Drukuj
tyt.jpgOstatniego dnia stycznia 2003 około ósmej wieczorem przed kasami na holu Dworca Wschodniego w Warszawie zebrała się licząca osiem osób grupa młodych ludzi z plecakami i nartami biegowymi. Chwile później zwartą kolumną udali się na peron trzeci, gdzie ku ich zdziwieniu stał już uprzednio podstawiony pociąg relacji Warszawa Wschodnia - Zakopane. Brawurowym atakiem zostały zdobyte i opanowane dwa przedziały. Niestety szczupłość sił spowodowała, że do Dworca Centralnego udało się utrzymać tylko jeden z nich. Silnie się umocniwszy i zasłoniwszy okna wiszącymi o dziwo firankami, grupa pogrążyła się w śnie i w spokoju dotarła do Nowego Targu.

 

W stolicy Podhala nastąpiło wydzielenie Specjalnej Grupy Operacyjnej w sile dwie obrotne, ładne dziewczyny, które udały się dalej do Zakopanego w celu zabezpieczenia biletów na powrót. W tym czasie pozostała szóstka szybkim marszem przedostała się na Dworzec Autobusowy, gdzie oczekiwała na autobus. Po powrocie SGO (około 7) cała grupa udała się PKS-em przez Frydman do Łapszanki - "najmniej ciekawej miejscowości Polskiego Spisza"1, która stała się Centrum Operacji "Zimówka Narciarska 2003". Głównym celem Operacji było nauczenie się jazdy na biegówkach oraz zimowe wejście na najwyższy szczyt Polskiego Spisza - Dziesięć Trzydzieści Siedem i Sześć.

 

Pierwsze koty za płoty

tyt1.jpgPo dotarciu na końcowy przystanek grupa przesiadła się na narty i dokonała pierwszego, bolesnego co prawda, zjazdu ku kościołowi, gdzie przejęto od sołtysa Tadeusza Sołtysa klucze do Kwatery Głównej Operacji "Zimówka Narciarska 2003". W czasie zjazdu Paweł rozwalił sobie but, co spowodowało, ze przez najbliższe dwa dni musiał zadowolić się rolą piechoty. Zagospodarowawszy KG i narąbawszy zapas drewna na najbliższy czas grupa udała się pod przewodnictwem Moniki na rekonesans i rozpoznanie terenu działań. Brawurowym szturmem zdobyto przełęcz Nad Łapszanką (945 m n.p.m.), skąd podziwiać można było piękną panoramę Tatr. Co odważniejsi spróbowali na pobliskim stoku skrętów i telemarku (kryptonim operacyjny "teleranek"). Następnie po długim podejściu zdobyto pierwszy tysięcznik (Piłatówka - 1003 m n.p.m.). Potem podjęto desperacką próbę zjazdu z Pustego Wierchu po zmroku. Niestety mimo usilnych starań i nadludzkiego wręcz wysiłku niedostateczna aklimatyzacja spowodowała, że większość członków grupy dokonała zejścia na własnych nogach, posyłając uprzednio narty do wszystkich diabłów i jeszcze dalej.

Trzysta sześćdziesiąt stopni

tyt2.jpg02.02 przewodnikiem (kryptonim operacyjny "papasmerf") była Maja. Rano przybył kolejny uczestnik Operacji, sojusznik z NATO i przyszły rodak z UE - Niemiec Jan Kristof. Niestety grupa poniosła pierwszą stratę - podła choroba skrycie zaatakowała Paulinę, która musiała zostać tym razem w KG. Grupa w sile sześcioro narciarzy i dwójka piechurów (Monika i Paweł) pierwsze uderzenie skierowała ku przełączce oddzielającej Na Wierch z głównym celem Operacji, czyli majestatycznie wznoszącym się nad doliną Łapszanki Dziesięć Trzydzieści Siedem i Sześć. Następnie taranując kilka drzewek, krzaczków i innego zielska długim grzbiecikiem dotarła na Kuruc (746 m n.p.m.), skąd podziwiała panoramę Pienin Spiskich, Pienin Czorsztyńskich i Gorców. Później po przebiciu się przez fortyfikacje Łapsz Wyżnych grzbietem przez Kuśnierzów Wierch zaatakowano morderczym podejściem Pawlików Wierch (1016 m n.p.m.) podziwiając po drodze widoki na Babią Górę, Pilsko i parę tatrzańskich pipantów. Po konsumpcji na szczycie zamarzniętej (temperatura powietrza -11oC) mandarynki, SGO w postaci piechoty uderzyła przez dolinkę bezimiennego potolca ku KG, podczas gdy siły główne pod dowództwem papysmerfa Piotrka dokonały udanej próby zjazdu z Piłatówki. Na kolację cała grupa rozkoszowała się naleśnikami z musem jabłkowym.

