Dla tych, którzy mają niewiele czasu na czytanie......

 

20.02.2012 r. kilka minut po godz. 16 wszedłem na najwyższy poza Azją szczyt na Ziemi. Aconcagua 6962 m npm, najwyższy szczyt obu Ameryk, góra która nie jest trudna technicznie lecz jest wymagająca w zdobyciu ze względu na wysokość oraz zmienność pogody. Zanim zdobyliśmy tę górę czekaliśmy w bazie Plaza de Mulas (4400m) 5 dni na poprawę pogody. W końcu nie mając pewności jaka pogoda będzie w kolejnych dniach, ze względu na różne źródła meteorologiczne, zdecydowaliśmy się na akcję w górze i w ciągu 4 dni przenosząc się pomiędzy Plaza de Mulas ( 4400 m), Nido de Condores (5590m), Coleras (5970m) 20.02.2012 r po 12 godzinach ataku szczytowego i wzniesienia się o 1000m stanęliśmy na szczycie. Dla każdego z nas była to pierwsza i od razu zwycięska wyprawa. Każdy z nas był zdeterminowany, skoncentrowany i dobrze przygotowany aby zdobyć szczyt. Sprzyjało nam również szczęście oraz dobre prowadzenie Roberta Rozmusa, prezesa stowarzyszenia Annapurna, zdobywcy Korony Ziemi i wielu innych górskich szczytów oraz organizatora niezliczonych wypraw w różne części świata.

 

Idąc rynną Canaletta i zdobywając wysokość obserwowaliśmy zmiany pogody od błękitu nieba i pięknego słońca, w którego promieniach skąpane były zbocza naszej góry, po nadciągające rydwany chmur zdobywające coraz większe obszary nieba, gnane porywistym wiatrem. Stawiając ostatnie kroki przed wejściem na szczyt, przy temperaturze ok.-15C omiatały nas coraz gęstsze chmury pędzące z dużą prędkością, nad szczytem oraz poniżej. Nie byliśmy pewni, czy dane nam będzie dojść do szczytu przed załamaniem pogody, ale determinacja i chęć zdobycia góry skutecznie odganiały niepewność, słabość i zmęczenie.

 

Na szczycie byliśmy dość późno, choć czas ataku szczytowego od wyjścia z obozu Colera do wejścia na szczyt był przyzwoity. Szczyt jest rozległą płaszczyzną, zwieńczoną trzema krzyżami, z czego jeden jest tym głównym, z którym każdy robi sobie fotki. Zataczając się ze szczęścia, a może ze zmęczenia ściskaliśmy się nawzajem śmiejąc, niedowierzając i radując ze szczęścia jakie nas spotkało. Cały zespół, który wyszedł z ostatniego obozu Colera wszedł na szczyt. Każdy robił sobie pamiątkowe zdjęcia indywidualne, grupowe, z krzyżem i bez krzyża, leżąc, kucając, stojąc, skacząc, wyrzucając ramiona do góry, pokazując palce ułożone w kształt litery V. Wszyscy bez wyjątku szczęśliwi i spełnieni w osiągnięciu celu wyprawy i realizacji swoich marzeń. W końcu po to one są, aby je wyznaczać, spełniać i czuć się spełnionym, czego każdemu życzę.

 

Link do zdjęć z wyprawy: https://picasaweb.google.com/pw.kucharski/Argentyna2012?authuser=0&feat=directlink

 

Informacje praktyczne: na końcu relacji

 

 

 

 

 

Dla tych, którym się nie spieszy.....

 

Od 2 lat chodziła za mną myśl, by wyjechać do Argentyny i spróbować zdobyć Aconcagua położoną w Andach na terytorium Argentyny. Andy rozciągają się na przestrzeni ponad 9000 km, co sprawia, że jest to najdłuższy łańcuch górski na Ziemi. Najwyższe szczyty to Aconcagua (6962 m n.p.m.), Ojos del Salado (6893 m n.p.m.) oraz Nevado Pissis (6793 m n.p.m.). Aconcagua 6962m, leżąca w Andach Argentyńskich jest najwyższym szczytem obu Ameryk, a także najwyższym szczytem na Ziemi poza kontynentem azjatyckim. Dla osób z pochodzenia Quechua znaczy "Biały Wartownik", a w języku Aymara znaczy "Kamienny Wartownik". Po raz pierwszy został zdobyty drogą normalną przez Matiasa Zurbriggen 14.01.1897 roku. W 1934 pierwsza polska wyprawa andyjska (Stefan Daszyński, Konstanty Jodko-Narkiewicz, Stefan Osiecki, Wiktor Ostrowski) wytyczyła nową drogę od strony wschodniej przez lodowiec, nazwany później Lodowcem Polaków. W 1985 roku na szczyt weszła ścianą południową Wanda Rutkiewicz. Droga normalna oraz droga lodowcem Polaków określana jest wg klasyfikacji IFAS jako prosta, po stromym zboczu. Prawdziwym wyzwaniem jest licząca ponad 2 km wysokości lodowo-śnieżna południowa ściana widziana z doliny Horcones - ścianą tą, wśród barier seraków i ruchomych skał, prowadzą najtrudniejsze drogi na wierzchołek. Aconcagua otoczona jest doliną Los Horcones na zachodzie i południowym zachodzie, na wschodzie i na północy doliną Las Vacas. Szczytami Cuerno (5,450m.), Catedral (5,200m.), Bonete (5,100m.) i De los Dedos (5,000m.) znajdującymi sie w wyższej dolinie Los Horcones. Także górami Mirador (5,800m.), Ibanez (5,200m.), Almacenes (4,800m.) w niższej dolinie Los Horcones. Szczyty Ameghino (5,800m.), Fitz Gerald (5,300m.), Santa Maria (5,100m.) i wszystkie wzgórza które tworzą pasmo Los Penitentes należą do doliny Las Vacas.

Ze względu na warunki klimatyczne, Aconcagua porównuje się do ośmiotysięczników Himalajów. Bardzo niska wilgotność, niska zawartość tlenu w powietrzu i silne wiatry to tylko jedne z charakterystycznych cech dla tego regionu. Głównymi przyczynami złej pogody są przede wszystkim wilgotne wiatry, wywołane przez antycyklon z Pacyfiku, które wieją w kierunku południowym i następnie unoszą się na zachód uderzając o wysoką masę górską Kordyliery. W konsekwencji ta masa powietrza ochładza się i traci swoją wilgotność powodując opady śniegu na wierzchołkach Andów. Na terenie wokół Aconcagua grożą nie tylko śnieżne burze i wichury, ale i burze elektryczne, które ze względu na wysokość są bardzo niebezpieczne. Grzbiety gór (w części półn.-zach. i sam szczyt) przyciągają najczęściej błyskawice i pioruny, utrudniając pobyt i wspinaczkę. Na wysokości ponad 5500 m n.p.m. wieją silne wiatry z zachodu, które w niektórych wypadkach mogą uformować słynny wielki grzyb na szczycie Aconcagua. To ciekawe zjawisko przyrodnicze, które można obserwować z Plaza de Mulas, ostrzega i oznajmia niekorzystną prognozę pogody: silne wiatry i opady. Grozi duże niebezpieczeństwo tym, którzy znajdują się w wyższych partiach góry i zaleca się wtedy zejść na niższy poziom. Nawet przy dobrej pogodzie (latem) na wysokościach ponad 5000 m n.p.m. temperatury dochodzą do -20° C (-0,4º F). Na samym szczycie typowa temperatura to -30° C (-22º F). Z uwagi na ww. specyficzne warunki atmosferyczne uważany przez wielu za kluczowy etap treningu przed atakiem na Mount Everest.
Dla mnie jest to również kolejny szczyt, który chciałem zdobyć w ramach realizowanego marzenia o zdobyciu określonych szczytów. Przygotowywałem się 3 miesiące biegając, jeżdżąc na rowerze po kilkanaście kilometrów 3-4 razy w tygodniu, przy temperaturze 0C-5C, czytając wszystko co wpadło mi w ręce o warunkach panujących na Aconcagua, wymaganiach jakie góra stawia śmiałkom próbującym zdobyć tę górę, sukcesach i porażkach oraz ich przyczynach w czasie niezliczonych wypraw, których celem było zdobycie szczytu. Konsultowałem się w kwestiach technicznych i medycznych z ludźmi, którzy mają większą ode mnie wiedzę w tym zakresie i dzięki której to wiedzy i doświadczeniu mogłem lepiej przygotować się do wyprawy. Wszystkie pomocne informacje umieściłem na końcu relacji. Mam nadzieję, że będą służyć kolejnym osobom, które chciałyby spróbować swoich sił i szczęścia w celu zdobycia Aconcagua.

