Spis treści

tyt.jpg Birma - a raczej Myanmar, jak obecnie brzmi nazwa tego kraju - to niezwykłe i intrygujące miejsce. Przez wiele lat niedostępna, zamknięta dla zagranicznych gości. Nawet teraz wojskowa władza ogranicza swobodny dostęp do niektórych rejonów. Ale może właśnie ta wieloletnia izolacja uchroniła Birmę od wpływu zachodniej cywilizacji. Pozostaje ona jednym z niewielu zakątków świata, gdzie w stolicy nawet poważni urzędnicy chodzą do pracy w tradycyjnych sarongach - rodzaj u spódnicy upiętej z płata tkaniny w barwne pasy lub kratę. Kobiety zaś pokazują się na ulicach z twarzą umalowaną na żółto - to typowy makijaż z tamki.

Naszą przygodę z Birmą zaczęliśmy od ostatniej, od czasu zajęcia kraju przez Brytyjczyków w 1886 roku, stolicy - Mandalay. Centralną część miasta zajmuje odbudowany po pożarze w 1947 roku rozległy fort, otoczony z czterech stron ogromną fosą i 33-metrowej wysokości wieżami strażniczymi. Nieopodal wznosi się Święte Wzgórze Mandalay, z którego rozpościera się wspaniały widok na miasto. Na górę można wspiąć się po niekończących się schodach z mnóstwem straganów z pamiątkami albo wjechać ich ruchomą odmianą. Ale znacznie bardziej interesujące są stare miasta wokół Mandalay: Mingun i trzy dawne stolice: Inwa, Sagaing i Amarapura.

tyt01.jpg

Do Mingun dostać można się jedynie łodzią. Niedaleko brzegu stoi niedokończona pagoda, a raczej to co po niej zostało po trzęsieniu ziemi w 1838 roku - ogromny stos cegieł. Prace przy jej budowie przerwano w 1819 roku. Ukończono tylko podstawę o bokach długości 72 m każdy a najniższy taras mierzy 140 metrów. Nieco dalej podziwiamy spiralną białą pagodę Hsinbyume Paya, której siedem falistych tarasów symbolizuje siedem wzgórz wokół kosmicznej hinduskiej góry Meru - centrum Wszechświata. Położona na wyspie, urocza Inwa, znana jest z drewnianego klasztoru Bagaya Kyaung zbudowanego z drzewa tekowego. Natomiast najciekawszy zabytek Sagaing to Kaunghmudaw Paya, stupa z początku XVII wieku z ogromną, idealnie półkolistą, białą kopułą. Zwiedzanie kończymy w Amarapurze - Mieście Nieśmiertelności - położonym nad jeziorem Taungthaman, które przecina długi na 1,2 km most U Bein wykonany z 984 tekowych pali. W każdym z tych miejsc, gdzie się nie obejrzeliśmy, pojawiały się najprzeróżniejsze świątynie. Ale prawdziwy "las" pagód czekał na nas w Pagan.

tyt02.jpg

Równina Paganu (około 40 km kwadratowych powierzchni) to miejsce niepowtarzalne i urzekające. Miasto (obecna nazwa to Bagan) położone nad brzegami rzeki Irawadi było niegdyś stolicą potężnego imperium i prosperującym ośrodkiem handlowym na szlaku karawanowym pomiędzy Indiami i Chinami. Ponieważ wznoszenie świętych budowli uważano za doskonały sposób gromadzenia duchowych zasług, władcy nie szczędzili dużych pieniędzy na ich budowę i utrzymanie. Od około 850 roku do początku XIV wieku wzniesiono na tej ówcześnie żyznej równinie tysiące obiektów sakralnych. Niestety czas i trzęsienia ziemi spowodowały, że z dawnej świetności Paganu pozostała pustynia z gigantyczną liczbą ruin. Całkowitą liczbę zachowanych pagód ocenia się na około 5 tysięcy z czego w niezłym stanie jest 20%. Podstawową konstrukcją architektoniczną są stupy. Stupa birmańska, czyli zeidi, to kopiec grobowy zbudowany na rzekomych szczątkach Buddy. Najczęściej jest to budowla o kwadratowej platformie, z wysokim, wielobocznym cokołem, na którym mieści się kopuła w kształcie dzwonu.

