×

Ostrzeżenie

JFolder::pliki: Ścieżka nie jest folderem. Ścieżka: [ROOT]/images/galerie/wyprawy/bajkal-2004.
×

Uwaga

There was a problem rendering your image gallery. Please make sure that the folder you are using in the Simple Image Gallery plugin tags exists and contains valid image files. The plugin could not locate the folder:

Spis treści

Znowu w góry...

Popołudniowy autobus do Arszanu nie pojawia się, mijają kolejne minuty... Ale to nic nowego, zdążyliśmy trochę poznać ten kraj i jego zwyczaje. Wiemy już, że rozkład jazdy autobusów nie oznacza właściwe nic tyt15.jpg- to, że autobus miał być o godzinie 14, a go nie ma nikogo nie dziwi. Nie ma to nie ma, jutro może będzie. A tymczasem na przystanku pojawia się marszrutka jadąca do Arszanu. Prawdopodobnie jej kierowca dogadał się z kierowcą autobusu, aby ten dziś nie jechał. Pasażerów przewiezie za większą sumę marszrutka, a zyskiem panowie się podzielą. Norma.
A my już pełni wrażeń, a przed nami znowu nieznane. Tym razem legendarne Sajany. Nie ma już z nami doświadczonej, górskiej ekipy, co staje się dla naszej grupy jeszcze większym wyzwaniem. W marszrutce poznajemy Buriatkę ze Sljudanki - Albinę Fiodorowną, nauczycielkę historii, której znajomy ma daczę w Arszanie i chętnie wynajmie nam pokój. W trakcie drogi opowiada nam legendy związane z kulturą Buriatów, Bajkałem i Sajnami.
Droga do Arszanu jest niezwykle malownicza, szczególnie przestrzenie Doliny Tunkijskiej robią na nas wrażenie. Rozpościerająca się na szerokości 50 km dolina sąsiaduje z górami o wysokości ponad 3000 metrów, wygasłe stożki wulkaniczne, rozlewające się koryto Irkutu, pędzący za bydłem na koniach skośnoocy Buriaci to niektóre z widoków z marszrutki. Jesteśmy urzeczeni widokami...
Decydujemy się zamieszkać z zaprzyjaźnioną Buriatką w daczy jej znajomego u stóp Sajanów. W czteropokojowym domku mieszkają już inni goście, ale to tylko urozmaica nasz pobyt. Mamy szansę pomieszkać z prawdziwymi Buriatami, przyjrzeć się ich życiu codziennemu, sposobom przygotowania posiłkom, pracy. Proponują nam wspólne wieczerze, przygotowują specjalnie dla nas prawdziwą rosyjską banię. Gdy wychodzimy w góry buriackim zwyczajem pokrapiają nas czerwonym winem po czole i dają na droga święta wodę Arszan.

Sajany - pokorna wersja mini

tyt9.jpg Pik Liubwi (Góra Miłości) 2200 m n.p.m. - na tyle się zdecydowaliśmy. Według przewodnika pięć godzin spokojnego marszu, według nas około siedem niezłego tempa. Godzina przeznaczona na szukanie podejścia, bo nikt w całym Arszanie nie wie, gdzie zaczyna się szlak, nie mówiąc już o mapie, z której totalnie nie wynika nic... Do odważnych świat należy, idziemy. Chyba nikt z nas nie miał przyjemności zaczynania wejścia na szczyt góry od starych, skręconych w wystawne łuki betonowych, pomalowanych na biało schodów z ozdobną poręczą - wejście na szlak rodem jak z serialowej Dynastii. Strome podejścia umilają nam niesamowite widoki Doliny Tunkijskiej, gdzieś tam w dali widać Mongolię... W końcu upragniony szczyt... Przed nami panorama jesiennych Tunkijskich Golców, widoczność jest rewelacyjna, kolory żółci, czerwieni i brązu mienia się w słońcu, cudownie... Obiecujemy sobie, że jeszcze kiedyś tu wrócimy i wtedy zdobędziemy te ośnieżone szczyty... Szczęśliwi schodzimy do miasteczka. "W domu" czekają na nas nasi sąsiedzi Buriaci z pokojów obok, którzy już zaczynali się o nas martwić, czy oby cali wrócimy. Jeszcze tylko wieczorna kolacja, bania i idziemy spać.
Spędzamy jeszcze kilka dni w arszańskim kurorcie, robimy sobie wycieczki u podnóża Sajanów, oglądamy słynne wadapady, próbujemy miejscowych potraw w barze Syberyjski Maczo... Arszan to miejscowość o randze naszego Ciechocinka - taki kurorcik dla nieco starszych wiekiem - dlatego prawdziwą przygodą okazuje się dla nas niewinny wypad na miejscowe disco do tutejszego "Domu Zdrojowego". Ludzie okazują się bardzo gościnni i otwarci, od razu chwytają nas za ręce i zapraszają do wspólnej zabawy. Nasz pierwszy dancing w Rosji...