Bukowy rezerwat

Choroba Pauliny jednak zwyciężyła, Paweł pojechał do Zakopanego po sprzęt (a tak naprawdę to na sernik na Krupówkach) i siły operacyjne zostały uszczuplone o dwie osoby. Papasmerf Szymon zapakował rano grupę w PKS i przetransportował do Łapsz Niżnych, gdzie z nikomu (a pewnie i sobie samemu również) nieznanych powodów zwiedził hektar miejscowości zanim grupa dotarła do kościoła, z którego jakiś bojowy zawodnik przegonił łaknących piękna i wiedzy uczestników Operacji. Następnie bez większych problemów sforsowano parę pipantów i udano się na południe by zobaczyć pięknie szumiącą buczynę karpacką w rezerwacie "Niebieska Dolina". Zanim jednak to nie nastąpiło, zwiedzono bonusowo jakiś mniej znaczący pipant i przez pół godziny szukano jakiejś stokówki, która oczywiście była pod samym nosem. Co gorsza po całkiem sympatycznym zjeździe odnalezioną drogą spotkało grupę wielkie rozczarowanie, gdyż zamiast potężnych 200 letnich buków o średnicy 3 metrów każdy, oczom bojowej siódemki ukazały się li jedynie wiotkie, rachityczne badyle. W czasie podejścia na przełączkę pod Groniem (791,5 m n.p.m.) Monika o mało co nie została rozwałkowana przez chyżo mknącą ciężarówkę miejscowych drwali. Następnie długim atakiem po zalesionym grzbiecie osiągnięto 1025,8, skąd brnąc przez dziwne koleiny w śniegu (UFO???) dotarto do łączki pod 1037,8. Napędzani myślą o plackach z jabłkami uczestnicy Operacji żwawo pomknęli w dół stoku niezważając na coraz to rzadsze już upadki. Po dotarciu do KG powitano dwójkę nowych uczestników: Agatę i Tomka. Placków na kolację jednak nie było.

Atak

tyt3.jpgJako że aklimatyzacja przebiegała sprawnie, wszyscy mieli już na czym i w czym jeździć, a i umiejętności narciarskie prezentowały poziom wyższy niż niższy (przynajmniej u co niektórych), 04.02 papasmerf Krzyś miał poprowadzić atak na Dziesięć Trzydzieści Siedem i Sześć. Oczywiście wybrano drogę okrężną. Grupa dziarsko zdobyła pamiętny Pusty Wierch i przez osiedla Rzepisk oraz mniej istotne pipanty radośnie zjechała ku rozwidleniu potolców przy granicy z bratnią Słowacją. Stamtąd długim podejściem przez przełęcz Nad Łapszanką zaatakowano Kopylec, Hopylcem także zwany (1035 m n.p.m.). Tuż pod szczytem skręcono i Krzyś poprowadził grupę ku znanym już szczytom 1025,8 i 1037,8. Na polance za tym ostatnim dywersant;-) (kryptonim operacyjny "instruktor") Mikołaj zarządził ćwiczenie teleranków oraz innych akrobacji narciarskich i wszyscy zapomnieli o głównym celu tego dnia. W trakcie tych ćwiczeń grupa wykształciła własny i oryginalny styl upadania - "na Małysza". Zjeżdżających już do KG, na dole w Łapszance, witała Magda - nowy uczestnik Operacji. Żal z niezdobycia upragnionego szczytu szybko rozpłynął się w stosie placków, które tym razem pojawiły się na obiadokolację. Wieczorem do okien i drzwi KG załomotała sześcioosobowa zmaltretowana, ale zadowolona piesza zimówka Studenckiego Klubu Górskiego.

Złamana narta

05.02 wyprawiono zimówkę pieszą na manewry, które tylko troszeczkę utrudniły zwały świeżo spadłego śniegu. Grupa narciarska w sile 11 osób udała się na wycieczkę do Jurgowa. Przewodził Piotrek. Uderzył na Pawlikowski Wierch, a dokładniej na położoną u jego stóp osadę Pawlik. Niestety w czasie jednego z podejść Tomkowi pękła narta, co skutecznie zmniejszyło przyjemności z "białego szaleństwa". Sforsowawszy Pawlik i bezimienny pipant zjechano do jednego z odgałęzień Rzepisk, skąd drogą a później krzalem i potolcem Piotrek poprowadził grupę na Jurgów. W miasteczku zwiedzono ładny kościół pw. św. Sebastiana z interesującym mechanizmem zmieniania obrazów na ołtarzu. Z Jurgowa baaaardzo długim podejściem grupa dotarła po raz kolejny na Piłatówkę, skąd pod wodzą Mai zjechano do KG. Wieczorem po 12 godzinach zabaw w śniegu wróciły patrole twardzieli z zimówki pieszej.