Po kilkunastu godzinach lotu wylądowaliśmy na płycie lotniska w Buenos Aires. Rozgrzane powietrze uderzyło nas po wyjściu z samolotu. Huśtawka temperatur od -15C (początek lutego 2012) w Polsce, do +5 w Rzymie i 35C w Buenos Aires w ciągu kilkunastu godzin była termicznym zaskoczeniem, aby nie powiedzieć szokiem dla naszych organizmów.
Z zimowych warunków przenieśliśmy się w czasie i przestrzeni w pełnię pięknego, słonecznego, gorącego, wilgotnego lata. Po załatwieniu formalności przejechaliśmy taksówkami do hotelu w którym mieliśmy spędzić pierwszy nocleg. Hotel przerobiony chyba z budynku mieszkalnego był wąski i wysoki. Malutka, ciasna winda była w stanie podnieść na wybrany poziom jedną lekką osobę i niewielki plecak. Przy dwóch ciężkich workach transportowych lub plecakach buntowała się odmawiając jazdy. Pokoje mieliśmy na 11,10 i 9 piętrze, więc nie mając zbyt dużego wyboru i łapiąc ....aklimatyzację wnieśliśmy ciężkie worki transportowe i plecaki na swoich plecach sapiąc niemiłosiernie z powodu .... braku tlenu... i rosnącej wysokości.... Nie ma jednak co narzekać bo mieliśmy przyzwoity dach nad głową i po zrzuceniu worków i szybkim doprowadzeniu się do porządku mogliśmy pozwiedzać boskie Buenos Aires - drugie pod względem wielkości miasto Ameryki Południowej - zabytkową stolicę Argentyny i chyba najbardziej kosmopolityczne miasto Ameryki Południowej. Nazywano je Paryżem Ameryki Południowej. Miasto jest bardzo żywiołowe, zatłoczone miejskim mrowiskiem ludzi i samochodów oraz głośne. Niezliczone samochody przeciskają się szerokimi i wąskimi ulicami, czarne taksówki lawirują pomiędzy samochodami trąbiąc, ścigając się z czasem i innymi kierowcami, wprawiając w delirkę pasażerów nieznających zasad panujących w Buenos Aires. Tłumy ludzi płynęły chodnikami mijając sklepy, knajpki, centra kredytowe, banki, kryjąc się w cieniu budynków i w parkach, przesiadując przy stolikach, popijąc Yerba Mate-gorzki zielony napar robi się zalewając wrzątkiem liście trzymane w specjalnej tykwie i pijąc ten napój przez metalową słomkę - bombilla-czasami dodaje się do niej cukier i zioła. Największym zainteresowaniem odwiedzających to miasto cieszą się dzielnice Palermo, Recoleta, Retiro, San Nicolas, San telmo i La Boca - skupiają się w nich hotele, muzea, budynki rządowe, sklepy i miejsca rozrywki. Po kilku godzinach kręcenia się po mieście w poszukiwaniu ciekawostek, zabytków, szkół tanga argentyńskiego, po zobaczeniu dzielnicy La Boca słynącej z kolorowych domów i licznych kafejek w których można podziwiać pokazy tańca tanga argentyńskiego, zrobić sobie zdjęcie na tle malowideł pokrywających ściany domów, a przypominających dawne czasy tej dzielnicy, Plaza de Mayo, najszerszej aleji na świecie Avenida 9 Julio (ok. 140 m szerokości) wyróżnionej wielkim obeliskiem Obelisco zbudowanym dla upamiętnienia 400 rocznicy powstania Bueons Aires, licznymi kolorowymi billboardami, budynkami, drzewami palos borrachos obsypanymi latem różowymi kwiatami i zaspokojeniu głodu obowiązkowym krwistym stekiem wołowym popijanym równie obowiązkowym czerwonym argentyńskim winem i piwem Andes wróciliśmy do hotelu by następnego dnia trafić znowu na lotnisko. Ruch panował na nim jak w ulu. Nasze lotnisko -międzynarodowe Okęcie w Warszawie wydawało mi się w tamtej chwili jako jakieś małe, podrzędne, które pod względem ruchu lotniczego nie mogło się równać z lotniskiem na którym oczekiwaliśmy na lot do jednego z miast Argentyny - Mendozy. Co chwila przylatywały i odlatywały liczne samoloty. Mendoza jest stolicą regionu Mendoza będącego jednym z największych na świecie producentów wyśmienitego argentyńskiego wina. Lecąc samolotem przysłuchiwałem się rozmowie Izy z Amerykankami, które postanowiły spędzić urlop w mieście (lot trwał 1,50 godziny a koszt biletu wyniósł 1308 dolarów Arg.). Mieszkam w Warszawie więc osobiście wolę podróżować z dala od miast i zawsze ciekaw jestem dlaczego turyści wybierają miasta i miasteczka jako cel podróży. Jednych przyciąga architektura, zabytki, klimatyczne uliczki, knajpki, mieszkańcy, atmosfera miejsca. Innych chęć zrobienia szybkich zakupów w znanych centrach handlowych. Amerykanki chciały zaś zwiedzić miasto i okoliczne liczne winnice oferujące wybór różnych win jak również ich degustacji.

Po zobaczeniu Mendozy i spędzeniu w niej kilku dni przed przeniesieniem się w góry i po powrocie z Aconcagua mnie przyciąga niesamowita atmosfera tej miejscowości, bardzo przyjaźni, spokojni, uśmiechnięci i nie spieszący się nigdzie ludzie. Może to zbyt powierzchowna obserwacja, może ludzie nie są tak wyluzowani jak wyglądają, ale odniosłem bardzo pozytywne wrażenie. Ponadto kilkugodzinne sjesty, chodniki i ulice przyjemnie zacienione zielonymi parasolami gałęzi drzew rosnących licznie wzdłuż ulic, uliczek, placów i chroniących mieszkańców przed gorącymi promieniami słońca. Liczne restauracyjki oferują do późnych godzin nocnych steki i inne potrawy i nie dziwią nikogo nocne rodzinne spotkania i kolacje, którym towarzyszą wino i piwo Andes. Malutkie dzieci śpiące w ciągu dnia w czasie sjesty o północy przesiadują na kolanach swoich rodziców konsumujących kolację lub baraszkują pomiędzy nimi, innymi klientami restauracyjek i przechodniami. Na deser rodziny tłumnie oblegają liczne lodziarnie oferujące niezliczone smaki i kolory przepysznych lodów. Nikt nie przejmuje się kaloriami, dietą, zdrową żywnością. Klienci restauracyjek i lodziarni cieszą się chwilą i czasem spędzanym w znanych im i lubianych miejscach. Te które oferują dobre i niedrogie jedzenie, miłą obsługę oraz kameralną rodzinną atmosferę są tłumnie oblegane przez miejscowych i turystów zajmujących stoliki wystawione na chodnikach jak również wewnątrz restauracyjek. Jedynej rzeczy, której mi brakowało w restauracyjkach, sklepach, kioskach i na ulicy to znajomości angielskiego wśród mieszkańców Mendozy, co jest też charakterystyczne dla Argentyny. Bez znajomości hiszpańskiego nie jest łatwo się porozumieć, ale Argentyńczycy których spotkaliśmy byli cierpliwi i korzystając z pojedynczych znanych im słówek oraz gestów rąk jakoś się dogadywaliśmy. Dobrze, że wśród nas był Robert, który trochę poznał hiszpański w czasie swoich wypraw i brał na siebie uzgadnianie spraw organizacyjnych z miejscowymi.
W hotelu Horcones w którym nocowaliśmy w czasie pobytu w Mendozie jeden pracownik znał angielski, a z innymi osobami rozmawialiśmy językiem dobrej woli i chęci porozumienia. Nasz pobyt w Mendozie nałożył się czasowo z przygotowaniami do corocznego święta wina hucznie i radośnie organizowanego w Mendozie. Na ulicach wisiały plakaty i bannery informujące o zbliżającym się święcie i przygotowanych imprezach. Na placu Zbawiciela zespoły złożone z młodych ludzi grały i śpiewały do późnych, nocnych godzin różne piosenki. Liczni artyści oferowali na ziemi, ławkach i w stoiskach swoje rękodzieła - koraliki, naszyjniki, biżuterię, pojemniki z tykwy na herbatę Yerba Mate i wiele innych. Wszędzie panowała fajna, luźna, przyjazna atmosfera. Wyczuwało się wyczekiwanie na nadejście święta, które mieliśmy obserwować po powrocie z Aconcagua.

 

Po jednym lub dwóch dniach pobytu w Mendozie i zakupieniu w Carrefour Express jedzenia zapakowanego do trzech wózków wsiedliśmy do wynajętego busa, który zawiózł nas do miejscowości Los Penitentes (2580m). Po drodze mijaliśmy zmieniający się krajobraz przechodzący coraz bardziej w górzysty. Andy są bardzo suchymi górami i takie obserwowaliśmy w czasie całej naszej wyprawy. Koryta rzeki niegdyś wypełnione po brzegi rwącą, wzburzoną wodą z topniejących lodowców teraz są niewielkimi strumieniami i wąskimi rzekami. Jadąc busem widzieliśmy szerokie i głębokie koryta których wysokie na kilka metrów ściany oszlifowane były przez potężną niegdyś rzekę, malejącą z każdym rokiem coraz bardziej. W Andach czuć i widać wpływ topnienia lodowców i rosnących temperatur. Nie widziałem jeszcze tak suchych gór. Jadąc szosą mijaliśmy również liczne spalone ciężarówki i autokary, niektóre jeszcze dymiące. Niewiele brakowało i nasz bus mógłby dołączyć do tych spalonych wraków, gdy niespodziewanie z przeciwległego pasa wjechała na nasz pas, na czołowe, wielka biała ciężarówka. Gdyby nie szybkość i refleks naszego kierowcy oraz kawałek pobocza na które zjechał być może nie miałbym możliwości opisania wyprawy na Aconcagua. Mijając z trąbieniem ciężarówkę pomknęliśmy dalej szosą zbliżając się z każdym przejechanym kilometrem do Los Penitentes (2580m), w której mieliśmy zaplanowane spotkanie z firmą Lanko. Firma ta zorganizowała nam muły na których grzbietach następnego dnia pojechały nasze worki i plecaki, wynajęła namiot bazowy w bazie Plaza de Mulas oraz była pomocna przy organizacji innych spraw związanych z naszą wyprawą.