"Początek" powrotu

Powrót - w końcu nastał ten dzień. Zakładając, że w Warszawie będziemy dopiero za tydzień brzmi to trochę śmiesznie. Zaczynamy kolejny etap naszej podróży. Z Arszanu wyruszamy autobusem, który na szczęście okazał się tego dnia być łaskaw nas zawieźć do Irkucka. Tu tradycyjnie spędzamy jeszcze dwa dni, kupujemy pamiątki, przyprawy, piwo Sybirską Koronę, papierosy Prima Nostalgia wersje z Leninem i Stalinem i jubileuszową wódkę Baikal. Wsiadamy do pociągu BAIKAL i za 3,5 dni wysiadamy w Moskwie.

Krótki moskiewski epizod

tyt1.jpgW stolicy zatrzymujemy się 2 dni u znajomych rodziny Tomka. Znowu doświadczamy rosyjskiej gościnności, dostajemy mieszkanie z pełną lodówką i uwaga, hitem naszej wyprawy - bieżącą ciepłą wodą. Przez dwa dni zwiedzamy w zwrotnym tempie miasto. Po dwóch miesiącach spędzonych na Syberii nie wyglądamy na typowych mieszkańców Moskwy, w naszych lekko nieświeżych ubraniach i górskich butach cieszymy się niesłabnącym zainteresowaniem pasażerów moskiewskiego metra.

Powrót znad Bajkału osobowym z Siedlec

Wieczorem drugiego dnia wsiadamy do pociągu do Brześcia. Nasze oszczędności zmuszają nas do skorzystania z najgorszej klasy obścij, ale to już nie ma dla nas żadnego znaczenia, jutro będziemy już w domu... W Brześciu decydujemy się na przejście przez granice pieszo, płacimy przypadkowo napotkanemu Białorusinowi za podwiezienie nas na granicę. Tam dogadujemy się z grupą Polaków, którzy pozwalają nam wsiąść do ich samochodów i razem z nimi przekroczyć granicę. Na wjazd do ukochanej ojczyzny czekamy ponad 4 godziny. Jeszcze tradycyjny spór z białoruskim strażnikiem o jakieś pieczątki, których oczywiście nie mamy... W końcu pokazujemy mu nasze plecaki, bilety z podróży - próbujemy wyjaśnić, że jesteśmy tylko zwykłymi turystami wracającymi do domu. W końcu udaje nam się go przekonać. Z zaprzyjaźnionymi Polakami jedziemy do Terespola. Tam jemy nasze pierwsze polskie danie - zapiekanki w przydworcowym bistro. Za godzinę mamy pociąg do Siedlec, a stamtąd do Warszawy. Późnym wieczorem wysiadamy z pociągu osobowego relacji Siedlce-Warszawa na peron Dworca Śródmieście. Wróciliśmy do domu. Udało się, byliśmy daleko, tak daleko...