Zamieciowy Tour de Spisz

tyt4.jpgRankiem pożegnano pieszą zimówkę, która udała się do Zakopanego. Uczestnicy Operacji, tym razem bez Moniki, która uległa wirusowi oraz bez Agaty i Tomka, którzy wrócili do domu, pod papąsmerfem Krzysiem zjechali do Łapsz Wyżnych, gdzie w miejscowym kościele można było podziwiać kosztownie odrestaurowane barokowe wnętrze, po którym oprowadził sympatyczny aczkolwiek monotematyczny proboszcz. Po tej wizycie uderzono na Grandeusa (790 m n.p.m.). Górka niewysoka, ale wspomagana przez szalejącą zamieć skutecznie uprzykrzyła życie grupy. Z Grandeusa pomknięto ku Dursztynowi. Już w samej miejscowości Piotrek chcąc ponaśladować Małysza niefortunnie zarył w wielkiej zaspie śniegu. Po ogrzaniu się w barze i nabyciu przez Jana Kristofa upragnionych widokówek, Krzysiek poprowadził grupę do zwiedzania kościołów w Krempachach i Nowej Białej. Tam papąsmerfem został Szymon, który zawiódł grupę do rezerwatu "Przełom Białki" (tym razem wszystko było na miejscu) oraz do Trybsza. W Trybszu niestety nie udało się zwiedzić kościółka z jednym z pierwszych malowanych wizerunków Tatr. Po krótkiej wizycie u miejscowej ludności papasmerf Piotrek dokonał wielkiego wyczynu odnalezienia charakterystycznych dla Spisza stodół, które złośliwi mieszkańcy skrzętnie ukryli w jakimś ciemnym zacisznym zaułku. Następnie, już asfaltem, udano się do KG, gdzie czekały już obiad, Monika i szarlotka (lub szarlotka, obiad i Monika, ewentualnie Monika, szarlotka i obiad). Był to najdłuższy, lecz chyba jednocześnie najfajniejszy wypad podczas "Zimówki Narciarskiej 2003".

Torowanie

tyt5.jpgRano 07.02 pożegnano Piotrka i Jana Kristofa, którzy wrócili do Warszawy. Późnym popołudniem częściowo już zdrowa Monika poprowadziła grupę na ćwiczenia w zabawie ze śniegiem (kryptonim operacyjny "torowanie"). Z przełęczy Nad Łapszanką znaną już drogą na Kopyclo-Hopylec Monika zaczęła torowanie. Walcząc z monstrualnymi zaspami, ślizgającymi się lub też psującymi się nartami powoli posuwano się ku górze. Gdy już się natorowano, za papąsmerfem Krzysiem grupa zjechała lub próbowała to zrobić w dół ku Łapszance. Śnieg był tak uparty, że nawet udawanie śnieżnych ryjówek na niewiele się zdało. Powróciwszy do KG grupę dopadła mania jedzenia. Szafka z zapasami została ogołocona.

Żegnaj Spiszu

Nadszedł czas powrotu. Wyprawiwszy w drogę Krzyśka, zabrano się do usunięcia wszelkich dowodów bytności w KG. Po pożegnaniu się z panem Sołtysem, grupa po raz ostatni wspięła się na przełęcz Nad Łapszanka, skąd ostatni raz rzucono okiem na niezdobyty szczyt Dziesięć Trzydzieści Siedem i Sześć. Radośnie pomknięto najdłuższym i najciekawszym zjazdem aż nad Białkę. W Bukowinie Tatrzańskiej grupa władowała się w PKS i pojechała do Zakopanego. W stolicy Tatr nastąpiło rozwiązanie Operacji "Zimówka Narciarska 2003". Już prywatnie ocalała grupka poszła oglądać Małysza na Wielkiej Krokwi.

Późnym sobotnim wieczorem szóstka wytrwałych uczestników Operacji załadowała się do PKS-u relacji Zakopane-Warszawa-Ciechanów i udała się do domów.

Udział wzięli:

instruktor: Mikołaj*
kursanci: Maja*, Monika*, Paulina, Krzysiek*, Piotrek, Szymon*
waleci: Agata, Magda, Jan Kristof, Paweł*, Tomek
*najtwardsi z twardych, czyli ci, którzy byli od 31.01 do 07.02

1 St. Figiel, Polski Spisz, Wydawnictwo PTTK "Kraj", Warszawa 1999