 

Następnego dnia po dojechaniu busem do bram parku Aconcagua i załatwieniu formalności związanych z wejściem na teren Parku (m.in. otrzymaniem worków na śmieci) rozpoczęliśmy długi dwudniowy marsz w górę z przerwą w obozie Confluencia (3350m) w słońcu, które bezlitośnie opalało nas jak na patelni. Na szczęście ciężkie wory transportowe i plecaki pojechały na grzbietach wynajętych mułów z Los Penitentes, dzięki czemu było lżej i łatwiej. Idąc doliną Horcones podziwialiśmy bogatą paletę kolorów kamiennych ścian wznoszących się po obu stronach doliny. Były wśród nich skały zielone, brązowe, czarne, szare przeplatające się wzajemnie. Doliną płynęła leniwie rzeka Horcones koloru ceglastego, która towarzyszyła nam w czasie wędrówki. Od czasu do czasu mijały nas w tumanach piachu i pyłu muły dźwigające ciężkie kilkudziesięciokilogramowe ładunki, w tym gaz, poganiane przez poganiaczy. Idąc doliną mijaliśmy bielejące kości mułów, które spadły ze ścieżki lub miały inny wypadek. Co jakiś czas mijaliśmy grupki trekkersów lub członków wypraw na Aconcagua. Wśród nich byli również Polacy, którzy kilka dni wcześniej weszli na Aconcagua wchodząc od strony Lodowca Polaków i schodząc do Plaza de Mulas i dalej wracając doliną Horcones. W krótkich przerwach kryjąc się w miarę możliwości w cieniu skał popijaliśmy wodę i sprawdzaliśmy pulsyksometrem saturację krwi (nasycenie krwi tlenem) prowadząc rankingi z najlepszymi i słabszymi wynikami. Docelowe poziomy %SpO2 (czynnościowego nasycenia tlenem krwi tętniczej): 0 m:99%; 1500m: 93%; 2000m:92%; 4000m:88%: 5000m:83%; 6000m:77% (źródło informacji o poziomach saturacji: Aconcagua i okoliczne pasma w Argentynie i Chile, aut. Jim Ryan, wyd. Sklep Podróżnika). Kto miał zbyt niski poziom musiał więcej pić. Saturacja jest bardzo ważnym wskaźnikiem wydolności i reakcji organizmu na wysokość. W bazie i niektórych obozach sprawdzana była przez lekarzy, którzy wyniki wpisywali do pozwolenia wejścia na Aconcagua. Zbyt niska saturacja była nie tylko sygnałem, że trzeba więcej pić, zwolnić ze zwiększaniem wysokości, ale też mogła stanowić uzasadnienie dla lekarza do odmowy dalszej wspinaczki ze względu na zwiększone ryzyko, które w niesprzyjających warunkach mogło skończyć się ostrą chorobą górską (Acute Mountain Sickness - skrót AMS) wysokogórskim obrzękiem płuc (High Altitude Pulmonary Edema - skrót HAPE) lub nawet wysokogórskim obrzękiem mózgu (High Altitude Cerebral Edema, skrót HACE). Choroby te należą do najpoważniejszych i najczęstszych chorób występujących w związku z wysokością. Do wysokości 5000-6000 metrów, objawy choroby wysokościowej stanowią bezpośredni rezultat nieprawidłowej aklimatyzacji. Zależnie od profilu wspinaczki/wejścia, objawy wystąpią u >70% uczestników. W związku z tym przyjmuje się, że złoty standard ochrony przed chorobą wysokościową stanowi profilaktyka pierwotna. Do jej elementów należy konserwatywny, zachowawczy profil wspinaczki/wejścia, powolne zwiększanie wysokości, odpowiednie nawodnienie i podaż energii, oraz wczesne rozpoznanie i leczenie występujących objawów - zarówno przed, jak i w trakcie wyprawy - więcej o tych chorobach i medycynie wysokogórskiej można przeczytać na stronie internetowej www.medeverest.pl.

 

 

 

Do bazy Plaza de Mulas doszliśmy zmęczeni późnym popołudniem. Idąc przez bazę spotkaliśmy Leszka Cichego, który prowadził wyprawę i zdobył szczyt ze swoją grupą, a niedawno przed nim szczyt zdobył Ryszard Pawłowski z inną grupą. Teraz się zwijali planując następnego dnia zejście doliną Horcones i powrót do Polski. Dla nas górska przygoda z Aconcagua dopiero się zaczynała. Rozstawiliśmy nasze wyprawowe namioty i po zjedzeniu kolacji w namiocie bazowym rozeszliśmy się, aby zakopać się w naszych śpiworach i objęciach snu. Przez następne dni aklimatyzowaliśmy się w bazie, chodząc po okolicznych wzniesieniach, omawiając plany związane ze zdobyciem Aconcagua, robiąc fotki naszej wymarzonej góry, którą widać było z bazy i śledząc wzrokiem wolno sunących do góry i w dół kolejnych uczestników wypraw i portersów dźwigających wyposażenie uczestników wypraw. Rozmawialiśmy również z uczestnikami innych wypraw, którzy poraz pierwszy zamierzali spróbować wejść na Aconcagua, lub kolejny raz po wcześniejszych nieudanych próbach. Na szczyt wchodzi ok. 30% osób z tych, którzy próbują zdobyć tę górę. Inni nie dają rady ze względu na szybko zmieniającą się pogodę, problemy zdrowotne lub nieodpowiednie przygotowanie fizyczne. Wielu sądzi, że Aconcagua jest trudna tylko od strony południowej ściany oraz Lodowca Polaków, gdzie trzeba trochę się powspinać w rakach, z czekanem, użyciem liny, a łatwa od strony Plaza de Mulas (drogi normalnej) gdzie sprzęt wspinaczkowy (poza rakami) i umiejętności posługiwania się nim nie są potrzebne, bowiem idzie się przez większość drogi po osuwającym się piarżysku. Niektórzy nie biorą pod uwagę wpływu wysokości na organizm, niskich temperatur grożących odmrożeniami, dużej odległości i przewyższenia pomiędzy ostatnim najczęściej wybieranym obozem Colera lub Berlin a szczytem wiążącym się z kilkunastogodzinnym, wyczerpującym atakiem szczytowym, oraz nagłych zmian pogody i jej załamań z czego rejon Aconcagua jest znany. Aconcagua technicznie nie jest trudna, ale jest wymagająca ze względu na ww.wysokość i warunki pogodowe. Aby wejść na szczyt trzeba być dobrze przygotowanym i mieć końskie zdrowie. Trzeba być dobrze wyposażonym w ciepłą odzież, ciepłe buty najlepiej termiczne np. Millet Everest, ciepłe rękawice i kurtki puchowe oraz gogle z dużym filtrem UV.
W przeciwnym wypadku można mieć problem z wejściem. Rozmawialiśmy z wieloma osobami, które same miały wcześniej problemy ze zdobyciem szczytu, odmroziły sobie palce, nosy, miały obrzęki płuc, mózgu, były ewakuowane śmigłowcem lub znały inne osoby, które miały te problemy. W bazie rozstawione były liczne namioty różnych agencji organizujących wyprawę na Aconcagua. Wśród nich przeważały namioty Inka (www.inca.com.ar). Oferowały one nie tylko organizację wyprawy na Aconcagua, ale również trekking do bazy oraz dla wszystkich usługi gastronomiczne, napoje, prysznic, dostęp do Internetu oraz telefonów satelitarnych (koszt Internetu do 15$ za 15 minut + 5min free; lomo lub pizza = wydatek 15$, Coca cola 6$ a piwo Andes 10$). W bazie były też namioty portersów-miejscowych, którzy oferowali możliwość wniesienia wyposażenia uczestników wypraw - namiotów, plecaków, butów termicznych, skorup itp. W górnej części obozu, nad namiotami wypraw górowała w dużym namiocie galeria obrazów przedstawiających m.in. Aconcagua, które można było kupić za niemałą kwotę. Przy galerii można było dać sobie zrobić zdjęcie, które następnie inni mogli z kilkuminutowym opóźnieniem obejrzeć w Internecie (link do strony w poradniku pod relacją).

Inną ciekawostką bazy był system rozprowadzania wody po bazie, z której korzystali uczestnicy wypraw i ich organizatorzy. Woda była doprowadzana systemem czarnych gumowych węży, które połączone w sieć z jednej strony leżały w górskim strumieniu wody z lodowca, a z drugiej strony dochodziły do beczek napełnianych tą wodą, w różnych częściach obozu. Ten darmowy system dostępu do wody był bardzo pomysłowy i efektywny. Jedynie rano mogło się zdarzyć, że wody w bazie nie było, jeśli strumień był zamarznięty. Czasami trzeba było czekać do 9-10 rano, aby promienie słońca roztopiły lodową pokrywę strumienia i żeby woda ponownie mogła płynąć siecią węży. Wodę tą po przegotowaniu można było wykorzystać do picia. Miała dziwny smak i po dłuższym czasie przebywania w bazie i picia tej wody marzyło się o wypiciu wody z butelki, ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma... Zresztą woda w butelkach dla chętnych była, ale ze względu na cenę znajdowała nielicznych nabywców...

