×

Ostrzeżenie

JFolder::pliki: Ścieżka nie jest folderem. Ścieżka: [ROOT]/images/galerie/wyprawy/bajkal-2004.
×

Uwaga

There was a problem rendering your image gallery. Please make sure that the folder you are using in the Simple Image Gallery plugin tags exists and contains valid image files. The plugin could not locate the folder:

Spis treści

tyt.jpgNa każdego kiedyś przychodzi pora, żeby pojechać "daleko, tak daleko...". Pomysł naszego wyjazdu do Azji powstał w 2003 roku kiedy doszliśmy do wniosku, że już czas realizować marzenia o wielkich podróżach. Celem naszej wyprawy stał się legendarny Bajkał. Równie ważnym i emocjonującym doświadczeniem miała być sama podróż w to miejsce - ponad 6000 km pociągami, w tym sławną Koleją Transsyberyjską...

 

Początki

Postanowiliśmy pojechać w składzie 4x4, czyli cztery dziewczyny - Madzia, Zuzka, Agnieszka i Karolina oraz czterech panów - Adam, Tomek, Piotrek i Kuba.
Pierwszym etapem wyjazdu były przygotowania w Warszawie - zbieranie informacji na temat regionu, w który zamierzamy się udać, kompletowanie sprzętu oraz załatwienie formalności, wiz, biletów itd.
W rezultacie ustaliliśmy, że wyjeżdżamy na początku sierpnia 2004 i jedziemy najpierw w góry Chamar Daban, a potem na największą wyspę Bajkału - Olchon. Po trzech tygodniach rozdzielamy się i czworo z nas wraca do Polski, a reszta ekipy zostaje kolejne trzy tygodnie i udaje się do Buriacji oraz w Sajany.

Podróż

tyt10.jpgPodczas postoju transsiba na stacjach, można kupić prawie wszystko... Na Syberię jedziemy pięcioma pociągami. Zaczynamy na Dworcu Centralnym w Warszawie, z którego jedziemy do Terespola, a stamtąd pociągiem granicznym do Brześcia. Po paru godzinach w nocy na dworcu w Brześciu wsiadamy do pociągu do Mińska, w którym to jesteśmy nad ranem. Plan na ten dzień obejmuje przede wszystkim wykupienie zarezerwowanych wcześniej biletów na kolej transsyberyjską, które odbieramy w biurze odległym nieco od głównego dworca. Do wczesnego wieczoru spacerujemy sobie jeszcze ulicami Mińska, po czym ruszamy pociągiem plackartnym do Moskwy. Podczas tej podróży mamy okazję po raz pierwszy spróbować wschodniego bimbru i wznieść toast za znakomstwo ze współpasażerami.
Nad ranem budzimy się ponownie w stolicy - tym razem już Rosji. Dopiero wysiadając na Dworcu Białoruskim w Moskwie, każdy z nas naprawdę czuje, że znajduje się daleko od domu... Tego dnia, mamy zamiar zwiedzić trochę miasto, gdyż pociąg do Irkucka jest dopiero w nocy. Udajemy się na Dworzec Jarosławski, gdzie zostawiamy bagaże, po czym jedziemy metrem w okolice Kremla i Placu Czerwonego. Niestety jest on akurat tego dnia zamknięty dla turystów. Postanawiamy zobaczyć jeszcze Uniwersytet Moskiewski (największy "pałac kultury" na świecie) oraz Patriarsze Prudy - starą dzielnicę Moskwy, w której toczyła się akcja "Mistrza i Małgorzaty". Panorama miasta z Wróblowych Wzgórz oraz Uniwersytet robią na nas kolosalne wrażenie. Miło spędzamy też czas przy piwku na nabrzeżu rzeki Moskwy oraz przy stawie na Patriarszych Prudach.
Wieczorem jesteśmy ponownie na Dworcu Jarosławskim, robimy ostatnie zakupy przed podróżą i wsiadamy do pociągu BAJKAL, podobno najlepszego ze wszystkich transsybów. Następne 75 godzin spędzimy właśnie w nim, pokonując 5152 km...
Na ten etap podróży wszyscy czekaliśmy z niecierpliwością. Legendarna magistrala transsyberyjska, przecinająca całą Azję od Moskwy aż do Pacyfiku, jest najdłuższą linią kolejową świata. Wszyscy jadący w wagonie plackartnym mają okazję się dobrze poznać. My już na wstępie poznajemy Siegrieja - studenta Politechniki Warszawskiej, tyt2.jpgakurat wracającego na wakacje do domu oraz białoruskiego klowna - Grigorija. Okazuje się, że w pociągu oprócz nas jedzie jeszcze około pięćdziesięciu Polaków - pielgrzymów oraz wielu turystów z Europy.
Typowy stragan na dworcu... Czas upływa nam na podziwianiu krajobrazów widocznych z okien. Po horyzont rozciągają się lasy i mokradła. Wzdłuż torów czasami widoczne są dacze i drewniane wioski, w których zdaje się, że czas zatrzymał się kilkadziesiąt lat temu. Największe wrażenie robią na nas jednak niekończące się przestrzenie tajgi. Kilka razy w ciągu doby pociąg zatrzymuje się na kilkanaście minut na stacjach między innymi w Permie, Omsku, Noworybirsku, czy Krasnojarsku. Postój jest okazją do odetchnięcia świeżym powietrzem, pobiegania po peronie no i zrobienia zakupów u czekających na peronach babuszek. Kupić można w zasadzie wszystko, od owoców i warzyw, kurczaków z ziemniakami do futrzanych czapek i wełnianych szali. Wysiadając na perony kupujemy przeważnie pierogi, czeburiaki, orzeszki, ryby i piwo, które zdecydowanie uprzyjemnia nam podróż.

