mi się pisze, że 30 decembra już finiszuje

 

Przecież ja tu wśród swoich tak dobrze się czuje

 

Jeszcze gdzieniegdzie dobiega gwar

 

Ale gdy zegar północ wybija Morfeusz rzuca na mnie czar

 

 


 

 

V

 

 

 

Przyszedł wreszcie ostatni dzień roku

 

Z trasą dziś nie poszarżuję

 

Bo dziś wcześniej obiad się serwuje

 

Ale, że zapowiada się ładna pogoda

 

Nie chcę siedzieć jak po wyroku

 

Gdy słońce zakonem mruga aż zostać na miejscu szkoda

 

W końcu sprawę doboru trasy rozstrzygnąłem

 

I na Mendralową wystartowałem z Melchiorem

 

 

 

 

Gdyśmy na Jaworzynę trafili

 

Skręciliśmy ku czarnemu szlakowi

 

A tu się okazało jak często mapa się myli

 

Czarny urwał się na drodze

 

I zeszliśmy w dół po trasie oblodzonej srodze

 

Zszedłszy do Mroźnic sprawnie pomaszerowaliśmy ku domowi

 

W przełącz Klekociny żeśmy bez problemu utrafili

 

A następnie na obiad elegancko zdążyli

 

 

 

 

Ludziska też już powracali

 

Przebrania szykowne sobie szykują

 

I niejednego one pozaskakują

 

Również zapasy na imprezę wszyscy pouzupełniali

 

 

 

 

Było czasu na przebranie sporo

 

Ale początkowo coś szło nieskoro

 

Lud z wolna ściąga na dół

 

Gdzie impreza się zaczęła

 

Jeszcze tylko godziny pół

 

I zabawa się na całego wszczęła

 

 

 

 

Stoły uginają się pod jadłem i napitkiem

 

A stroje kapią od pomysłów

 

Temat przebieranki brzmiał postaci z bajek

 

Tak więc było parę szajek

 

Na widok całej gamy konceptów odchodzę od zmysłów

 

Gdy ujrzałem stroje przyjaciół z Doliny Muminków uczułem się rozbitkiem

 

Wojtek co za Bukę się przebrał

 

Mała Mi i jej starsza siostra gracko się sprawili

 

Ja zaś skromny Włóczykija kostium wdziałem

 

 

Także Pluta zaraz się wtoczył

 

I jako mumia między nas wskoczył

 

Gdy salę przemierzałem także Toma i Jerzego spotkałem

 

Zaraz za nimi Rumcajs i Hanka się wychylili

 

Z krainy czarów przybył kapelusznik co z Alicja się wybrał

 

 

 

 

Kasia stroju skomplikowanego nie miała

 

Ale włosami a'la Pipi i pastelową sukienką

 

Nie mało głosów pozyskała

 

Namierzyłem również szpiegów z deszczowców krainy

 

Był też wilk co czerwonego kapturka nie tknął

 

Inny czarny charakter pokwapił się z bardzo odległej krainy

 

Nikt się jednak nie przeraził gdy na Lorda Vadera się natknął

 

By stworzyć dla takiej postaci kontrast

 

Obok stanęli Przyczółka Maja, Piotruś Pan i dwie Pokahontas

 

Oraz cesarz Julek cały w bieli z zielonym wieńcem

 

Przydreptał i Koziołek Matołek co wielu jest ulubieńcem

 

Z zachodu zawitał Zorro, który jeśli postępujesz źle

 

Wytnie ci na plecach SKG

 

 

 

 

Na sali przepływ jest duży

 

Bo gdy się kto znuży

 

Z jednej do drugiej Sali przeskoczy

 

I tu usta w napitku zamoczy

 

Krzesełkiem się posłuży

 

Gdy rozmowa przerwę wydłuży

 

 

 

 

Mirek na parkiecie bansuje

 

I po innych co zawadiacko w tańcu wywijają

 

Widać, że dobry humor dziś mają

 

Wskazówka goni do przodu szybko

 

Już i do północy czasu pozostało mikro

 

Każdy na górę smaruje

 

Gdy wszyscy się odzieli

 

Szampana również w rękę ujęli

 

Życzyliśmy sobie samych dobrych rzeczy

 

Że tu z serca płynęły słowa, nikt nie zaprzeczy

 

 

 

 

Ostatnie słowa życzeń już wypowiedziano

 

Cwałem na dalszą zabawę się udano

 

Upływ czasu zaczął robić swoje

 

Z wolna zapełniają się nasze pokoje

 

Grupka za grupką, czy to tych przy stole

 

Czy wywijających w tanecznym kole

 

Przegrywa w końcu walkę z Morfeuszem

 

Choć na zegarze już wpół do trzeciej to tuszę

 

Że na razie o pójście do łóżka się nie pokuszę

 

 

 

 

Najwytrwalszych na parkiecie tańczy garstka

 

A obok pogaduje kilkuosobowa paczka

 

Gdy czasomierz trzecią wskazuje

 

Na parkiecie już tylko czwórka podryguje

 

A w Sali obok już tylko para pogaduje

 

Nie myślcie jednak, że tak szybko kończą się imprezy w SKG

 

O nie, nie, grubo mylicie się !