Po 2-3 dniach pobytu w bazie i mierzeniu saturacji Robert zarządził wyjście aklimatyzacyjne do Nido de Condores znajdującej się na wysokości 5590 m npm. Zabraliśmy ze sobą część wyposażenia, które planowaliśmy zostawić w ww. bazie i powoli krok za krokiem wnosiliśmy się coraz wyżej zostawiając za sobą nasze namioty w obozie Plaza de Mulas. Idąc powoli przypomniałem sobie liczne tabliczki w Himalajach w rejonie Khumbu z napisami Go slowly altitudies kills (idź wolno, wysokość zabija)...Każda z osób idących do góry z naszego zespołu jak również z innych wypraw i portersi wolno stawiali nogę za nogą. Uginając się pod ciężarem plecaków w palących promieniach słońca, dreptali ścieżką, wydeptaną stopami bezimiennych uczestników niezliczonych wcześniejszych wypraw. Ścieżki wiły się po wysuszonym grzbiecie góry, wśród piargów. Po kilku godzinach doszliśmy do obozu Alaska (5200m). Kilka osób zostało, a kto miał jeszcze siły na dalszy marsz ruszył do Nido de Condores na 5590m. Do tego obozu doszliśmy późnym popołudniem, po 18 i po rozstawieniu namiotów na wielkim wypłaszczeniu obozu wielkości boiska do piłki nożnej, zrobieniu fotek, wieczornym posiłku i uzupełnieniu płynów zakopaliśmy się w śpiworach. Noc była mroźna i następnego dnia musieliśmy skuwać lód aby wytopić trochę wody na herbatę. Zostawiliśmy 2 czy 3 namioty, trochę ekwipunku na dalszą część zdobywania Aconcagua i zaczęliśmy schodzić do bazy zabierając po drodze naszych kolegów i koleżanki, którzy nocowali w obozie Alaska. Podczas zejścia Rysiek mocno osłabł. Zataczał się niebezpiecznie na słabych nogach. Sytuacja wyglądała nieciekawie mimo odebrania od Ryśka plecaka i kontrolowanego sprowadzania go do bazy. Bardzo źle się czuł, często się zatrzymywał, siadał, wodził słabym wzrokiem i podejrzewaliśmy, że ma objawy obrzęku płuc. Rysiek był maratończykiem więc sądziłem, że wydolność i siłę ma większą od innych, ale czasami jest tak, że maratończycy mający świetną wydolność i wyniki na nizinach mają problemy na dużej wysokości.
Z podobnym przypadkiem spotkałem się w Himalajach idąc pod Everest, gdy spotkałem Polaka, których schodził w dół. Był maratończykiem, trenerem triathlonu, ale bartdzo źle odczuwał wysokość i potrzebował pilnego zejścia jak najniżej. Może gdyby Rysiek wolniej zdobywał wysokość, dłużej przebywał w Plaza de Mulas lub wszedł do Alaski i zszedł tego samego dnia, jego organizm lepiej by się zaaklimatyzował do wysokości...Po kilku godzinach byliśmy w obozie ciesząc się dostępem do wody, Coca-Coli, pizzy, lomo (bułka z grillowanym stekiem wołowym w środku) i naszych zapasów żywności. Po zbadaniu Ryśka przez jednego z lekarzy przebywających w obozie potwierdziły się nasze obawy, że Rysiek ma obrzęk płuc i lekarz zalecił ewakuację helikopterem następnego dnia rano na niższą wysokość, do wejścia do parku Aconcagua. To najlepsze rozwiązanie w takiej sytuacji-jak najszybciej znieść chorego na niższą wysokość. Rysiek był podłamany, bo nagle jego marzenie o zdobyciu Aconcagua legło w gruzach. Pozbawiony nieoczekiwanie szansy zdobycia z nami szczytu z własnej inicjatywy koleżeńsko rozdzielił swoje rzeczy pomiędzy uczestników, dzięki czemu Iza otrzymała na czas zdobywania Aconcagua rewelacyjne, niezwykle ciepłe buty termiczne La Sportiva Olympus Mons Evo, w których mogłaby próbować wejść nawet na Mt.Everest (8850m), zostawiając w bazie swoje skórzane Salomony.

 

Przez następne dni odpoczywaliśmy w bazie chodząc po okolicznych wzniesieniach, robiąc fotki z penitentami (lodowe formy w kształcie stożków, często kilkumetrowych) na dwóch jęzorach lodowców spływających po zboczach, sprawdzając saturację każdego ranka przy wspólnym śniadaniu jak również w ciągu dnia. W ten sposób minęło nam 5 dni wyczekiwania w bazie na poprawę pogody, w trakcie których każdego ranka przy porannym śniadaniu w namiocie bazowym sprawdzaliśmy prognozę pogody, którą otrzymywaliśmy na nasze telefony satelitarne od Ani Rozmus - siostry Roberta i od znajomej Adama. Może mieliśmy za dużo źródeł danych meteo bo wzajemnie się czasami wykluczały dezorientując nas i wprawiając w coraz większe zniecierpliwienie oczekiwaniem na poprawę pogody. Miejscowi przewodnicy nie chcieli dzielić się swoimi prognozami więc musieliśmy polegać na tych które otrzymywaliśmy z Polski. Góry wymagają cierpliwości od tych, którzy chcą je zdobywać. Nasze warunki były komfortowe ze względu na to co oferowała baza Plaza de Mulas więc nie mogliśmy narzekać. Inne wyprawy w Himalajach lub Karakorum muszą czekać często znacznie dłużej w dużo trudniejszych warunkach. Zatem i my musieliśmy uzbroić się w cierpliwość i nie narzekać. W ciągu tych kilku dni oczekiwania na poprawę pogody na niebie przetaczały się szybko tumany chmur wirując nad Aconcagua, zasłaniając ją lub tworząc nad nią zjawiskowe grzyby - na wysokości ponad 5500 m n.p.m. wieją silne wiatry z zachodu, które w niektórych wypadkach tworzą wielki grzyb na szczycie Aconcagua. To ciekawe zjawisko przyrodnicze, które można obserwować z Plaza de Mulas, ostrzega i oznajmia fatalną prognozę pogody: silne wiatry i opady. Grozi duże niebezpieczeństwo tym, którzy znajdują się w wyższych partiach góry i zaleca się wtedy zejść na niższy poziom. Rejony szczytowe (powyżej 6000m) pokrywał delikatny woal iryzujących chmur. W nocy zaś zdarzały się potężne wiatry pędzące przez uśpioną bazę z prędkością ekspresowego pociągu, z potwornym, narastającym gwizdem. Fartuchy namiotów i linki musieliśmy poprawiać, naciągać, ponieważ w nocy ściany naszych namiotów łopotały z hukiem nie pozwalającym zasnąć.

 

Po 5 dniach pogoda poprawiła się na tyle, że Robert zdecydował o wyjściu do góry. Wszyscy odetchnęli z ulgą, bo każdy miał już dość wyczekiwania. Po dojściu do obozu Alaska okazało się, że nie ma jednego z namiotów pozostawionych w czasie wcześniejszego wyjścia aklimatyzacyjnego oraz kurtek puchowych Izy i Krzyśka. Poszukiwania namiotu i puchówek wokół obozu i w dalszej odległości nie dało żadnego rezultatu. W namiocie uczestników innego zespołu, stojącym nieopodal zniknął tropik i ktoś wyciął nożem podłogę kładąc na odkrytej ziemi głaz. Zaczęliśmy spekulować, że ktoś złośliwie ukradł nasz namiot z puchówkami. Przypominając sobie liczne opowieści z różnych wypraw o postępowaniu miejscowych, gdy się nie zatrudniało ich do pomocy przy wyprawach zaczęliśmy podejrzewać portersów. Zdenerwowani poszliśmy dalej do bazy Nido de Condores 5590 m, w której nocowała część naszego zespołu. Po dojściu okazało się, że ostał się jeden namiot. Biegnąc nerwowo do miejsca gdzie rozstawione były dwa inne nasze namioty zobaczyliśmy przygniecione ciężkimi kamieniami płachty kolejnych namiotów i maszty. Z relacji osób, które przebywały w obozie oraz od portersów dowiedzieliśmy się, że w obozie szalały potężne wiatry siejące zniszczenie. Gdyby inne zespoły w porę nie złożyły i przywaliły kamieniami naszych namiotów być może pożegnalibyśmy się z marzeniem o zdobyciu Aconcagua tego roku. Portersi przekazali również informację, że w obozie Alaska było podobnie i od swoich kolegów mają informację, że nasz namiot i puchówki zostały złapane. Namiot miał być zniszczony, lecz puchówki oczekiwały na nas w bazie. Sami nie wiedzieliśmy co jest prawdą a co nie. Trochę pocieszeni tym, że chociaż puchówki się zachowały, pożyczyłem Izie moją puchówkę (uznałem, że wystarczy mi polar i kurtka gore-tex), a Romek swoją puchówkę pożyczył Krzyśkowi-bratu Izy. Rozstawiliśmy ocalałe namioty i i ze względu na zmęczenie oraz szybko spadającą temperaturę, ściskając się w tych namiotach, które zostały zakopaliśmy się w śpiworach. Kolejnego dnia doszliśmy do obozu Colera (5970m) z którego następnego dnia mieliśmy atakować szczyt. Ze wszystkich obozów w których spaliśmy i które mijaliśmy - m.in. obóz Canada (5080m) i Berlin (5930m) Colera zrobiła na nas najlepsze wrażenie. Niewielkie wypłaszczenie otoczone kamieniami z pięknym widokiem na okolicę, osłonięte od wiatru. W jednym miejscu ustawiony był w tym obozie najwyżej na świecie położony schron wysokogórski Elena, ufundowany przez rodziców Eleny Senin, która w styczniu 2009 roku podczas zejścia ze szczytu zginęła razem z towarzyszącym jej argentyńskim przewodnikiem Federico Campanini.