Irkuck

Wreszcie po blisko pięciu dobach jazdy i przejechaniu 7 godzin różnicy czasu, wysiadamy na dworcu w Irkucku. Szybko jedziemy do centrum miasta, wymieniamy pieniądze i wracamy na dworzec, aby kupić bilety na powrót. Potem jedziemy szukać noclegu. Najpierw chcemy spać w Kurii Polskiej, ale okazuje się, że nie chcą nas tam przyjąć. Szczęśliwie okazuje się, że parę kroków dalej znajduje się akademik, w którym możemy przenocować za nieduże pieniądze. Zostawiamy rzeczy w pokojach i wracamy do centrum żeby zjeść porządny obiad, w końcu w pociągu nie jedliśmy w zasadzie nic konkretnego. Znajdujemy fajną i niedrogą knajpkę z niezłą pizzą - odtąd już akademik i to miejsce będą naszymi drugimi domami w Azji... Kończymy biesiadowanie wieczorem i wracamy na nocleg. W pokojach ustalamy plan na następny dzień - jedziemy do Listwianki.

Bajkał

tyt3.jpgRano wyruszamy w okolicę dworca autobusowego, gdzie wynajmujemy samochód i wyjeżdżamy z Irkucka. W drodze nad Bajkał odwiedzamy jeszcze skansen w Talcy, gdzie znajduje się zabytkowe budownictwo drewniane Przybajkala. Wreszcie naszym oczom ukazuje się Bajkał, najgłębsze i największe pod względem objętości jezioro świata. Wysiadamy przy przystani w Listwiance i udajemy się na plażę. Spędzamy na niej trochę czasu podziwiając Morze Syberii, robimy przegryzkę i kilka pamiątkowych fotek. Widoczność jest niezła, mamy doskonałą panoramę przeciwległego, górzystego brzegu. Wreszcie zbieramy się i wzdłuż nabrzeża idziemy do przystani promowej, aby dostać się na drugą stronę Angary.
Z promu wysiadamy w Port Bajkał, gdzie ma swój początek Kolej Krugobajkalska - malowniczy odcinek magistrali transsyberyjskiej, wybudowany w skalistym brzegu jeziora. Jest to bardzo widokowa trasa, na długości ok. 60 km tory biegną wieloma wiaduktami i tunelami. Na miejscu spotykamy trochę ludzi - głównie Rosjan, ale też dwóch Czechów wracających z Ałtaju. Okazuje się, że pociąg, którym chcemy jechać do Sljudanki, będzie dopiero w nocy. Na szczęście wkrótce odjeżdża drezyna z kilkoma towarowymi platformami. Dosyć podpity "kierownik pociągu" pozwala nam nią jechać. Ładujemy się na pokład i ruszamy. Przez pierwsze kilkadziesiąt minut jest jeszcze widno, podziwiamy mosty, tunele oraz Bajkał, potem robi się ciemno i wieje zimny wiatr. Po sześciu godzinach wysiadamy w Kułtuku. Jest prawie czwarta rano, postanawiamy iść pieszo do Sljudanki. Po drodze obserwujemy przemysłowy krajobraz okolicy. Dochodząc jesteśmy świadkami niesamowitego wschodu słońca nad jeziorem. Mijamy miasto i skręcamy w dolinę rzeki Sljudanki. Za zabudowaniami rozbijamy obóz, w którym mamy zamiar spędzić cały dzień. Jutro zaczynamy wędrówkę w Chamar Dabanie...


