Spis treści

 

tyt4.jpgRano, jako że jestem w ekipie śniadaniowej, pobudka o szóstej. Prawie każdy ma problemy z ubraniem butów, są zamarznięte, czyli zupełnie twarde. Nawet jak poprzedniego dnia za bardzo nie przemokły, to i tak miało co w nich zamarzać. Co najmniej piętnaście minut, żeby taki buty na tyle rozmrozić, żeby dało się w nie włożyć nogę. Wstający później mają trochę łatwiej, rozpuszczają sobie buty przy ognisku (stojąc w klapkach). Na ognisku można też rozpuszczać spodnie. "Co to za zamarznięte stuptuty tu leżą?", "To nie stuptuty, to moje spodnie". Ruszamy ponad godzinę później niż planowaliśmy.

 

tyt5.jpgNa początku wchodzimy na Jaworzynkę i Pustą Wielką. Dookoła bardzo pięknie, drzewka pokryte śniegiem, a do tego góry. Chodzi się całkiem przyjemnie. Później regularnie co jakiś czas skręcamy z planowanej trasy, Piotrek tłumaczy się, że trzeba zwiedzać góry. Ale ogólnie przemieszczamy się we właściwą stronę. Co kawałek drogę zagradzają nam wywrócone drzewa, trzeba jakoś między nimi manewrować. Dochodzimy do Zubrzego Wierchu. Nikt nie zauważa zaznaczonej na mapie jaskini, mimo że za jej znalezienie została wyznaczona nagroda w postaci Snikersa. Nagrodę trzeba więc podzielić równo na 15 części i rozdać każdemu po kawałku. Na przełączce przed Bystrem robimy dłuższy postój z ogniskiem i przyrządzamy kisiel. Był on wymarzoną potrawą od jakiegoś czasu, wszyscy o nim rozmawiali. Wychodzi całkiem smaczny, choć jest go bardzo mało. Do tego kanapki, ja jestem już porządnie głodny, ostatnio coś normalnego jedliśmy rano. Choć na każdym postoju jest coś w stylu czekolady, to jednak czymś takim nie można się najeść. Teraz schodzimy już tylko w dół.

Pojawiają się różne wątpliwości, gdzie jest grzbiet zaznaczony na mapie. Po jakimś dziwnym, niespodziewanie długim postoju, na którym chyba rozważaliśmy którędy by tu iść, w końcu ruszamy. Sama końcówka jest bardzo stroma, do tego ześlizgujemy się po jakichś zgniłych liściach. Po jakiś czasie docieramy do stacji w Wierchomli. I nagle wszystkim robi się strasznie zimno, ledwo możemy doczekać się na ten nasz pociąg. Powinniśmy najpierw podjechać trzy stacje pociągiem osobowym do pociągu pospiesznego. Ten osobowy się spóźnia, więc jest szansa, że uda nam się w ogóle stąd wydostać tego dnia. Ale zawiadowca stacji coś kombinuje i pospieszny specjalnie dla nas zatrzymuje się, bezpiecznie i wygodnie docieramy nim do Warszawy, wyjadając po drodze zamarznięte groszki i kukurydzę z puszki.