Promienie zachodzącego słońca kąpały w pomarańczy i czerwieni skały otaczające obóz Colera i nasze namioty. Był to jeden z najładniejszych widoków w czasie naszej wyprawy. Po kilku godzinach snu, ok 4.30 rano po szybkim zjedzeniu czegokolwiek i wypiciu oraz zrobieniu do termosów herbaty ze śniegu zebranego poprzedniego wieczoru, wszyscy opatuleni w ciepłe ubrania i z plecakami ruszyliśmy powoli do góry. W ciemnościach błyskały czołówki nasze i innych zespołów, które zaczęły podejście wcześniej od nas. Krok za krokiem przesuwaliśmy się do przodu zyskując coraz większą wysokość. Wszyscy skoncentrowani na celu jakim było zdobycie szczytu. Powoli mijały kolejne godziny i kolejne metry zostawiane za naszymi plecami. Gdy wstało słońce i zrobiło się cieplej pozbyliśmy się zbędnych ubrań upychając je w plecakach lub rozsunęliśmy suwaki kurtek i polarów. Przy rozwalonym schronie Indepedencia, założyliśmy raki, które miały nam służyć do szczytu i w drodze powrotnej. Błękit nieba i słoneczna pogoda nastawiały nas pozytywnie łudząc nadzieją na zdobycie szczytu. Tylko ten wiatr nieustępliwie wirował wokół nas i podrywał śnieg otaczający nas od jakiegoś czasu. Idąc rynną Canaletta - trawers zbocza z bardzo wąską ścieżką i bardzo stromym zboczem) owianą złą sławą ze względu na wypadki jakie się w tym miejscu zdarzały, straciłem puchową rękawicę, którą na chwilę zdjąłem. Widziałem tylko jak wiatr ją porwał i rzucił na zbocza. Na szczęście miałem jeszcze polarowe rękawice i było w miarę ciepło...Wąż ludzi wolno przesuwał się wzdłuż ścieżki wydeptanej tysiącami stóp uczestników wcześniejszych wypraw. Raki miękko wchodziły w śnieg, a dłonie wspierały na kijkach wbijanych w śnieżne zbocze dając wrażenie bezpieczeństwa i stabilności. Mimo to Darek z naszego zespołu pośliznął się i obsunął się trochę w dół po stromym zboczu. Na szczęście zatrzymał się kilka metrów poniżej ścieżki rynny Canaletta wbijając raki i hamując rękami. Go slowły... W końcu dotarliśmy w bezpieczne miejsce zostawiając za sobą na jakiś czas rynnę cieszącą się złą sławą. Pioruńsko zmęczeni piliśmy łapczywie kto co miał i zjadaliśmy batony energetyczne. Przed nami jeszcze zostało trochę podejścia... Zostawiliśmy plecaki pod skałą i ruszyliśmy powoli, dalej, w górę trzymając się blisko skał po prawej stronie. Od jakiegoś czasu zaczęła psuć się pogoda. Wiatr pędził z dużą prędkością chmury po błękitnym niedawno niebie. Z coraz większym niepokojem obserwowaliśmy tę nagłą zmianę pogody i chmury gromadzące się nad Aconcagua, do której pozostała nam już tak niewielka odległość. Walcząc ze zmęczeniem i odczuwając rosnącą wysokość uparcie stawialiśmy krok za krokiem zatrzymując się na złapanie oddechu co jakiś czas. Mijaliśmy innych wspinaczy schodzących już ze szczytu samodzielnie lub chwiejących się i asekurowanych przez przewodników lub kolegów z którymi zdobyli szczyt. Nad szczytem przetaczały się ciężkie, gęste chmury. W końcu ostatnie kroki, jeszcze jeden wysiłek i upragniony szczyt Aconcagua 6962m zdobyliśmy 20.02.2012 roku ok. godz. 16.20. Zataczając się ze szczęścia, a może ze zmęczenia, z niedowierzaniem że to już, koniec wspinaczki, ściskaliśmy się nawzajem śmiejąc, niedowierzając i radując ze szczęścia jakie nas spotkało. Cały 14 osobowy zespół, który wyszedł z ostatniego obozu wszedł na szczyt. Żadko się zdarza, żeby prawie 100% uczestników wyprawy weszło na szczyt. Zazwyczaj wchodzi ok.30-40%. Każdy robił sobie pamiątkowe zdjęcia indywidualne, grupowe, z chwiejącym się krzyżem oblepionym naklejkami, obwieszony różnymi pamiątkowymi gadżetami i bez krzyża, leżąc, kucając, stojąc, skacząc, wyrzucając ramiona do góry, pokazując palce ułożone w kształt litery V. Wszyscy bez wyjątku z radosnym uśmiechem na zmęczonej twarzy. Wszyscy szczęśliwi i spełnieni w osiągnięciu celu wyprawy i realizacji swoich marzeń. W końcu po to one są, aby je wyznaczać, spełniać i czuć się spełnionym. Liczyliśmy na możliwość zrobienia fotek tego co poniżej Aconcagua, ale chmury zakryły okolice szczytu pokazując chwilami tylko małe okna, za którymi roztaczał się widok na otaczający nas świat. Byłem tak zmęczony, że nawet nie przyszło mi do głowy aby zdjąć gogle zasłaniające pół twarzy, ale za to paradoksalnie pomyślałem o zdjęciu kurtki pod którą miałem polar z wyhaftowanym logiem Studenckiego Klubu Górskiego. Nie miałem flagi, banneru, ale miałem chociaż ten polar z logo SKG, dzięki czemu mogłem porobić pamiątkowe fotki z logo Klubu. Na szczycie temperatura wynosiła ok.-15C.

 

Czas mijał szybko, a do namiotów była przed nami jeszcze daleka droga w dół. Powoli, ostrożnie schodziliśmy zostawiając za sobą owiewany wiatrami i zakryty chmurami zdobyty szczyt Aconcagua. Odczuwaliśmy coraz większe zmęczenie. Po dojściu do miejsca gdzie zostawiliśmy plecaki na chwilę usiedliśmy, aby odpocząć przed czekającym nas długim zejściem do bazy m.in. rynną Canaletta. Toczyliśmy zmęczonym wzrokiem po twarzach naszego zespołu i zboczu, którym mieliśmy za chwilę dalej ruszyć, korzystając z chwili wytchnienia, ostatnich sekund. Robert dał sygnał do ruszenia dalej. Jeden z naszych kolegów-Sławek wstał, ale osłabł na tyle, że zataczał się jak pijany. Robert podszedł do niego i zapytał jak się Sławek czuje. Widząc, że jest źle złapał Sławka energicznie mówiąc podniesionym głosem, że muszą szybko schodzić i ciągnąc kolegę za kurtkę i następnie podtrzymując za ramię. Byliśmy zbyt wysoko, aby ściągnąć pomoc ratowników, dlatego Robert asekurując kolegę powoli z nim schodził, a my z nimi w coraz bardziej zachmurzonych warunkach. Ci którzy mieli jeszcze siłę nieśli jego plecak przekazując sobie nawzajem co jakiś czas. Mijały kolejne godziny, ściemniało się. W blasku naszych czołówek wlekliśmy się noga za nogą wypatrując naszego obozu Colera. Wiedzieliśmy że musimy iść i musimy dojść. Innego wyjścia nie było. Czasami przystawaliśmy na chwilę oddechu i odpoczynek dla zmęczonych ciał.
Minęliśmy Indepedencję i ruszyliśmy dalej w dół wydeptaną ścieżką, po szybko marznącej cienkiej warstwie świeżego śniegu skrzypiącego pod ciężarem naszych ciał i butów z przypiętymi rakami. W końcu, ok. godziny 22.00 dotarliśmy do namiotów. Niesamowicie zmęczeni zdjęliśmy raki, rozsunęliśmy suwaki naszych namiotów i padliśmy na chwilę wyciągając się na śpiworach. Po kilkuminutowej chwili ponownie się poderwaliśmy, aby zebrać trochę śniegu i rozpalić palniki niebieskim płomieniem i ostatkiem sił, swojej woli i rozsądku, przygotować coś do picia. Zdjęliśmy niepotrzebne warstwy ubrań, wyciągnęliśmy coś do zjedzenia, i patrząc zmęczonym wzrokiem na topniejący śnieg czekaliśmy na kipiącą wodę, na liofizowane jedzenie lub łyk herbaty wzbogaconej pastylkami Pluss. Ostrożnie łykając gorący posiłek i pijąc później gorącą herbatę wspominaliśmy mijający dzień. To był długi, męczący, ale szczęśliwy dla nas dzień. Wszyscy zdobyli szczyt i zeszli do bazy cali i zdrowi (jedynie Hania miała lekko odmrożone palce, które po zaordynowaniu leczenia przez lekarza w bazie, po kilku dniach znowu wróciły do formy...). Film urwał się szybko wielu z nas pozostawiając w pamięci obrazy minionego dnia.

Następnego dnia po zwinięciu obozu schodziliśmy szybko do bazy Plaza de Mulas. Im bardziej traciliśmy wysokość, tym lepiej się czuliśmy-może dzięki większej zawartości tlenu w powietrzu oraz zadowoleniu z powodzenia wyprawy i zbliżającemu się odpoczynku w bazie, gdzie czekała na nas Coca-Cola, lomo i pizza. Powoli schodząc wysuszonym zboczem pokrytym milionami drobnych kamyków osuwających się, co jakiś czas zostawialiśmy za sobą kolejne obozy, w których spaliśmy lub które mijaliśmy. Słońce grzało nas radośnie nagradzając trud poprzedniego dnia. Z każdym krokiem zbliżaliśmy się do bazy w której namioty z minuty na minuty były coraz lepiej widoczne. Na wysokości obozu Canada zwolniliśmy trochę, aby usiąść i jeszcze chwilę rozkoszować się widokiem okalających nas wzgórz i utrwalić je w naszej pamięci. Słońce miło opalało nasze twarze i nas ogrzewało. W brzuchach nam burczało i myśl o zrzuceniu plecaków i odpoczynku skutecznie nas zachęciła do przerwania sielanki i zejściu do bazy. Po dojściu, umyciu się i przebraniu oraz zamówieniu lomo, Coca-Coli, pizzy i obowiązkowego piwa Andes z rozkoszą wyciągnęliśmy się w namiocie na krzesłach prostując nogi i ciesząc się zdobyciem Aconcagua. Wieczorem spakowaliśmy ekwipunek, który miał pojechać następnego dnia zamówionymi mułami i zaszyliśmy się w namiotach wspominając obrazy minionych dni.