Góry Chamar Daban

Pobudka o 7 rano, szybkie śniadanko - kaszka z musli i zwijanie obozu. Kilka minut po 9 ruszamy... Tego dnia planujemy przejść dolinę, trasa jest niezbyt długa - ok. 10 km i w dodatku po ścieżce. W sam raz na rozchodzenie się. tyt11.jpgNiedługo po wyjściu spotykamy Polaków, którzy zatrzymali się tu wracając z Mongolii... Wędrówka w dolinie jest przyjemna. Dookoła na zboczach rozciągają się gęste zarośla tajgi. Jak gęste one są będziemy mogli się wkrótce przekonać na własnej skórze... Mijamy kamieniołom, w którym wydobywa się biały marmur, z oddali przypominający wielki płat śniegu. Z czasem spotykamy też innych turystów. Kilkakrotnie w ciągu dnia przekraczamy rzekę, zarówno na brodach jak i przez różne kładki, mostki, zwalone pnie drzew. Robimy sobie krótką przerwę na jedzonko, korzystając z możliwości rozpalenia ogniska i zagotowania wody. Po południu spotykamy znów Polaków, tym razem odpoczywających tu po trekkingu w Sajanach. Po około 9 godzinach dochodzimy prawie do końca doliny i rozbijamy namioty. Rozpalamy ognisko i przygotowujemy kolację, kąpiemy się w lodowatym potoku. Jutro zamierzamy wejść na przełęcz, potem na Pik Czerskiego i dalej iść już grzbietem.
tyt4.jpgWstajemy o 7, jemy tradycyjną kaszkę, zwijamy namioty i wychodzimy. Zaczyna się konkretne zdobywanie wysokości. Po około dwóch godzinach jesteśmy na przełęczy przy stacji meteorologicznej. Nabieramy ze studni zapas wody na dalszą drogę i ruszamy dalej. Od tej pory możemy już podziwiać krajobrazy gór i rozległe panoramy. Niedaleko Piku Czerskiego robimy krótką przerwę na przegryzkę. Jesteśmy już powyżej granicy lasu, więc gotujemy wodę na kuchenkach i wcinamy liofilizaty. Po krótkim podejściu znajdujemy się już na głównym grzbiecie, niestety Pik Czerskiego nie leży w nim. Decydujemy się na zostawienie plecaków i zdobycie góry na lekko. Magda i Aga zostają przy rzeczach, a reszta "biegnie" na szczyt. Ścieżka prowadzi dość przepaścistą z obu stron granią, jest to chyba jedno z nielicznych niebezpiecznych miejsc pod względem ekspozycji w tym rejonie. Pół godziny szybkim tempem i jesteśmy na najwyższym szczycie Chamar Dabanu - 2090m n.p.m. Oszałamiają nas rozciągające się stąd widoki. Z jednej strony Bajkał, z drugiej ostre szczyty Sajanów, a przed nami sięgająca horyzontu plątanina grzbietów Chamar Dabanu. Na szczycie spędzamy godzinę, oglądamy przebieg dalszej trasy, robimy zdjęcia i wznosimy toast piwem, którego butelkę kupiliśmy w mijanej rano stacji meteo... Wreszcie wracamy na dół i ruszamy dalej. Idziemy jeszcze jakieś 3 km grzbietem zdobywając po drodze dwa szczyty i decydujemy się zostać na noc na przełęczy. Dwie osoby schodzą na dół po wodę, a w tym czasie pozostali rozbijają obóz. Na szczęście źródło jest niedaleko, tylko 15 minut w dół. Jemy smaczną kolację i podziwiamy zachód słońca nad Sajanami.
Rano budzimy się zdecydowanie później niż do tej pory. Niebo jest zachmurzone, ale jeszcze nie pada. Szybko zwijamy obóz i ruszamy w kierunku Piku Czekanowskiego. Wędrówka prawie płaskim grzbietem nie jest zbyt uciążliwa, za to pojawiają się meszki. Co prawda nie jest ich tak dużo jak słyszeliśmy z opowiadań, ale na pewno nam nie ułatwiają życia. Przed nami wciąż roztaczają się wspaniałe widoki - na głęboką dolinę rzeki Utulik oraz położony za nią Pik Porożysty. Z Piku Czekanowskiego doskonale widoczny jest Bajkał, a patrząc na południe ponownie podziwiamy panoramę "golców" Chamar Dabanu. Na szczycie podejmujemy decyzję o zmianie trasy, rezygnujemy z Porożystego i zamierzamy schodzić do doliny Bezimiennej. Jest jeszcze wcześnie, ale postanawiamy zejść na przełęcz i rozbić obóz. Ponownie trzeba iść na dół po wodę, tym razem zajmuje nam to jednak więcej czasu - jesteśmy z powrotem po przeszło dwóch godzinach... za to gotowy już posiłek - kus-kus z soją - smakuje rewelacyjnie.

"W rajskiej dolinie wśród zielska..."

tyt5.jpg Następnego dnia wychodzimy wcześnie, szybko zdobywając bezimienny szczyt. Zejście z niego zajmuje jednak więcej czasu. Napotykamy na dosyć stromą grań, której przejście z plecakami sprawia trudności. Dochodzimy do przełęczy i kierujemy się w dół do doliny, którą chcemy dojść do osady Mangutaj położonej nad jeziorem. Najpierw schodzimy po wielkich głazach, przedzierając się przez zarośla limby przypominające naszą kosodrzewinę z tym, że kilkukrotnie wyższą... Wynajdywanie przejścia w labiryncie głazów porośniętych kosówką, przysparza sporych trudności. W pewnym momencie trafiamy na ślady niedźwiedzia. Sytuacja ta nie nastraja zbyt optymistycznie. Dobrze przynajmniej, że przechadzający się tędy miś przetarł choć trochę "szlak" - połamał gałęzie tak, że łatwiej nam się teraz idzie. Wszystkim towarzyszą emocje związane dzikością miejsca, w jakim się znaleźliśmy. Kompletna głusza, dżungla... w dodatku jak dotąd ani śladu wody. Co prawda szum strumienia słychać od jakiegoś czasu, ale wody nie widać. Wolno poruszamy się do przodu i dochodzimy wreszcie do potoku. Zbliża się zmrok, więc postanawiamy tu zanocować. Rozbijamy się między drzewami, wycinamy trochę krzaków aby rozstawić namioty i rozpalamy ognisko. Z jednej strony leśna głusza, z drugiej szum płynącego tuż za namiotem strumyka. Noc jest niesamowita. Ogrom przyrody wśród jakiej się znajdujemy przytłacza i niepokoi chyba każdego z nas.
Rano ruszamy dalej, po kilkunastu minutach napotykamy zimowie myśliwskie. A więc ktoś tu się pojawia... W środku niewielkiego szałasu znajdujemy garnki, materac oraz podwieszony do sufitu na sznurku chleb... mający chyba kilka miesięcy, lat??? Dalej w dół doliny prowadzi ścieżka, którą myśliwi docierają do chatki. Trop jest jednak niewyraźny, co kilka metrów niknie w gąszczu. Zabawę sprawia jednak odnajdywanie go. Czy to przez otarty na zwalonym pniu mech, czy przez złamaną gałąź. Stajemy się prawdziwymi Winnetou... Kilkakrotnie przeprawiamy się przez strumień, trawersujemy strome zbocza. W końcu dochodzimy do jego ujścia do... większego strumienia. Przeprawa przez ten to już poważniejszy problem. Lodowata woda sięgająca powyżej ud sprawia, że marzy się tylko o ognisku i ciepłym śpiworze. Choć tego dnia przeszliśmy tylko 5 km(!), postanawiamy rozbić obóz. Niedługo zmrok. Na przejście całej doliny musimy poświęcić kolejny dzień. Na kamienistej łasze rozstawiamy namioty, rozpalamy ognisko. Krajobraz wprost z książek Jacka Londona... brakuje tylko niedźwiedzia stojącego w wodzie i łowiącego ryby. Lepiej nie...
tyt12.jpgKolejny poranek. Zwijamy obóz, tym razem już z zamiarem nie rozstawiania więcej namiotów przez następne dwa dni. Chcemy dojść do cywilizacji. Potok przekraczamy tego dnia kilkakrotnie, za każdym razem zajmuje do prawie pół godziny. Ma około 10m szerokości, do metra głębokości i bardzo szybki nurt. Najpierw przechodzi jedna osoba, bada dno czy można przejść bezpiecznie. Potem asekuracja kolejnych osób, najpierw dziewczyny bez plecaków, potem jeszcze trzeba wrócić po rzeczy. I tak kilka razy. Wzdłuż brzegu idzie się przyjemnie, wciąż starając się odnaleźć wśród zarośli ślady ścieżki. Za plecami widoczne gołe szczyty grzbietu, którym szliśmy dwa dni temu. Wreszcie dochodzimy do ujścia potoku do rzeki o nazwie Bezimiennaja. Ta uchodzi bezpośrednio do Bajkału. Ale to już konkretna rzeka, bardzo bystry nurt, dużo szersza. Na szczęście tylko raz musimy ją przekroczyć. Potem odnajdujemy już wyraźną ścieżkę prowadzącą do drogi asfaltowej biegnącej wzdłuż brzegu Bajkału. Wychodzimy z doliny bezpośrednio na przystanek autobusowy. Po pięciu minutach podjeżdża autobus. W domu... chociaż wszyscy w autobusie trochę dziwnie się na nas patrzą. Jedziemy do Sljudanki. Wysiadamy na dworcu, gdzie następuje drastyczne zderzenie z cywilizacją. Wszyscy ustawiamy się w kolejce po piwo... Po zaspokojeniu pierwszego głodu ruszamy na stację kolejową. Wsiadamy w elektriczkę do Irkucka i jedziemy na stare śmieci do naszego akademika...