Na szczycie kopuły umieszczona jest iglica z często pozłacanym hti (parasolem). Stupy budowano z wypalonej i wzmocnionej cegły. Następnie pokrywano grubą warstwą białego wapna a na koniec dekorowano.

Wśród zeidi w Pagan wyróżnia się pokryta złotymi listkami Shwezigon Paya, w której ponoć znajdują się autentyczne relikwie Buddy. Inną formą architektoniczną w Pagan są świątynie - groty, zwane gu. Typowe gu to korytarz, przedsionek i właściwe sanktuarium. Najsłynniejszą gu w Pagan jest świątynia Anandy. Wnętrza niektórych świątyń pokryte są niezwykłymi malowidłami.

Ponieważ budowle niesakralne takie jak pałace, domy a nawet większość klasztorów była budowana z drewna, żadna z nich nie przetrwała do dziś. Obecny Pagan to pustkowie, gdyż w 1990 roku władza zmusiła lokalną ludność do przeniesienia się w ciągu 15 dni do Nowego Bagan. W Starym pozostały tylko 4 luksusowe hotele. Rolę centrów handlowych przejęły główne świątynie.

tyt06.jpg

Nie ma żadnego kłopotu z wymianą dolarów u miejscowych "cinkciarzy" i to po jeszcze lepszym kursie niż w stolicy. Gdy bez nadmiernego entuzjazmu długo oglądaliśmy nowe banknoty 1000 kyatowe (1$ to około 450 kyatów) mężczyzna zapewniał, że gdyby sprzedał nam fałszywe banknoty to miałby ogromne problemy z lokalną policją. To szczere wyznanie przekonało nas. Nie żałowaliśmy. Najdogodniejszym sposobem zwiedzania Paganu jest rower, choć pedałowanie w zwrotnikowym słońcu przez pustynię może wydać się nieco wyczerpujące.

Ale o zmęczeniu natychmiast zapominamy obserwując niesamowity zachód słońca ze szczytu stupy Mingalazedi. Oświetlone promieniami żółto-pomarańczowego światła kopuły lśnią niezwykłym blaskiem. I ogromnym żalem myślimy o opuszczeniu tego miejsca.

Następnego dnia wyjeżdżamy z samego rana w góry Shan. Czeka nas długa jazda autobusem. Nie jest zbyt wygodnie - jak zawsze w azjatyckich autobusach brakuje miejsca na nasze europejskie nogi. Jest jeszcze ciemno, gdy nagle naszym oczom ukazuje się niezwykły pochód. Wzdłuż drogi idą gęsiego mnisi, około 100, ubrani w pomarańczowe szaty, z ogolonymi głowami, wszyscy trzymają w ręku miskę. Idą do pobliskiej wsi, gdzie od mieszkańców otrzymają codzienną, darmową porcję ryżu. Nie martwiąc się o pożywienie mogą całą swoją energię poświęcić na medytacje i studiowanie wiary. Brona, to kraj ludzi bardzo pobożnych. Przed wjazdem w góry nasz kierowca składa w przydrożnej kapliczce ofiarę na szczęśliwy przejazd. Jedziemy bardzo wolno, droga kręta i wąska a spory ruch. Mija nas kolumna wojskowych ciężarówek. Konwój spieszy się, jakby dziś musiał dojechać do rejonu Złotego Trójkąta. My mamy przymusowy postój. Po 11-tu godzinach pokonujemy 200 km i w końcu docieramy do celu.