O godzinie 9 rano następnego dnia, po zrobieniu ostatnich pamiątkowych fotek i obowiązkowemu pokazaniu strażnikom parku naszych worków ze śmieciami i odchodami (więcej o tym w poradniku pod relacją) wyruszyliśmy w drogę powrotną żegnając się z bazą i otaczającymi ją górami. Schodząc doliną Horcones podziwialiśmy wznoszące się po jej obu stronach potężne różnokolorowe ściany, których obserwacja jak również piękno tej doliny wzbudzały nasz podziw. Po kilku godzinach marszu z odpoczynkiem w znanej już nam Confluencia, nieoczekiwanym odebraniu nam przez strażnika parku zezwoleń na wejście na teren Parku oraz szalonej jeździe pick-upem znaleźliśmy się ponownie w Los Penitentes, a następnego dnia w Mendozie, która przywitała nas od dawna wyczekiwanym Świętem Wina i wieczorem pełnym różnych imprez i tłumów świętujących na Placu Zbawiciela i okolicznych ulicach. Mieliśmy okazję zobaczyć bawiącą się i roztańczoną Mendozę i jej mieszkańców oraz gości, skosztować wielu gatunków win wystawianych przez właścicieli winnic i brać udział w koncertach i przedstawieniach zorganizowanych z okazji święta. W kolejnych dniach zwiedzaliśmy rodzinne winnice m.in. Cava de don Arturo i Familia Cecchin oferujące rewelacyjne, znane i cenione na całym świecie wina (w szczególności w USA, do której trafia 80% produkcji argentyńskich win) uczestnicząc w ich degustacji i zaopatrując się na pamiątkę w butelki różnych win. Część z nas pojechała również na wycieczkę do Doliny Księżycowej http://www.ischigualasto.org, a część do wodospadów Iguasu http://nature.new7wonders.com/archives/wonder/wodospady-iguazu?lang=pl. Jadąc do Doliny Księżycowej odwiedziliśmy szczególne dla Argentyńczyków i obywateli Chile miejsce La DiFunta Correa w miejscowości Vallecito w prowincji San Juan. Według popularnej legendy, Deolinda Correa była kobietą, której mąż został przymusowo zatrudniony podczas argentyńskich wojen domowych (ok.1840 roku). Gdy żona dowiedziała się o poważnej chorobie męża i opuszczeniu go przez kolegów partyzantów Montoneras starała się do niego dotrzeć. Deolinda wzięła dziecko i poszli śladami Montoneras przez pustynię prowincji San Juan. Kiedy skończyło jej się jedzenie, po kilku dniach umarła. Jej ciało zostało znalezione dzień później przez gauchos-pastrzerzy, którzy pędzili bydło, ale ku ich zdziwieniu dziecko jeszcze żyło, pijąc mleko z pełnej piersi zmarłej kobiety. Zostało to uznane za cud. Mężczyźni zakopali ciało Deolindy w Vallecito i wzięli dziecko. Gdy opowieść ludowa stała się znana, mieszkańcy pobliskich obszarów zaczęli odwiedzać grób Deolinda Correa, aż powoli miejsce to stało się sanktuarium. Ludzie wierzyli w cud, który się stał wg ludowej przypowieści i zaczęli organizować pielgrzymki do tego miejsca. Sądzili, że Deolina Correa może dokonywać cudów i wstawiać się za żyjących. Obecnie La DiFunta Correa to popularne miejsce z dziesiątkami ołtarzyków z obrazami i rzeźbami zmarłych, jak również kapliczek w kształcie małych domków pobudowanych przez wiernych oraz niezliczonymi tablicami rejestracyjnymi a także częściami samochodów. Wierni zostawiają również wodę jako wota, aby „uspokoić wieczne pragnienie". W kaplicy na szczycie wzgórza znajduje się naturalnej wielkości posąg przedstawiający Difunta leżącą twarzą do nieba, z dzieckiem przy piersi. Sanktuaria są segregowane tematycznie. Na przykład, jedna z kaplic jest pełna sukien ślubnych oferowanych Difunta przez kobiety, których modlitwy na ślub zostały spełnione. Rejestracje samochodów i skali modelu domy znajdują się na całym wzgórzu do głównego sanktuarium. Wizyty w Vallecito na Difunta Correa w sanktuarium odbywają się przez cały rok, ale są one bardziej liczne w czasie Wielkanocy lub w dzień Wszystkich Świętych 2 listopada oraz w terminach specjalnych dla kierowców ciężarówek i gauchos, głównie w lecie (źródło: www.wikipedia.org).

Dolina Księżycowa w pełni oddaje to co zobaczyliśmy-księżycowy krajobraz na przestrzeni na której podziwialiśmy skały niewiarygodnie ukształtowane przez wiatry w różne kształty przypominające łodzie podwodne, romby, sfinksy, talerze Ufo, kamienne kule, wielkie kopce, a w promieniach zachodzącego słońca smagającego wzniesienia czerwienią i pomarańczą przypominając kolory Uluru - świętej góry Aborygenów. Dolina leży na terenie naturalnego parku regionalnego Ischigualasto (w języku Indian Keczua: „miejsce gdzie schodzi Księżyc"). Do parku, znajdującego się na liście UNESCO, nie można wjechać samodzielnie - takie rozwiązanie chroni krajobraz przed zadeptaniem. 40-kilometrową trasę pokonuje się w grupie, samochód za samochodem. Turystów jest niewielu - naszego poranka zebrało się tylko sześć aut. Podczas zwiedzania można zatrzymać się w kilku wyznaczonych miejscach, wyjść z pojazdów, nieco oddalić od grupy. Dolina Księżycowa jest skalną dokumentacją historii świata. Spotykane tu formacje powstały około 250 milionów lat temu, w czasach gdy Pangea zaczęła powoli pękać i stopniowo przemieniać się w poszczególne kontynenty. Cała Dolina zrobiła na nas niesamowite wrażenie, a zdjęcia tej Doliny robią wrażenie również teraz gdy oglądamy je w domowym zaciszu oraz ze znajomymi wspominając wyprawę na Aconcagua.

 

Po 40 godzinach jazdy autobusem z Mendozy do Buenos Aires, lotu liniami Alitalia do Rzymu, który przez kilka godzin zwiedzaliśmy, lotu do Wiednia i przejazdu pociągiem do Warszawy (niektórzy z Wiednia wrócili busem do Katowic) ponownie znaleźliśmy się w miejscu, z którego zaczęła się nasza przygoda z Argentyną i Aconcagua.

Z perspektywy kilku miesięcy jakie minęły od powrotu do Polski uważam tę wyprawę za jedną z najciekawszych w jakich dotychczas uczestniczyłem. Bardzo fajny zespół ludzi z którymi się wspinałem, bardzo dobra organizacja wyjazdu przez Annapurnę i świetne prowadzenie Roberta Rozmusa, przenoszenie jak w kalejdoskopie w czasie i przestrzeni pomiędzy różnymi kontynentami, krajami, kulturami, ciekawymi miejscami, przyjaźnie i życzliwie nastawieni do nas ludzie, szczególnie w Mendozie, przebywanie w bazie Plaza de Mulas wśród innych wspinaczy, partnerstwo i bardzo dobra, miła współpraca w zespole pomiędzy uczestnikami naszej wyprawy oraz zdobycie Aconcagua z pewnością będę zawsze miło wspominał. Warto realizować marzenia. W końcu po to one są, aby je wyznaczać, spełniać i czuć się spełnionym, czego każdemu życzę. Z niecierpliwością odliczam czas do kolejnej wyprawy moich marzeń...

 

Link do zdjęć z wyprawy: https://picasaweb.google.com/pw.kucharski/Argentyna2012?authuser=0&feat=directlink

 

Paweł Kucharski

28.07.2012

Studencki Klub Górski

www.skg.uw.edu.pl

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

 

 

 

 

 

Przydatne informacje (aktualne na dzień 28.07.2012):

 

Korzyści wynikające ze skorzystania z usług agencji: organizacja logistyki wyprawy (transport, noclegi, wyżywienie-zakupy dla grupy na czas wyprawy, ubezpieczenie, kontakty), doświadczenie i znajomość terenu, możliwość poznania nowych, ciekawych ludzi, którzy często stają się partnerami na kolejnych wyprawach.
Wiedza, doświadczenie górskie, wyposażenie, umiejętność posługiwania się sprzętem górskim, radzenie sobie w górach i w czasie wyprawy, rozstawianie namiotów, wynoszenie sprzętu do obozów, medycyna górska, przyrządzanie posiłków leżą w gestii uczestników wypraw.

 

 

  • Docelowe poziomy saturacji %SpO2 (czynnościowego nasycenia tlenem krwi tętniczej): 0 m:99%; 1500m: 93%; 2000m:92%; 4000m:88%: 5000m:83%; 6000m:77%. Bardzo ważne jest aby dużo pić, nawet jak się nie chce.