Dosłownie stare (znów w Irkucku)

W Irkucku jesteśmy około 23, na dworcu próbujemy złapać jakiś transport do akademika, bo tramwaje już nie jeżdżą. Przypadkiem zauważamy dwa motocykle z polskimi rejestracjami. Okazuje się, że chłopaki jechali z Zamościa przez całą Azję na motorach do Pekinu... Teraz już powoli wracają, a razem z nimi dwóch spotkanych w Mongolii "rowerzystów" dla odmiany z północnej Polski... Załatwiamy w końcu marszrutkę i jedziemy do akademika. Jest trochę późno i dostanie się do środka sprawia małe problemy, ale udaje się. Wchodzimy do tych samych pokoi, w których spaliśmy za pierwszym razem, tuż po przyjeździe z Polski. W koszach leżą nasze śmieci sprzed tygodnia... Czekali na nas. Z pewnością. Następny dzień postanawiamy spędzić w Irkucku. Rano jedziemy do centrum obejrzeć miasto, sprawdzić maile, zjeść coś, co nie jest soją... W kafejce internetowej spotykamy poznanych wczoraj Polaków, a wkrótce wchodzi polski konsul i zaprasza nas na kawę, do siebie na górę... No tak, tuż nad kafejką znajduje się Konsulat RP w Irkucku. Korzystamy z zaproszenia, jest bardzo miło, a przy okazji dowiadujemy się przydatnych rzeczy o poruszaniu się po Rosji. Tego dnia sprawdzamy jeszcze możliwość dojazdu na wyspę Olchon, gdzie zamierzamy się udać następnego dnia.


Wyspa Olchon

Nazajutrz jedziemy na dworzec autobusowy i kupujemy bilety do Huziru - osady na największej wyspie Bajkału - Olchonie. Podróż z Irkucka trwa tam osiem godzin. Po prawie całym dniu spędzonym w wygodnym nawet autobusie, tyt13.jpgpędzącym po wybojach Syberii, wysiadamy w Huzirze. Jest to największa osada na wyspie - liczy około tysiąca mieszkańców. Większość domów jest drewniana. Przez wieś przebiega kilkudziesięciometrowej szerokości ulica. Droga staje się drogą, w miejscu którym ktoś po prostu przejedzie... Zatrzymujemy się w gospodarstwie na polu namiotowym, którego właściciel oferuje również wycieczki UAZem po wyspie. Taki właśnie plan mamy na następny dzień - safari po stepowych wertepach. Jeszcze tego dnia udajemy się na plażę i po raz pierwszy kąpiemy się w Bajkale, a zachód słońca oglądamy ze słynnej Skały Szamana.
Rano ładujemy się do auta i ruszamy w kierunku przylądka Haboj, północnego krańca wyspy. Po drodze oglądamy rozciągające się stepy, pozostałości po nielicznych osadach i pasące się stada krów i owiec. Po dwóch godzinach jazdy po wybojach, zatrzymujemy się na skalistym wybrzeżu wyspy, ok. 100 m nad taflą wody. Nie jesteśmy tu jedynymi turystami. Po horyzont ciągnie się błękit Bajkału, na skałach widoczne są elementy szamanizmu - kopczyki, chorągiewki modlitewne. Robimy pamiątkowe zdjęcia i jedziemy do tzw. śpiewających piasków. Tam zamierzamy zostać na kilka dni.
Śpiewające piaski to wydmy położone przy jednej z zatok od strony Małego Morza. Nazwą pochodzi stąd, tyt7.jpgże w czasie silnie wiejącego wiatru unoszący się w powietrzu piasek wydaje odgłosy przypominające śpiew. Umawiamy się z kierowcą, żeby przyjechał po nas za cztery dni. Znajdujemy sobie przyjemny zakątek kilka metrów od brzegu i rozbijamy obóz. Z kamieni budujemy sobie grill, a z pni ławki. Prawdziwa forteca... Przez ten czas chcemy odpoczywać na plaży i robić krótkie wycieczki po okolicy. Od rybaków kupujemy sobie świeże ryby - omuły, które patroszymy i pieczemy. Każdy wstaje o której chce - zwykle około południa. Wycieczka do lasu po drewno, gotowanie wody z Bajkału na znienawidzoną już przez wszystkich kaszkę. Potem pływanie, lub szwędanie się po okolicznym lesie. Potrzeba zmusza nas też do dłuższej wycieczki do sklepu do Halgaju. Całe 4 km... Zakupione w nim piwo Admirał Kolczak kradną nam później fale jeziora. A miało się tylko schłodzić... Taki pobyt nad jeziorkiem zdecydowanie poprawia nasze samopoczucie, niestety zbliża się czas powrotu dla części z nas do domu.

