p1040244Generalnie zimy w tym roku nie było. Grupka zdesperowanych studentów postanowiła ją jednak odszukać. Za teren eksploracji wybrano Worek Raczański. Spotkaliśmy się w piątek przed północą na Dworcu Centralnym. Niestety na pomysł, żeby pojechać TLK wpadło więcej osób...dużo więcej. Tak więc zaczęło się od radosnego oświadczenia Pawła, że miejscówek brak.

 

p1040485Masyw Jesioników rozciąga się między Masywem Śnieżnika i Rychlebskimi Górami od północy, Zlatohorską Vrchowiną na północny wschód oraz pogórzami na zachodzie i południowym wschodzie. Pomysł odwiedzenia tego rejonu zrodził się w bardzo nietypowy sposób. Pewnego dnia siedziałem patrząc się w hipsometryczną mapę Polski jak cielę w malowane wrota i nagle zauważyłem, że w Sudetach jest jeszcze jedna plamka, której odcień czerwieni był taki sam jak Karkonoszy. Cóż jeszcze mogło tak śmiało konkurować ze Śnieżką? Nie powiem że nie zburzyło to mojej dotychczasowej wizji świata. Kierowany dziwnym przeczuciem, z niedowierzaniem zbliżałem się więc do mapy aż wreszcie znalazłem się na tyle blisko, że mogłem odczytać napis opasający ową potwornie krwawoczerwoną plamę. Jesionki. Pomyślałem, że czymkolwiek by to nie było, warto zaszczycić tą okolicę swoją skromną osobą.

img_2807.jpg Mija kolejna noc w podróży. Luksusowy autokar cichutko mknie po gładziutkim asfalcie, silnik monotonnie buczy usypiająco, jednak powoli się przebudzam. Jeszcze chwilkę walczę sam ze sobą by przespać parę minut ale nie daje rady. Otwieram oko, najpierw jedno, drugie już znacznie chętniej: widzę błękitną toń morza i fantastyczne góry, zielone, obfite w potoki, skaliste, po prostu piękne. Już bym wysiadł gdyby nie pozostali towarzysze podróży, nasz ogólny cel- Gruzja oraz nieprzebłagany „capitan of the bus", który nie chciał wypuścić nawet konającego z przepełnionego pęcherza Macieja. No nic, pomyślałem, ale jeszcze kiedyś tu wrócę.

tyt1Dni od powrotu z wakacji mijają bardzo szybko. Bardzo się boję, że zapomnę, że czas zatrze ulotne wspomnienia, zamgli emocje, przyniesie nowe sprawy, które sprawią, że tamte staną się tylko zbiorem nieostrych obrazków z przeszłości. W ciągu tych kilku tygodni tak wiele osób, imion, uśmiechów, tak wiele wzruszeń, myśli skłaniających do refleksji, do zadumania się nad sobą, nad światem, nad tym co mogę zmienić i nad tym na co wpływu nie mam i prawdopodobnie nigdy nie będę miała. Notuję, robię zdjęcia, wsłuchuję się w dźwięki, wdycham zapachy przypraw, kawałków drewna... Chcę przeżyć każdą chwilę jak najgłębiej.

images?q=tbn:ANd9GcTSLcyjuQCBKa8GTW2ng44Vw-jmgaSm-qj7sLy9-gCrEEaaz8Q10w Nasza podróż rozpoczęła się nad ranem w Przemyślu, gdzie wysiedliśmy (my, czyli Damian i Ja-cek) po całej nocy spędzonej w zatłoczonych i dusznych pociągach. Był piękny dzień, co dawało nadzieję na wspaniałą przygodę w czasie tego długiego dziewięciodniowego weekendu majowego. Widząc niemały tłumek innych współpasażerów, wyglądających na takich, co mogliby się wybierać w kierunku Lwowa, a może nawet Krymu, uznaliśmy, że czas działać. Wyścig po bilety kolejowe relacji Lwów-Symferopol wystartował!