Drukuj

Rajd Mikołajkowy 2003 Jeszcze do niedawna Studencki Klub Górski znałam wyłącznie z mrożących krew w żyłach opowieści znajomych, którzy odważyli się robić kurs przewodnicki w SKG. Wyjazdy z założenia dla wytrwałych bohaterów, którzy nie potrzebują snu, a jeśli już to cieszą się ze spania w dziurawym szałasie, prawie nie jedzą, a jeśli już to dziwne brejki i to z wiadra(!!!) i na dodatek nad ranem, a nie w porze obiadu. Gdy Marek zaczął zapraszać na swój Rajd Mikołajkowy - rozwiewał moje wątpliwości obiecując fajną trasę (że niby ja też dam radę i po szlakach, a nie krzalach i jarach), obiecywał nocleg w ogrzewanym schronisku (a to zima), dużo jedzeniach w porach posiłków (niektóre robione przez profesjonalistów), ale tak na prawdę to przekonała mnie obiecana wizyta Mikołaja i pewność, że każdy(!) dostanie prezent (czyli ja też). Odważyłam się więc pojechać na swój pierwszy wyjazd z SKG.

Ze wszystkimi uczestnikami spotkałam się na dworcu Warszawa-Wschodnia. Uwierzyłam, że wyjazd jest "lajtowy", ale trochę się zawahałam widząc gościa, a nawet dwóch z kijkami (ale bez nart) przyczepionymi do plecaków. Okazało się, że to doświadczeni klubowicze - przewodnicy lub prawie. Wyjaśnili mi, że kijki potrzebne są na trasie. Widziałam alpinistów w telewizji z takimi, ale w Polsce - a na dodatek w Góry Stołowe? Po szlaku? Moja wiedza turystyczna była niewystarczająca, by zrozumieć.

Na szczęście grupa była 23-osobowa i wśród kilku osób z klubu byli obecni kursanci oraz my - osoby z tzw. "miasta". Na Wschodnim nastąpiła szybka integracja - już wiedziałam kto ma najwięcej kanapek na drogę i chętnie mnie poczęstuje. W pociągu zajęłam strategiczne miejsce.

Pociąg wyruszył punktualnie, ale z Centralnego nie chciał ruszyć dalej. Co tu robić? Zaczynać jeść? Okazało się, że wyjątkowo nasz pociąg skomunikowali z tym z Ełku, który nie chciał przyjechać. Czekaliśmy GODZINĘ, nie wiedząc za ile ruszymy. Ale wreszcie ktoś ważny kto miał zdążyć na nasz pociąg dojechał z tego Ełku i wyruszyliśmy. Trochę to opóźnienie skomplikowało nasz plan przesiadkowy, ale Marek dzielnie dał sobie radę i dotarliśmy do Kłodzka na czas, skąd Przemek z częścią grupy pojechał do Kudowy Zdrój, aby dopiero po całodziennej wędrówce spotkać się z nami w schronisku.

Nasza grupa w oczekiwaniu na PKS do Wambierzyc zajęła się śniadaniem. Bar "Przystanek Kłodzko" pomimo wczesnej pory działał pełną parą. Pan zza baru próbował nas przekonać, że jest zima i w górach jest śnieg. Ale byliśmy twardzi. Zdziwiliśmy też Pana, że nie zaczynamy sobotniego poranka od piwa. Poczęstował nas więc sokiem imbirowym. Pozdrowienia dla Pana zza baru!

Bazylika w Wambierzycach, fot. Paweł Kucharski

Ciężko nam było opuszczać tak miły lokal, tym bardziej, że na dworze po prostu lał deszcz. Pogoda nie nastrajała zbyt optymistycznie. W Wambierzycach od razu poszliśmy zwiedzać Bazylikę NNMP. Zwiedzanie "full opcja" z przewodnikiem, ten deszcz nas nie zachęcał do wychodzenia w góry. Bazylika słynie z cudów. Cudotwórca i dla nas okazał się łaskawy i zesłał nam nasz własny cud (Marek twierdzi, że opłacił tę opcję wrzucając "co łaska" odpowiedniemu świętemu). Po wyjściu z Bazyliki okazało się, że cały świat jest biały, po deszczu ani śladu i pada duży, gęsty śnieg (który padał z przerwami do końca naszego wyjazdu). Po zmianie strojów z jesiennych na zimowe z chęcią i w dobrych humorach wyruszyliśmy w góry (ok. 1030).