Niefortunne pożegnanie (Warszawa kontra Ułan Ude)

Wyjeżdżamy z Olchonu i wracamy do Irkucka. Chcemy mieć dzień zapasu przed odjazdem pociągu. Zwiedzamy miasto, szczególnie bazary, gdzie kupujemy bardzo tanio przyprawy. W akademiku robimy ostatnią, pożegnalną imprezę... Nazajutrz jesteśmy ponownie na dworcu. Na peronie czekamy na zostających jeszcze w Buriacji: Magdę, Agę, Zuzkę i Tomka, którzy mieli załatwiać jakieś sprawy na mieście i przyjechać się z nami pożegnać.
Minuty do odjazdu, a ich nie ma... No nic, trzeba wsiadać. Pociąg rusza. Dla nas to już koniec, ale dla pozostałych początek nowej przygody.
Podczas gdy my, siedząc wygodnie w pociągu, zaczynamy podróż do Polski, zdyszani Tomek, Zuza, Aga i Magda wpadają na peron, patrząc na odjeżdżający pociąg... tyt14.jpg

...no to się nie pożegnaliśmy. Zdążyliśmy tylko wbiec na peron i pożegnać naszych kompanów ciężkim westchnięciem patrząc na tył odjeżdżającego pociągu. Nie zdążyliśmy... Cały dzień chodziliśmy po Irkucku, a z resztą odjeżdżającej ekipy umówiliśmy się już na peronie, żeby się tylko pożegnać. Traf chciał, że na godzinę przed odjazdem pociągu, gdy byliśmy na drugim końcu miasta, cały Irkuck zakorkował się. Normalnie drogę do dworca pokonalibyśmy w 20 minut, a zajęło nam to wtedy ponad godzinę... Słowo daje, przez kilka dni jakie tam byliśmy nigdy nikt z nas nie widział zakorkowanej ulicy w tym mieście, po prostu Irkuck wydawał się świetnie skomunikowany... No cóż, jednak czasem się zdarza...
Z naszymi kompanami zobaczymy się znowu dopiero w Warszawie. Teraz zostajemy tylko we czwórkę: Tomek i trzy "baby". Wieczorem wsiadamy do pociągu do Ułe Ude. Ruszamy na podbój Republiki Buriacji. Podczas drogi jeszcze raz omawiamy trasę naszej eskapady.

Cała naprzód, ku nowej przygodzie... (Ułan Ude)

Rano budzimy się w Ułan Ude. Poranna toaleta w dworcowych łazienkach, jeden idzie się myć, reszta pilnuje bagaży oglądając fragmenty olimpiady w małym telewizorku w poczekalni dworcowej. Szkoda, że tylko pokazują rosyjskich giroji. Idziemy przejść się po mieście i znaleźć nocleg.
Pierwsze rozczarowanie... Miasto jest paskudne... Wszędzie jakieś rozkopane ulice, rozpoczęte i nieskończone prace drogowe, brudno, bałagan, smog unoszący się w powietrzu, jeden budynek zupełnie nie pasuje do drugiego ani stylem, ani kolorem... Totalny przestrzenny chaos... Tu jakaś smródka płynie, tu obłożony wieńcami czołg stoi, w tle ruskie disco, pijani Buriaci zaczepiają Tomka, chwile dalej o mały włos nie przejeżdża po nas orszak weselny, a na to wszystko patrzy największa na świecie głowa Lenina, zresztą ozdoba głównego placu Ułan Ude...
Nocleg znajdujemy w Stowarzyszeniu Kultury Polskiej o wdzięcznie brzmiącej nazwie "Nadzieja". My mamy tylko nadzieję na kawałek podłogi do spania. Okazuje się, że oprócz nas nie ma nikogo i całe mieszkanie, w jakim mieści się stowarzyszenie, mamy dla siebie. Płacimy symbolicznego 1$ z nocleg. W Ułan Ude zostajemy na dwa dni, podczas których zwiedzamy położone o 9 km od Ułan Ude największe centrum buddyzmu w Iwołgińsku oraz podmiejskie muzeum etnograficzne.

