Drukuj

Organizator Akcji: Studencki Klub Górski
Miejsce akcji: Dolina Pięciu Stawów w Tatrach
Czas: weekend 18 - 19 września 2004
Bohaterowie: członkowie Studenckiego Klubu Górskiego i jego sympatycy
Rezultat: ponad 3 000 kilogramów zebranych śmieci i rupieci

 

tyt.jpgW niedzielę widok z Orlej Perci był co najmniej frapujący: dwie wielkie niezidentyfikowane, jaskrawozielone plamy w pobliżu schroniska w Dolinie Pięciu Stawów. Nie byli to na pewno przybysze z Marsa, bo choć kolor by się zgadzał, to kształty niekoniecznie. Poza tym brak gapiów, telewizji i fotoreporterów wskazywał na rzecz bardziej prozaiczną. Może były to śmieci?

Grunt to mieć pomysł

Wszystko zaczęło się w zeszłym roku. Pomysł powstał zupełnie znienacka, został błyskawicznie podchwycony przez co bardziej aktywnych członków klubu i natychmiast wcielony w życie. A gdyby tak posprzątać Tatry? Idea słuszna i pożyteczna, tylko jak się do tego wszystkiego zabrać? Okazuje się, że całkiem zwyczajnie: wystarczy trochę zapału i rąk do pracy, a reszta sama się już jakoś zorganizuje.

Tak też to we wrześniu ubiegłego roku dwudziestu jeden klubowiczów uwijało się przy Wielkim Śmietnisku w "Piątce" usuwając wszystkie odpadki, jakie nagromadzono tam przez lata. A było tego sporo. Po całym dniu akcji naliczono ponad dwie tony zebranych śmieci. Trudno się dziwić, pracowano na to latami.

Trochę historii

tyt2.jpgPrzechodząc przez Dolinę Pięciu Stawów aż nie chce się wierzyć, że w tym miejscu może istnieć jakieś śmietnisko. Zresztą, kto się nad tym zastanawia, kiedy wokoło widoki zapierają dech w piersiach. A jest na co popatrzeć, bo w końcu nasza "Piątka" to jedna z najpiękniejszych dolin tatrzańskich. A jak było w niej kiedyś?

W latach 1955 - 1989, w miejscu obecnej stróżówki TPN, stacjonowało Wojsko Ochrony Pogranicza. Nie było wówczas żadnej kolejki, ani tym bardziej jakiś proekologicznych trendów i wszystko co zostało wniesione przez ludzi na górę, miało nigdy już nie ujrzeć nizin. Pozostałości zakopywano na zboczach doliny. Polityka co prawda krótkowzroczna, ale niestety nadal w wielu miejscach praktykowana. Właśnie na skutek tego typu działań powstało za schroniskiem Wielkie Śmietnisko.

Drugie, tak zwane Małe Śmietnisko, znajduje się tuż obok stróżówki, w miejscu schroniska, które spłonęło w 1945 roku. Jednak zostały po nim śmieci starannie ukryte przed wzrokiem turystów.

Dzień Akcji

tyt3.jpgDwa busy wyrzuciły na parkingu przy Wodogrzmotach 37 osób. Turyści wędrujący do Morskiego Oka przyglądali się nam ze zdziwieniem gdy staliśmy w kółeczku i wymienialiśmy swoje imiona. Po tym krótkim zapoznaniu zarzuciliśmy plecaki i ruszyliśmy Doliną Roztoki do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów.

Po 1,5 godziny staliśmy już przed schroniskiem. Tu czekali na nas uczestnicy Akcji, którzy byli już od kilku dni w Tatrach. Dzięki temu nasza grupa rozrosła się do 46 osób.
Szybkie śniadanie, chwila zastanowienia i ruszamy do pracy. Większa część naszej grupy wyrusza rozprawić się z Wielkim Śmietniskiem. Pozostałe osoby kierują się do Małego Śmietniska.

tyt4.jpgTrzeba przyznać, że Wielkie Śmietnisko jest świetnie ukryte przed wzrokiem postronnych osób: trzeba wejść do Żlebu Litworowego, zejść nim w dół, przebić się przez kosówkę i dopiero wtedy stajemy na skraju śmietnika. W ubiegłym roku udało się wyciągnąć z tego miejsca dwie tony śmieci, ale Śmietnisko jest tak rozległe, że pracy pozostało tam co najmniej na ten i na najbliższy rok.