tyt03.jpg

Jezioro Inle ma 22 km długości i 11 km szerokości. Leży na wysokości 875 m n.p.m. i ze wszystkich stron otoczone jest łagodnymi górami. Obszar zamieszkują głównie rybacy z plemienia Intha. Są to Buddyści więc nie dziwi obecność około 100 klasztorów i prawie 1000 stup usianych wokół jeziora. Rybacy z jeziora Inle znani są z nietypowej techniki wiosłowania. Stojąc na rufie na jednej nodze, drugą podtrzymują wiosło. Ale to co najbardziej przyciąga turystów to pływające wyspy (Kyun myaw). Na bambusowych rusztowaniach przysypanych mułem wydobytym z dna jeziora mieszkańcy pobudowali domy na palach, szkoły, świątynie a nawet fantastyczne pola uprawne. Motorówka płynąc wąskimi przesmykami, wśród szuwarów, zawozi nas do wytwórni jedwabiu, fabryki cygar, warsztatu produkującego kodzie, manufaktury wytwarzającej złotą i srebrną biżuterię a na koniec do klasztoru Nga Phe Kyaung - znanego jako klasztor skaczących kotów. Siedzący w półmroku w drewnianej świątyni buddyjscy mnisi prezentują akrobatyczne sztuczki swoich podopiecznych. Niestety prawie całkiem przestał istnieć słynny przed laty pływający targ. Z jeziora Inle blisko do Kalaw, skąd prowadzą liczne szlaki trekkingowe w okoliczne góry.

Chcąc zaoszczędzić czas i siły zrezygnowaliśmy z powrotu do Rangunu nocnym autobusem. Tym razem wybraliśmy samolot. Kupiliśmy bilety na godzinę 14-tątrochę się dziwiąc, czemu pan w hotelu nazywa ten lot "evening flight" . Na lotnisku wszystko stało się jasne. Samolot, który miał nas w ciągu godziny zawieść do stolicy, był opóźniony ponad trzy.

Dotarliśmy do Rangunu tuż przed zmrokiem - lot w pełni zasłużył na miano wieczornego.

tyt04.jpg

Następne dwa dni to wycieczki na wschód. Pierwsza do Kyaiktyio w stanie Mon, gdzie na świętym wzgórzu, na zawieszonej nad przepaścią Złotej Skale stoi niewielka siedmiometrowa pagoda, jedno z najświętszych miejsc w Birmie. Legenda głosi, że skała nie spada z klifu, gdyż podtrzymuje ją włos Buddy. Ale to tylko legenda, bo gdy docieramy na miejsce czeka nas małe rozczarowanie. Skała otoczona jest prawie w całości ogromnymi rusztowaniami z bambusa. Na sam szczyt wzgórza można dostać się tylko pieszo, choć co chwilę miejscowi tragarze proponują "podniesienie" lektyką za jedyne 5 $. Miejsce jest tak ważne, że tylko mężczyźni mają prawo zbliżyć się do skały i to boso. Nie wolno wnosić butów nawet w plecaku. Ze wzgórza roztacza się piękny widok na porośnięte lasami okoliczne pagórki. Drugi dzień spędzamy w Bago oddalonego od Rangunu o godzinę drogi. Podziwiamy Shwethalyaung - ogromny posąg Buddy w pozycji leżącej. Ma 55 m długości i 16 m wysokości. Wykonany w 994 roku z cegły i ozdobiony sztukaterią wiele lat przeleżał zapomniany w dżungli.

Ale największą atrakcję zostawiliśmy na pożegnanie - Shwedagon Paya w Rangunie. Już z daleka widać jej ogromną, lśniącą złotem sylwetkę stojącą na wzgórzu. Jest to najświętsze ze wszystkich świętych miejsc Birmy. Wielokrotnie odbudowywana po licznych trzęsieniach ziemi, obecny kształt przybrała w 1769 roku. Przed wejściem musimy zdjąć nie tylko buty, ale i skarpetki.

tyt05.jpg

Stupa ma kształt odwróconego dzwonu, wokół jest 68 mniejszych pagód oraz mnóstwo pawilonów modlitewnych, świątyń i posągów. Wspaniale dekorowane są wszystkie cztery wejścia. Górną część kopuły pokrywa 13 tysięcy złotych płytek zaś na dolnej licznie przybywający pielgrzymi przyklejają tony złotych listków. Złoto-srebrny maszt zdobi ponad 6 tysięcy diamentów i innych kamieni szlachetnych. Na samym szczycie umieszczono 76-karatowy diament. Okrążając świątynię zgodnie z ruchem wskazówek zegara i wsłuchując się w religijne śpiewy wiernych doczekaliśmy zachodu słońca. I tak skończyła się nasz krótka przygoda z tajemniczą Złotą Krainą.