Powietrza, przestrzeni!!! (Delta Selengi)

Dosyć tego miasta, wracamy na łono natury! Postanawiamy spędzić tydzień podróżując po delcie Selengi. Ruszamy z Kabańska. W promieniach wschodzącego słońca z plecakami wędrujemy po łachach ogromnej Selengi, niesamowity krajobraz... Od czasu do czasu zbaczamy do okolicznych wsi w celu kupienia czegoś do zjedzenia. W trakcie wędrówki spotykamy rybaków, kłusowników, rozmawiamy z mieszkańcami wsi... Przyglądamy się zwykłemu, normalnemu życiu ludzi mieszkających w nadbajkalskich wioskach... To tereny zupełnie nie odwiedzane przez turystów... Czujemy się jak podróżnicy - pionierzy. Obserwując zajęcia ludności miejscowej wpadamy na kolejny pomysł - naszym marzeniem staje się przepłynięcie się po jeziorze... Ale nie tak turystycznie wodolotem, spacerowym statkiem, lecz prawdziwym kutrem rybackim. Po wielu dniach próby w końcu udaje nam się przekonać jednego z rybaków na wspólne popłynięcie.
tyt8.jpg Późnym popołudniem wypływamy na Bajkał wraz z załogą pięciu rybaków, aby zarzucić sieci. W trakcie okazuje się, że zostajemy na noc na Bajkale, a sieci zbierzemy rano. Niesamowite, nie mogliśmy o tym nawet marzyć... Wspólna kolacja z bajkalskimi rybakami, picie rosyjskiej wódki, rozmowy o naszym i waszym kraju, pytania o to, skąd się tu wzięliśmy i niedowierzanie, że wybraliśmy to miejsce na cel naszej podróży... A my już nie mamy wątpliwości, że nasz wybór był słuszny...


Kolejowy maraton

Wysiadamy we wsi Posolskoje. Stąd zaczyna się nasz maraton koleją wzdłuż wsi położonych tuż nad brzegiem jeziora. Spędzamy dzień, czasem dwa, jak coś nam się szczególnie spodoba, w kolejnych miejscowościach - Tanhoj, Bajkalsk, Mangutaj... Wszędzie nowi ludzie, nowe rozmowy, zakupy w miejscowych, niezwykle oryginalnych sklepach, coraz to nowe krajobrazy... Niby to ciągle Bajkał, ale w każdej wsi wygląda jakoś inaczej... Ostatnią osadą na naszym szlaku jest przemysłowa, wcześniej już przez nas odwiedzona Sljudanka. To nasze miejsce wypadowe do następnej wielkiej przygody...


Znowu w góry...

Popołudniowy autobus do Arszanu nie pojawia się, mijają kolejne minuty... Ale to nic nowego, zdążyliśmy trochę poznać ten kraj i jego zwyczaje. Wiemy już, że rozkład jazdy autobusów nie oznacza właściwe nic tyt15.jpg- to, że autobus miał być o godzinie 14, a go nie ma nikogo nie dziwi. Nie ma to nie ma, jutro może będzie. A tymczasem na przystanku pojawia się marszrutka jadąca do Arszanu. Prawdopodobnie jej kierowca dogadał się z kierowcą autobusu, aby ten dziś nie jechał. Pasażerów przewiezie za większą sumę marszrutka, a zyskiem panowie się podzielą. Norma.
A my już pełni wrażeń, a przed nami znowu nieznane. Tym razem legendarne Sajany. Nie ma już z nami doświadczonej, górskiej ekipy, co staje się dla naszej grupy jeszcze większym wyzwaniem. W marszrutce poznajemy Buriatkę ze Sljudanki - Albinę Fiodorowną, nauczycielkę historii, której znajomy ma daczę w Arszanie i chętnie wynajmie nam pokój. W trakcie drogi opowiada nam legendy związane z kulturą Buriatów, Bajkałem i Sajnami.
Droga do Arszanu jest niezwykle malownicza, szczególnie przestrzenie Doliny Tunkijskiej robią na nas wrażenie. Rozpościerająca się na szerokości 50 km dolina sąsiaduje z górami o wysokości ponad 3000 metrów, wygasłe stożki wulkaniczne, rozlewające się koryto Irkutu, pędzący za bydłem na koniach skośnoocy Buriaci to niektóre z widoków z marszrutki. Jesteśmy urzeczeni widokami...
Decydujemy się zamieszkać z zaprzyjaźnioną Buriatką w daczy jej znajomego u stóp Sajanów. W czteropokojowym domku mieszkają już inni goście, ale to tylko urozmaica nasz pobyt. Mamy szansę pomieszkać z prawdziwymi Buriatami, przyjrzeć się ich życiu codziennemu, sposobom przygotowania posiłkom, pracy. Proponują nam wspólne wieczerze, przygotowują specjalnie dla nas prawdziwą rosyjską banię. Gdy wychodzimy w góry buriackim zwyczajem pokrapiają nas czerwonym winem po czole i dają na droga święta wodę Arszan.

Sajany - pokorna wersja mini

tyt9.jpg Pik Liubwi (Góra Miłości) 2200 m n.p.m. - na tyle się zdecydowaliśmy. Według przewodnika pięć godzin spokojnego marszu, według nas około siedem niezłego tempa. Godzina przeznaczona na szukanie podejścia, bo nikt w całym Arszanie nie wie, gdzie zaczyna się szlak, nie mówiąc już o mapie, z której totalnie nie wynika nic... Do odważnych świat należy, idziemy. Chyba nikt z nas nie miał przyjemności zaczynania wejścia na szczyt góry od starych, skręconych w wystawne łuki betonowych, pomalowanych na biało schodów z ozdobną poręczą - wejście na szlak rodem jak z serialowej Dynastii. Strome podejścia umilają nam niesamowite widoki Doliny Tunkijskiej, gdzieś tam w dali widać Mongolię... W końcu upragniony szczyt... Przed nami panorama jesiennych Tunkijskich Golców, widoczność jest rewelacyjna, kolory żółci, czerwieni i brązu mienia się w słońcu, cudownie... Obiecujemy sobie, że jeszcze kiedyś tu wrócimy i wtedy zdobędziemy te ośnieżone szczyty... Szczęśliwi schodzimy do miasteczka. "W domu" czekają na nas nasi sąsiedzi Buriaci z pokojów obok, którzy już zaczynali się o nas martwić, czy oby cali wrócimy. Jeszcze tylko wieczorna kolacja, bania i idziemy spać.
Spędzamy jeszcze kilka dni w arszańskim kurorcie, robimy sobie wycieczki u podnóża Sajanów, oglądamy słynne wadapady, próbujemy miejscowych potraw w barze Syberyjski Maczo... Arszan to miejscowość o randze naszego Ciechocinka - taki kurorcik dla nieco starszych wiekiem - dlatego prawdziwą przygodą okazuje się dla nas niewinny wypad na miejscowe disco do tutejszego "Domu Zdrojowego". Ludzie okazują się bardzo gościnni i otwarci, od razu chwytają nas za ręce i zapraszają do wspólnej zabawy. Nasz pierwszy dancing w Rosji...