W poprzednim roku udało się usunąć śmieci znajdujące się na powierzchni, w tym roku zaczęliśmy się mozolnie przekopywać się przez ziemię zalegającą dno żlebu. Poszły w ruch kilofy i szpadle i spod ziemi ukazały się śmieci. Każde poruszenie ziemi odsłaniało masę potłuczonego szkła, porcelany lub skorodowane puszki po konserwach. Ale nie zabrakło też rzeczy zaskakujących: deska klozetowa, damska torebka, rura kanalizacyjna, kałamarz, 20 groszy.

 

 

Wełniane skarpetki

Małe Śmietnisko zdecydowanie różni się od Wielkiego. Jest 50 metrów od stróżówki TPN-u i 100 metrów od szlaku. Nie leży na dnie żlebu, ale kosówka i zalegające wokół głazy skutecznie je maskują. To właśnie tu znaleźliśmy podczas sprzątania największe skarby. A czego tam nie było...

tyt5.jpgPuszki, słoiki, niezliczone ilości butelek po alkoholach (dobra szkoła dla barmanów!), baterie, latarki, sprzęt kuchenny (niektóre rzeczy w całkiem dobrym stanie), kubki, łyżeczki, noże, był nawet jeden widelec. No i menażki. Szczęśliwcy natrafili nawet na części do nart, lampę naftową, pamiątkowe talerzyki PTTK (w całości!), a nawet buty i parę wełnianych skarpetek, które jednak wymagały gruntownego remontu. Trafiliśmy też na trochę wiader, kocioł, kawałek łopaty i sporo niezidentyfikowanego żelastwa, a co silniejsi przedstawiciele klubu wyciągnęli spod kosówki trzydzieści stalowych łóżek sprzed sześćdziesięciu lat, czyli kupę złomu.

Zaznaczam, że kosówka na tym nie ucierpiała. Jedynymi którzy mogli ucierpieć podczas naszej akcji byli turyści, którym zakłócaliśmy trochę krajobraz. W końcu tak pokaźnej grupy przekopującej łopatami kolejne warstwy ziemi nie dało się nie zauważyć.

Kto pod kim norki kopie, ten sam w nie wpada

tyt6.jpgNa szczęście obyło się bez nieszczęśliwych wypadków. Kilka drobnych obrażeń, parę zadrapań na łydkach i bolące mięśnie od wymachiwania łopatą. Za to dziur w ziemi było pełno, bo kolejnym warstwom śmieci przez lata skwapliwie zakopywanym bądź też przygniatanym kamieniami nie było końca. Każdy mógł wykopać sobie małą jamkę, która robiła się coraz większa i większa, bo kiedy wydawało się że to już koniec, okazywało się, że pod spodem jednak coś jeszcze jest. Tak też w sobotę po południu można już się było w naszych jamkach spokojnie schować. Zorganizowaliśmy nawet mały konkurs na największą norkę. Wygrała Kasia, która dokopała się do prawdziwej żyły złota.

Wynik naszego sprzątania, jak już wspominałam, był imponujący: ponad sto osiemdziesięciolitrowych (zielonych) worków na śmieci i stos stalowych łóżek, czyli razem ponad trzy tony śmieci i gadżetów. Małe Śmietnisko zostało prawie całkowicie zlikwidowane, a na Wielkie ponownie trzeba przyjechać za rok. I dobrze, bo może znowu dostaniemy w schronisku taki dobry obiad, a na deser pyszną szarlotkę. W końcu po ciężkiej pracy trzeba się pokrzepić, a pracownicy schroniska w "Piątce" umieli zadbać o nasze żołądki.

Na szlak!

tyt7.jpgW sobotę wieczorem czekała na nas niespodzianka: slajdowisko zorganizowane przez klubowiczów. W tym roku podziwialiśmy slajdy ze zdobycia Mont Blanc i z trekingu po Mongolii. I to chyba nas zachęciło, żeby po stacjonarnej sobocie wyruszyć nazajutrz na szlak. W niedzielę ekipa rozbiła się na mniejsze grupki, które rozproszyły się po okolicy. Część poszła na Szpiglasową, ci, którzy nocowali w Morskim Oku wybrali się na Rysy, inni na Krzyżne, a z niego wedle uznania: do Doliny Pańszczyca lub na Orlą Perć.

 

Chociaż byliśmy zaopatrzeni w plastikowe worki, to niewiele udało nam się zebrać śmieci na szlakach. To naprawdę budujące. Czyżbyśmy wszyscy coraz bardziej świadomie chodzili po górach? Pewnie to trochę zbyt optymistyczne stwierdzenie, ale krok po kroczku można się nauczyć dbałości o środowisko naturalne. W końcu nie chcemy tworzyć następnych śmietnisk w Tatrach.