 

Bo tu jeszcze w kuchni są rezerwy

 

Tam balonik podrzucają zawodnicy pełni werwy

 

Czarek jeszcze dokazuje ostro

 

Jego chyba imprezowanie do szóstej by nie przerosło

 

 

 

 

Na mnie w końcu też już czas przychodzi

 

Więc do pokoju iść się godzi

 

Nim się jednak w poczet śpiących zapiszę

 

Jeszcze trochę popiszę

 

 


 

VI

 

 

 

Gdy wreszcie zakończyła się impreza

 

I 31 decembra już na dobre przeistoczył się w 1 januara

 

Oczom balowiczów ukazał się dzionek nowy

 

Pokoje nieco opustoszały, nie była to mara

 

Ani skutek mrocznych mocy zmowy

 

Bo prawie każdy na Nowy Rok do domu zmierza

 

 

 

 

Nieliczni tylko pozostali

 

I na narty lub w góry się wybrali

 

Pokrzepiony smacznym śniadaniem

 

Zająłem się do 26 moich rzeczy przekładaniem

 

Bo takie wyszło zarządzenie

 

By niedobitki co się uchowały

 

W jednym pokoju zamieszkały

 

Gdy już teleportowałem swe mienie

 

Migiem włożyłem swoje turystyczne odzienie

 

Wdziałem też buty

 

By w Nowy Rok nie siedzieć jak struty

 

 

 

 

Z Gosią i Mają skoczyliśmy do Suchej

 

Trasa nie była skomplikowana

 

I nie trzeba było maszerować do skonania

 

Co było do zobaczenia zobaczyliśmy

 

A nawet na busik do Zawoi zdąrzyliśmy

 

Gdyśmy po ostatniej prostej do PTSM raźno kroczyli

 

Dwa Michały bryką z odsieczą pospieszyły

 

 

Wróciliśmy do chałupy głuchej

 

Gdzie już tylko szóstka nas pozostała

 

Mimo, że jest to grupa mała

 

Fantazja w niej drzemie niebywała

 

Ostatni wieczór w Zawoi spokojnie minął

 

Czas na pogaduchach i oglądaniu filmu upłynął

 

 

 

 

VII

 

 

 

2 januara nastał i przyszedł czas odjazdu

 

Nie wyczułem w sercach entuzjazmu do wyjazdu

 

Michał Pluta wyskoczył na bosaka

 

I była niezła draka

 

Przy przepakowywaniu jego plecaka

 

Maja z Gosią w plecaku przebierają

 

Niezły ubaw ze znalezisk mają

 

 

 

 

Czas biegnie nieubłaganie

 

Śniadanie dawno już wszyscy zjedli

 

W Bekeyowym  samochodzie zasiedli

 

Denerwują się absencją Pluty nasze panie

 

Wybiega wreszcie Pluta

 

Skarpetek nie znalazł więc bosą stopę włożył do buta

 

 

 

 

Gdy już wszyscy do automobilu wsiedli

 

Migiem na przystanek dotarliśmy

 

I idealnie w rozkład busika znowu utrafiliśmy

 

Załadowaliśmy się do środka i na fotelikach zasiedli

 

Potem w pociąg z Krakowa do Warszawy wsiadamy

 

Do miłej stolicy siedząc na podłodze lub plecaku wieczorem docieramy

 

 

 

 

Pożegnanie

 

 

 

Żal było opuszczać ten Beskid kochany

 

Granicą zamaszystymi zakosami porozdzielany

 

Gdzie dumnie Babia Góra nad krajobrazem króluje

 

I swym majestatycznym profilem za serce ujmuje

 

 

 

 

Tutaj czas przyjemnie płynie

 

Gdy w szept staruszka świerka się wsłuchasz

 

Przymkniesz oczy i o dawnych czasach opowieści posłuchasz

 

Ani się obejrzysz gdy markotność co cię w miejskiej dżungli opadła zginie

 

A kiedy po powrocie do schroniska wśród dusz przyjaznych zasiądziesz

 

W przyjemnym nastroju się odnajdziesz

 

Przy wieczornym spotkaniu i graniu się rozerwiesz

 

Nie jeden ciekawy rozhowor podejmiesz

 

I przyjemności pogrania w planszuwkę sobie nie odmówisz

 

 

 

 

Tak Ci to wszystko do gustu przypadnie

 

Że za rok z SKG nie tylko na sylwestra jechać wypadnie

 

Babia_2

Hala_Krupowa

Babia_2

Maa_Babia

Tatry

Widok_z_Babiej

Beskidy

Granie

Buka_i_Spka

DSCF4380

Bansowanie