 

  • Przykładowy plan wyprawy (od obozu Plaza de Mulas zależny m.in. od pogody i stanu zdrowia uczestnika/ów)

  • 6.02 lot do Buenos Aires

  • 7.02 przylot zwiedzanie

  • 8.02 lot do Mendozy, uzyskanie zezwoleń, zakup żywności na czas pobytu w górach

  • 9.02 przejazd do Los Penitentes (2580m)

  • 10.02 podejście do Confluencia (3350m)

  • 11.02 podejście do bazy Plaza de Mulas (4400m)

  • 12-13.02 przerwa

  • 14.02 podejście na 5000 m i zejście

  • 15.02 podejście do obozu Alaska lub Nido de Condores (5590m) i nocleg

  • 16.02 zejście do bazy Plaza de Mulas

  • 17.02 podejście do Nido de Condores (5590m) i nocleg

  • 18.02 podejście do obozu Berlin i zejście do Nido de Condores

  • 19.02 podejście do obozu Colera (5970m) i nocleg

  • 20.02 atak na szczyt Aconcagua, zejście do obozu Colera

  • 21.02 zejście do bazy Plaza de Mulas

  • 22.02 zejście do początku parku Aconcagua i przejazd do Los Penitentes

  • 23.02 przejazd do Mendozy

  • 24, 25.02 czas wolny, zwiedzanie np. winnic, Doliny Księżycowej, przelot z przesiadką w Buenos Aires do wodospadów Iguasu

  • 26.02 przejazd do Buenos Aires

  • 27.02 wylot

  • 28.02 przylot do Rzymu, zwiedzanie

  • 20.02 wylot do Polski, lub do Wiednia i przyjazd do Polski (pociąg z Wiednia)

 

Uzyskanie zezwoleń wejścia na teren Parku i worków

  • Strażnicy Parku w wyznaczonych miejscach pracują od 8.00 do 18.00. Jeśli ktoś będzie chciał nocować w Confluencia lub Case de Piedra powinien zgłosić się do strażników przez 16.00.

 

Medyczne punkty kontrolne na terenie Parku Aconcagua:

  • Confluencia

  • Plaza de Mulas w godz. 9-17.00

  • Pampa de Lenas

  • Plaza Argentina

 

Ewakuacja śmigłowcem (nieodpłatna)

  • Ewakuacja śmigłowcem możliwa jest na podstawie medycznego wskazania w sytuacjach zagrażających życiu takich jak:

  • Wysokościowy obrzęk płuc

  • Wysokościowy bbrzęk mózgu

  • Ostra choroba wysokościowa

  • Poważne nadciśnienie

  • Ogólne przypadki medycznego zagrożenia/niebezpieczeństwa

 

Częstotliwość alarmowa VHF na terenie Parku Aconcagua:

  • 142800MHz

 

Prognoza pogody dla Aconcagua:

 

Kamera w Plaza de Mulas:

 

Galeria obrazów w Plaza de Mulas:

 

Szczyty otaczające bazę Plaza de Mulas

  • Cuerno 5462m

  • Catedral 5335m

  • Bonete 5004m (często wybierany na aklimatyzację)

  • De los Dedos 5018m

 

Obozy powyżej obozu Plaza de Mulas

  • Piedras Conway 4750m

  • Canada 5050m

  • Cambio de pendiente 5300m

  • Nido de Condores 5550m

  • Berlin 5930m

  • Colera 5970m

 

Pozwolenie wejścia na Aconcagua:

Agencja Ministerstwa Turystyki w Mendozie http://www.turismo.mendoza.gov.ar/index.php?option=com_contact&view=contact&id=1&Itemid=85

http://www.aconcaguatrek.com/aconcagua-expediciones/permisos_in.asp

 

Koszt pozwolenie zdobywania szczytu Aconcagua: 2200.00 ARS

 

Pozwolenia są wydawane na:

  • Wspinaczka (do 20 dni)

  • Długi trekking (do 7 dni, do wysokości 4300m)

  • Krótki trekking (do 3 dni, do wysokości 4200m)

  • Jednodniowy trekking do wysokości 3300m

 

Koszty pozwoleń uzależnione są od narodowości (obywatel Argentyny/zagraniczny) oraz terminu wspinaczki / trekkingu:

  • Wysoki sezon: 15.12-30.01

  • Średni sezon: 01.12-14.12 oraz 01.02-20.02

  • Niski sezon: 15.11-30.11 oraz 21.02-15.03

 

Wynajęcie mułów:

 

przy grupie koszt. 50 - 70 USD w zależności od liczby wynajętych mułów

Przy jednym mule 170 USD

 

Informacje o schronie Elena:

 

Higiena w Parku Aconcagua

W bazach są dostępne toalety (blaszaki) i metalowe zlewy z doprowadzoną bieżącą zimną wodą (ze strumienia). W bazie Plaza de Mulas dostępne są również odpłatnie prysznice (metalowe kontenery/blaszaki) zarządzane przez agencje trekkingowe rozstawione w bazie. Śmieci uczestnicy wypraw wyrzucają do worków na śmieci, które następnie są składowane w wyznaczonych miejscach.

 

Wyrzucanie śmieci i załatwianie się na terenie Parku Aconcagua:

Wyrzucanie śmieci i załatwianie się na terenie Parku Aconcagua, poza wyznaczonymi miejscami jest zabronione. Wchodząc na teren Parku strażnicy przekazują ponumerowane plastikowe worki, zaś w bazie Plaza de Mulas ponumerowane worki na ludzkie odchody.

Powyżej bazy nie ma toalet, więc można się załatwiać za skałami do otrzymanych plastikowych worków. Opuszczając bazę pokazuje się strażnikom worki z zawartością (rzadko sprawdzają więc zawartość jest różna ze względu na pomysłowość ludzi) i następnie składuje w wyznaczonym miejscu. Nieokazanie worka z odchodami lub wyłapanie w czasie kontroli strażnika, zawartości innej niż odchody wiąże się z dość wysoką karą finansową (1000 $ARS). Taka sama procedura wygląda z oddaniem strażnikom wypełnionego worka na śmieci przy wyjściu z Parku Aconcagua. Powyższy proces chyba zdaje egzamin, bo na terenie Parku jest czysto.

 

Zgodnie z dekretem No.1332/05 kara finansowa będzie nałożona za:

500$ARS:

  • Nie używanie toalet zorganizowanych przez Park lub wyznaczonych przez strażników Parku (załatwianie się poza tymi toaletami)

  • Zbieranie i palenie drewna lub rozpalanie poza miejscami wyznaczonymi przez strażników parku

  • Palenie śmieci

  • Zanieczyszczanie rzek, strumieni, wodospadów

  • Niszczenie roślin

 

1000$ARS

  • Wyrzucanie śmieci na terenie parku, zostawienie lub zapomnienie zabrania plastikowych toreb na śmieci otrzymanych na terenie Parku

  • Wjeżdżanie na teren Parku

  • Biwakowanie poza wyznaczonymi miejscami

  • Pozostawianie napisów na kamieniach

  • Niszczenie roślin, zwierząt, kulturowych lub archeologicznych zabytków/elementów

 

4400$ARS

  • Przekraczanie terminu pozwolenia na krótki trekking (3 dni), długi trekking (7 dni) wspinaczkę (20 dni).

 

4400$ARS

  • Przekroczenie wysokości 4300 m posiadając pozwolenie na krótki lub długi trekking

 

 

Informacje o Mendozie:

 

Polecane winnice w regionie Mendoza (koszt wstępu 100$ARS, organizacja przez agencje turystyczne w Mendozie):

 

Informacje o Buenos Aires:

  • http://buenos_aires.lovetotravel.pl/

 

Przelicznik Peso Argentyńskie:

 

Bilety lotnicze (w sezonie ceny wyższe niż poza sezonem, zatem im wcześniej się kupi tym taniej)

 

Autobus Buenos Aires-Mendoza:

 

350.00 ARS w obie strony

 

Polecane firmy:

  • Nueva Chevalier

  • Andesmar

 

Samolot versus bus:

Samolotem jest dużo szybciej (1,5h), ale znacznie drożej (1308 $ARS).

Autobusem jest dużo wolniej (kilkanaście godzin jazdy), dużo taniej niż samolotem, również komfortowo (nie miałem okazji jechać w Polsce pekaesem również wygodnym..)

 

http://www.tripadvisor.com/ShowTopic-g312741-i979-k310124-Bus_from_BA_to_Mendoza-Buenos_Aires_Capital_Federal_District.html

 

Polecane książki:

  • Aconcagua i okoliczne pasma w Argentynie i Chile, aut. Jim Ryan, wyd. Sklep Podróżnika

  • O dwóch takich..., aut.Katarzyna Pinkosz, Łukasz Żelechowski, wyd. Demart

 

Zwiedzanie bliższych i dalszych okolic Mendozy:

 

Wodospady Iguazu:

 

Dolina Księżycowa:

 

Inne ważne informacje (źródło: Ministerstwo Spraw Zagranicznych

 

Ambasada Rzeczypospolitej Polskiej w Republice Argentyńskiej

Argentyna, Buenos Aires, Alejandro Maria de Aguado 2870, C 1425 CEB

Tel. dyżurny: + 54 11 4808 1700 Faks: +5411 4808 1701

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

http://www.buenosaires.polemb.net/

 

ARGENTYNA

(Republika Argentyńska)

Stolica: Buenos Aires

Waluta: peso argentyńskie (ARS), 1 peso = 100 centavo;

Język urzędowy: hiszpański

 

WIZA, PRZEPISY WJAZDOWE

Obywateli polskich udających się do Argentyny na okres do 90 dni nie obowiązują wizy. Przy przekraczaniu granicy wjeżdżający może być poproszony o okazanie biletu powrotnego oraz środków finansowych na pokrycie kosztów pobytu.

 

PRZEPISY CELNE

Nie wolno wwozić żywności, nasion, jedzenia dla zwierząt. Bezcłowo można wwieźć bagaż osobisty o wartości do 300 USD (150 USD dla pasażerów poniżej 16 roku życia) oraz dodatkowo nowe rzeczy o wartości do 300 USD (150 USD dla pasażerów poniżej 16 roku życia) nabyte w argentyńskiej strefie wolnocłowej. Przy wyjeździe na lotnisku można odzyskać podatek VAT (hiszp. IVA) od większości towarów o wartości ponad 70 ARS (minimalna kwota na jednym rachunku) zakupionych na terenie Argentyny w sklepach należących do systemu Global Refund.

 

PRZEPISY PRAWNE

Argentyna leży obecnie na jednym z głównych szlaków przemytu narkotyków do Europy dlatego na lotniskach przeprowadzane są skrupulatne kontrole bagażu.  Za handel i przemyt narkotyków wymierza się karę pozbawienia wolności, bez możliwości zawieszenia wykonania kary. Należy bezwzględnie wystrzegać się przyjmowania przesyłek lub toreb od obcych osób.