Schronisko, fot. Paweł Kucharski

Trochę mozolnie pod górę czerwonym szlakiem (Głównym Sudeckim) mijając kapliczki i kalwarie. Śnieg padał i padał. Ale na szczęście nadeszła pora "na małe co nieco". Drugie śniadanie zrobiliśmy sobie w fajnym miejscu pod "Rogaczem". Była gorąca herbata i tak dużo jedzenia, że nie daliśmy rady wszystkiego zjeść. Po jedzeniu zaczęliśmy lawirować (tzn. różne kolory szlaków) by jak najwięcej zobaczyć tych dziwnych form skalnych. Przeszliśmy przez Skalne Grzyby, Słoneczne Skały, przekroczyliśmy Drogę Stu Zakrętów i ścieżką Skalnej Rzeźby po 17-ej dotarliśmy jako te bałwanki ze śniegu do "Pasterki". Czekał tam na nas pyszny, wspólny obiad z drugą częścią grupy, która dotarła przez Kudowę. Ale nie na to wszyscy czekali, nie o tym cały dzień marzyli... Dowiedzieliśmy się, że Mikołaj zapowiedział się na 20-tą. Wieczór Mikołajkowy rozpoczął się tradycyjnym glutem (to pyszny kisiel z multum smakowitych dodatków) oraz masą słodkości. Była gitara i wspólne śpiewy i przyszedł wyczekiwany Mikołaj. Ale nie było łatwo. Żeby dostać prezent każdy musiał się zaprezentować np. wokalnie lub wierszykiem czy jakimś innym talentem. Ale wszystkim się udało i każdy dostał prezent. Zabawa trwała do późnego wieczora.

Zdjęcie grupowe na Szczelińcu, fot. Paweł Kucharski

A rano po smacznym śniadanku i zrobieniu zdjęcia "strażackiego" wyruszyliśmy, aby zdobyć najwyższy szczyt w okolicy. Grupa dotarła do Szczelińca Wielkiego (Skalne Miasto). Pogoda cud-miód, śnieg, słoneczko, super ładne widoki. Najwyższy punkt Gór Stołowych - Fotel Padziada aż 919 m npm, okazał się do zdobycia.
Dalej Przemek "pobiegł" z częścią grupy do Radkowa, a grupa Marka przez Karłów i Błędne Skały do Kudowy Zdrój. Ale nie było tak łatwo. Marek po dojściu do Błędnych Skał stwierdził, że trzeba nam trochę wysiłku i więcej adrenaliny, dlatego przez labirynt musieliśmy iść "pod prąd", oczywiście z plecakami (kto tam był to wie w czym problem i że to nie takie proste). Wszystkie techniki były dozwolone (przeważało czołganie), aby tylko się przecisnąć i nie zaklinować, i nie zostać tam na zawsze. Niektórzy dodatkowo musieli wciągać brzuchy, ale przeszli wszyscy.

W Kudowie byliśmy już po zmroku - obiadek w barze "Ania" (tuż obok Parku Zdrojowego) okazał się smakowity, więc warto było się przeciskać przez te "zaciski" w Błędnych Skałach. W Kłodzku do naszego pociągu wsiadła grupa z Przemkiem (dojechali autobusem z Radkowa) i dalej w pełnym składzie dotarliśmy w poniedziałkowy ranek na domowe śniadanko do Warszawy.

Mój pierwszy wyjazd z przewodnikami ze Studenckiego Klubu Górskiego nie będzie moim jedynym Było super, dokładnie tak jak było obiecane, a nawet bardziej, bo jeszcze ten prezent od Mikołaja. Już się szykuję na następny wyjazd z SKG. Tym razem dla odmiany też w Sudety.

Pozdrawiam wszystkich, do zobaczenia w Rudawach Janowickich. Tam też chyba nie będę jeszcze potrzebowała kijków teleskopowych...


fot. Paweł Kucharski
Bazylika NMP w Wambierzycach

fot. Paweł Kucharski
Tuż po wyjściu z Wambierzyc

fot. Paweł Kucharski
Skalne Grzyby - jedna z atrakcji Gór Stołowych

fot. Paweł Kucharski
W schronisku - pełne skupienie przed przyjściem Mikołaja

fot. Paweł Kucharski
"Zdjęcie strażackie" przed schroniskiem

fot. Paweł Kucharski
Idziemy zdobyć Szczeliniec

fot. Paweł Kucharski
Punkt widokowy na Szczelińcu

fot. Paweł Kucharski
Schronisko

fot. Paweł Kucharski
Małpolud, jedna z ciekawych skał na Szczelińcu

fot. Autor zdjęć
Obowiązkowe "zdjęcie strażackie"

fot. Paweł Kucharski
Szczeliniec widziany od strony Karłowa

fot. Paweł Kucharski
Błędne Skały - ciasno ale humory dopisują