"Początek" powrotu

Powrót - w końcu nastał ten dzień. Zakładając, że w Warszawie będziemy dopiero za tydzień brzmi to trochę śmiesznie. Zaczynamy kolejny etap naszej podróży. Z Arszanu wyruszamy autobusem, który na szczęście okazał się tego dnia być łaskaw nas zawieźć do Irkucka. Tu tradycyjnie spędzamy jeszcze dwa dni, kupujemy pamiątki, przyprawy, piwo Sybirską Koronę, papierosy Prima Nostalgia wersje z Leninem i Stalinem i jubileuszową wódkę Baikal. Wsiadamy do pociągu BAIKAL i za 3,5 dni wysiadamy w Moskwie.

Krótki moskiewski epizod

tyt1.jpgW stolicy zatrzymujemy się 2 dni u znajomych rodziny Tomka. Znowu doświadczamy rosyjskiej gościnności, dostajemy mieszkanie z pełną lodówką i uwaga, hitem naszej wyprawy - bieżącą ciepłą wodą. Przez dwa dni zwiedzamy w zwrotnym tempie miasto. Po dwóch miesiącach spędzonych na Syberii nie wyglądamy na typowych mieszkańców Moskwy, w naszych lekko nieświeżych ubraniach i górskich butach cieszymy się niesłabnącym zainteresowaniem pasażerów moskiewskiego metra.

Powrót znad Bajkału osobowym z Siedlec

Wieczorem drugiego dnia wsiadamy do pociągu do Brześcia. Nasze oszczędności zmuszają nas do skorzystania z najgorszej klasy obścij, ale to już nie ma dla nas żadnego znaczenia, jutro będziemy już w domu... W Brześciu decydujemy się na przejście przez granice pieszo, płacimy przypadkowo napotkanemu Białorusinowi za podwiezienie nas na granicę. Tam dogadujemy się z grupą Polaków, którzy pozwalają nam wsiąść do ich samochodów i razem z nimi przekroczyć granicę. Na wjazd do ukochanej ojczyzny czekamy ponad 4 godziny. Jeszcze tradycyjny spór z białoruskim strażnikiem o jakieś pieczątki, których oczywiście nie mamy... W końcu pokazujemy mu nasze plecaki, bilety z podróży - próbujemy wyjaśnić, że jesteśmy tylko zwykłymi turystami wracającymi do domu. W końcu udaje nam się go przekonać. Z zaprzyjaźnionymi Polakami jedziemy do Terespola. Tam jemy nasze pierwsze polskie danie - zapiekanki w przydworcowym bistro. Za godzinę mamy pociąg do Siedlec, a stamtąd do Warszawy. Późnym wieczorem wysiadamy z pociągu osobowego relacji Siedlce-Warszawa na peron Dworca Śródmieście. Wróciliśmy do domu. Udało się, byliśmy daleko, tak daleko...


W TRAKCIE FORMATOWANIA!

WIZA

Wiza Miesięczna Turystyczna (trzydziestodniowa) - 100 Pln
Wiza Trzymiesięczna - 430 Pln

Wizy załatwiane za pośrednictwem biura podróży "Rusopol" w Warszawie, załatwione szybko i bez problemu, trzeba zanieść paszport, zdjęcie i pieniądze. Droga oficjalna przez ambasadę rosyjską - wydaje się być dłuższa niż kolej transsyberyjska.

PODRÓŻ

Warszawa - Terespol
22,76 Pln (Bilet studencki)
Terespol - Brześć
4,61 (nie ma zniżek)
Brześć - Mińsk
23 170 rubli białoruskich (RB), miejsca w przedziale "kupiejnym" - 4 miejsca leżące
Mińsk - Moskwa
36 610 RB wagon plackartnyj - miejsca leżące bez podziału na przedziały
Moskwa - Irkuck
ok. 120 $, bilety zarezerwowane w Mińsku drogą prywatną przy udziale osób mi nie znanych, można załatwić to za pośrednictwem Internetu (www.poezda.net.ru -chyba taki adres, w google znajdzie "rozkład jazdy pociągów w Rosji"), wychodzi taniej i jest z tym mniej zamieszania.
Cena za miejsce w plackartnym w pociągu ekspresowym Bajkał, najszybszym (77 godzin podróży) i najbardziej ekskluzywnym na tej trasie, wagony sprzątane minimum trzy razy dziennie, miła obsługa i kulturalne towarzystwo (przynajmniej w naszym przypadku), pościel za 49 rubli jak nie bierzemy pościeli nie możemy brać materaca.