 

MELDUNEK

Nie ma obowiązku meldunkowego.

 

UBEZPIECZENIE

Nie ma obowiązku posiadania ubezpieczeń osobowych i komunikacyjnych, lecz ze względu na wysokie koszty ewentualnego leczenia są one zalecane. Polisy polskich towarzystw ubezpieczeniowych są uznawane, o ile ich ważność obejmuje terytorium Argentyny, a firma ubezpieczeniowa ma odpowiednie umowy z miejscowymi towarzystwami lub z przedstawicielstwami innych firm zagranicznych działających w tym kraju.

 

SZCZEPIENIA, SŁUŻBA ZDROWIA

Nie są wymagane żadne zaświadczenia o szczepieniach.  Opieka medyczna jest ogólnie dostępna, średni koszt wizyty prywatnej wynosi ok. 40 USD.

 

INFORMACJE DLA KIEROWCÓW

Od turystów nie wymaga się posiadania międzynarodowego prawa jazdy. W celu wynajęcia pojazdu należy przedstawić prawo jazdy wydane i ważne w kraju stałego pobytu. Stan techniczny dróg na głównych szlakach komunikacyjnych jest dobry. Autostrady są płatne. Podróżując samochodem należy mieć na uwadze występowanie długich odcinków (często ponad 100 km) bez możliwości uzupełnienia paliwa. Należy pamiętać, że sygnalizatory świetlne na skrzyżowaniach dróg ustawione są bezpośrednio za skrzyżowaniem (tj. za przejściem dla pieszych).

 

 

 

PODRÓŻOWANIE PO KRAJU

Po Argentynie można się poruszać bez ograniczeń. Turyści zagraniczni płacą za przeloty samolotowe oraz noclegi w hotelach ceny wg. taryfy wyższej niż obowiązująca dla osób posiadających prawo pobytu w Argentynie. Z uwagi na duże odległości preferowana jest komunikacja lotnicza tym niemniej sieć połączeń autobusowych jest bardzo rozwinięta a firmy przewozowe oferują wysoki komfort przejazdu na trasach dalekobieżnych. Wiele firm oferuje przejazdy autobusami wyposażonymi w siedzenia rozkładane do pozycji zupełnie poziomej (tzw. cama total). Można skorzystać z usług rent-a-car; popularną formą podróżowania na krótkich dystansach jest wynajęcie samochodu z kierowcą (remis) lub miejskich taksówek. Ze względów bezpieczeństwa zaleca się korzystanie z licencjonowanych korporacji radio-taxi lub z usług remis. Należy unikać przypadkowych okazji, nie wolno też ulegać namowom osób, które podają się za kierowców na lotniskach lub w terminalach autobusowych.

 

BEZPIECZEŃSTWO

Kradzieże, włamania, również z użyciem broni, zdarzają się często. Zaleca się zachowanie ostrożności i czujności, szczególnie w miejscach uczęszczanych przez turystów. Należy wystrzegać się ostentacyjnych oznak zamożności. Na dworcach autobusowych często mają miejsce kradzieże bagażu. Należy unikać dzielnic zamieszkanych przez ubogich, szczególnie wieczorem lub w nocy. Bilety, dokumenty, większe sumy pieniędzy lub cenne przedmioty winno się przechowywać w sejfie hotelowym, a przy sobie nosić jedynie niezbędne kwoty. Warto zaopatrzyć się w kopię dokumentu tożsamości (paszport), oryginał zaś przechowywać w bezpiecznym miejscu.

 

RELIGIA, OBYCZAJE

Dominującą religią Argentyny jest katolicyzm (90% mieszkańców).

 

ŚWIĘTA

Dni wolne od pracy to: 1 stycznia - Nowy Rok; marzec-kwiecień* - Wielkanoc; 2 kwietnia** - Święto Kombatanta oraz poległych w walce o Malwiny (Falklandy); 1 maja - Święto Pracy; 25 maja - rocznica powstania pierwszego Rządu Narodowego; 20 czerwca*** - Święto Flagi Narodowej; 9 lipca*** - Święto Niepodległości; 17 sierpnia*** - rocznica śmierci gen. José de San Martína; 12 października - Święto Rasy (święto odkrycia Ameryki); 8 grudnia - Święto Niepokalanego Poczęcia NMP; 25 grudnia - Boże Narodzenie.

(* Święto ruchome; ** Jeśli wypada we wtorek lub środę, przenosi się je na poprzedzający poniedziałek, a jeśli wypada w czwartek lub piątek, obchodzone jest w kolejny poniedziałek. *** Święto jest obchodzone w trzeci poniedziałek właściwego miesiąca.)

 

PRZYDATNE INFORMACJE:

Język hiszpański w Argentynie charakteryzuje się specyficznymi  formami gramatycznymi  oraz w pewnym zakresie słownictwem.

Oficjalną walutą Argentyny jest peso (ARS). Banknoty mają nominały 2, 5, 10, 20, 50 i 100 peso, bilon ma wartość 1 peso oraz 1, 5, 10, 25 i 50 centavos. Kurs peso argentyńskiego do walut wymienialnych jest zmienny i podawany na bieżąco przez argentyńskie banki i kantory.

Często przyjmowane jako środek płatniczy jest USD i EURO. Wymiany na walutę narodową dokonuje się w bankach oraz autoryzowanych kantorach (w dni robocze w godz. od 10:00 do 15:00). Należy unikać wymiany u przypadkowych osób ze względu na ryzyko otrzymania fałszywych pieniędzy. W większości sklepów można płacić polskimi kartami płatniczymi lub kredytowymi (przy płaceniu kartami należy okazać ważny paszport). Najbardziej popularne karty kredytowe to American Express, VISA, MasterCard i Diners Club. Poza Buenos Aires należy liczyć się z problemami przy płaceniu czekami podróżnymi.

Warunki klimatyczne w Argentynie są bardzo urozmaicone: na równinach pampy panuje klimat umiarkowany i wilgotny, na zachodzie Patagonii - zimny i wilgotny, na północy Międzyrzecza (w widłach Parany i Urugwaju) - subtropikalny, a na północnym zachodzie kraju - gorący kontynentalny. Od listopada do marca (tutejsza wiosna-lato) średnia temperatura wynosi ok. 23 st. C, od czerwca do września (jesień-zima) - ok. 12 st. C. W Buenos Aires od listopada do lutego bywa bardzo gorąco, temperatura waha się między 27 a 35 st. C, a wilgotność latem sięga 70%. Zimą temperatura wynosi ok. 11 st. C, zaś wiosną i jesienią ok. 17 st. C.

Planując wspinaczkę w Andach należy uwzględnić, że warunki są zdecydowanie trudniejsze niż wskazywałaby na to wysokość gór.  Według opinii ekspertów szczyt Aconcagua (6962 m) odpowiada stopniowi trudności dla 8000 m. Stąd częste przypadki  obrzęku płuc lub mózgu, także na lżejszych trasach przeznaczonych dla mniej doświadczonych turystów. Zaleca się ścisłe przestrzeganie obowiązkowej aklimatyzacji, która powinna wynosić co najmniej 10 dni. Należy również uważać na nagłe zmiany pogody w tym regionie. Koszty akcji poszukiwawczej i transportu do szpitala ponosi sam poszkodowany lub są one pokrywane z ubezpieczenia osobistego. Warto zatem, wykupując polisę w Polsce, zapytać, czy obejmuje ona takie przypadki. Doradza się także przestrzeganie zasad obowiązujących na terenie rezerwatów. Po przybyciu do Mendozy dobrze jest skontaktować się z lokalną agencją Ministerstwa Turystyki (Secretaría de Turismo) w celu uzyskania najbardziej aktualnej informacji o warunkach wspinaczki.

Czas pracy urzędów i sklepów: banki i kantory - obsługa klientów od poniedziałku do piątku w godz. 10.00-15.00, agencje turystyczne i punkty usługowe - z reguły od 9.00 do 12.00 oraz od 14.00 do 19.00, sklepy - w dużych miastach od 9.00 do 20.00, ale w interiorze około południa jest przerwa; w soboty od 9.00 do 13.00; kawiarnie, cukiernie i pizzerie - otwarte praktycznie 24 godziny na dobę, z przerwą między drugą a szóstą rano. Obiady w restauracjach są serwowane od 12.00, kolacje zaś od 20.30, dania typu fast food są dostępne o każdej porze.

Zwyczajowo zostawia się w restauracjach i kawiarniach napiwek w wysokości ok. 10% wartości rachunku. Niewielkie napiwki daje się portierom, bagażowym i obsłudze w teatrach.

Napięcie w sieci elektrycznej wynosi 220 V, z uwagi jednak na inny format kontaktów potrzebne są adaptatory (powszechnie dostępne w sklepach w Buenos Aires).

Większość lotów z zagranicy dociera na lotnisko „Ministro Pistarini” położone w Ezeiza, 37 km od Buenos Aires. Z lotniska najlepiej dojechać do miasta taksówką, remis albo prywatnym autobusem, których przystanki ulokowane są przy wyjściu z terminalu. Nie należy korzystać z ofert przypadkowych osób.

Numer kierunkowy w połączeniach telefonicznych: 0054 - Argentyna, 0054 11 - Buenos Aires.

 

Podczas planowania podróży do opisanego powyżej kraju, zalecamy zapoznanie się z ostrzeżeniami dla podróżujących, zawierającymi najnowsze informacje istotne dla bezpieczeństwa obywateli polskich na świecie.

 

(źródło: Ministerstwo Spraw Zagranicznych: http://poradnik.poland.gov.pl/)