TRANSPORT NA MIEJSCU

Irkuck - Chuzir (wioska na wyspie Olchon)
autobus, 311 rubli + 66 r za bagaż, jedzie jakieś 7 godzin
Irkuck - Listwianka
autobus chyba 60 r, my wynajęliśmy marszrutę za 150 r od osoby z godzinnym postojem w skansenie skansenie Talcy
Listwianka - Port Bajkał
prom przez ujście, a właściwie wyjście Angary z Bajkału 20r/os
Port Bajkał - Sljudanka
pociąg plackartnyj 38 r/os, w czasie gdy my byliśmy kursował we wtorki i soboty.
Sljudanka - Irkuck
36r/os, pociąg osobowy

PODRÓŻ POWROTNA

Irkuck - Moskwa
Znowu, Bajkal Ekspress, plackartnyj, tym razem za 2 490 rubli + 49r pościel
Moskwa - Brześć
687,1 rubli, bilety kupowane w Irkucku.
Bilety kupowaliśmy zaraz po przyjeździe do Irkucka, jakieś dwa i pół tygodnia przed datą powrotu, w sumie wyniosły nas taniej niż podróż Moskwa-Irkuck bo jakieś 105 $.
Brześć - Terespol
4 330 RB = 2$
Terespol - Siedlce - Warszawa
13 PLN (bilet studencki)

CENY

  • IRKUCK

Nocleg
160r/os w akademikach Uniwersytetu Technicznego, w pokojach 2 osobowych z łazienką, prysznic na korytarzu
Nocleg
w polskiej kurii, pokój 2 osobowy, podobno około 400r, sala zbiorowa (dostępna toaleta i kran) 60r - nie sprawdziliśmy
Przejazd tramwajem
6r, czasem liczą za bagaż też 6 rubli, kanar w środku sprzedaje bilety
Marszrutka
8r
Muzeum Przyrody
chcą 100 rubli za inostrańców, ale weszliśmy jak Rosjanie za 50, dodatkowo 50 za fotografowanie
Kartki Pocztowe
6r
Znaczki pocztowe do Polski
10 r
Toaleta przy dworcu
5r

  • JEDZENIE

W knajpie:
Pizza
120r
Piwo
30r
Rosół
25r
Sałatka
20 - 30r
Naleśniki (ser, mięso itd.)
30r 3szt.
Herbata
5r
W sklepie:
Chleb
8-9r
Ser żółty
130-140r/kg
Serki topione w krążku
36r
Gorące kubki
7-8r
Puree w kubku
11 - 13r
Jogurt mały
6 - 9r
Jogurt 500g
18 - 22r
Kiełbasa irkucka
70 - 80r (spora kiełbasa na kanapki)
Oliwki zielone
22r
Puszka tuńczyka
23r
Puree 180gram
ok. 20r
Makaron 400 gram
od 22r
Woda Mineralna 1,5l
od 14r
Sok 1l
24r
Zupka chińska
13 - 14r
Papier toaletowy
ok. 7r
Cieburiaki
5 - 15r
Parówka w cieście
11 r
Ciastka w cukierni
4,5 - 10r
Pomidory
25r/kg
Papierosy
nadające się do palenia od 16 do 30 rubli
Piwo
od 12 do 22 rubli, co kto lubi
Piwo 2l (plastik)
50-60r
Snickers Max
15r
Mały Snickers
10r
Czekolada Nestle
22r
Zwykła Czekolada
17r
Ciastka 1kg
ok 40r
Herbata 25 torebek
25-30r

  • Inne wydatki

Koszt bookowania biletów w Mińsku 1400 rubli białoruskich (bookowanie najwcześniej na 45 dni przed odjazdem, odbiór 2 dni - ul. Wolloniecka 6)
Wejście do skansenu w Talcy: 30 rubli od głowy, na zwiedzanie trzeba przeznaczyć około1,5 godziny; jest parking dla samochodów
Prywatne wynajęcie marszrutki z Irkucka do Listwianki z godzinnym postojem w Talcy - 150 rubli od głowy
Wejście do Muzeum Sztuki Suchaczewa- 60 rubli

  • Hzir

noclegi- postawienie namiotu na "polu namiotowym"( w specjalnie zagospodarowanej części gospodarstwa, możliwość prysznica na świeżym powietrzu, wychodek, miejsce na ognisko)- 50 rubli za namiot,
za 70 rubli kolacja ciepła u gospodyni (kotlecik z ryby, kasza, ryba w oleju, ciastka, herbata)

  • Ułan Ude

nocleg w Stowarzyszenie Kultury Polskie
!!UWAGA!! - TO NIE JEST NOCLEGOWNIA / SCHRONISKO TAK JAK PODAJE TO PRZEWODNIK "Szlak Transsyberyjski" Bezdroży, ale po uzgodnieniu z prezesem dostaje się zgodę na nocleg
istnieje możliwość skorzystania z Internetu w Stowarzyszeniu- trzeba w kiosku kupić specjalna kartę z kodem dostępu (100 rubli za 5-6 godzin surfowania)
marszrutka z Ułan Ude do Kabańska 25 rubli za osobę (bagaż na kolanach)

  • Sjudanka

nocleg w Muzeum Minearelogcznym 150 rubli za osobę (poza sezonem za 100)
dojazd z dworca taksówką do Muzeum 50 rubli

  • Arszan

kwatery 100-150 rubli, poza sezonem taniej- nam się udało zejść do 70 rubli za osobę
ceny w barze: pozy 25 rubli, cieburiaki 15 rubli, szaszłyki 70 rubli
Moskwa i Huzir są droższe o jakieś 3-4 ruble


Wszelkie inne info: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript., Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript., Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.


{gallery}galerie/wyprawy/bajkal-2004{/gallery}