Moje przeżycia związane z pobytem w Kijowie są dość nietypowe w porównaniu z innymi podróżami, wyjazdami, wyprawami itd. Nietypowe są okoliczności i nowa sytuacja, w której się znalazłam. Dość nieoczekiwanie (faktem pewnym stało się to na trzy dni przed godziną zero) pojechałam bowiem na pierwszy w życiu wyjazd z pilotem. Mało tego, tym pilotem nie był nikt inny tylko ja sama a grupa, która wg moich spodziewanych (podręcznikowych) orientacji miała liczyć 30-40 osób, zamknęła się dopiero w liczbie 127.

Ponieważ wyjazd trwał tylko osiem dni za normalne przyjęłam fakt, iż nie uda mi się zapamiętać imion, nazwisk i wzajemnych koligacji wszystkich osób, które znalazły się pod moją opieką. Starałam się jednak zadbać o nich i umilić im pobyt w Kijowie próbując równocześnie nauczyć i ich i siebie (przede wszystkim) podchodzenia do wielu spraw bezstresowo (a przynajmniej nie okazywać nerwów). Bo co z tego autokar, który miał nas odebrać o 7 rano lub o 21 wieczorem nie przyjechał/przyjechał z opóźnieniem/odjechał wcześniej (wybierz właściwe) i ponad setka osób przestępuje ze zniecierpliwieniem z nogi na nogę, co z tego, że przewodnicy miejscy, którzy mieli oprowadzić nas po swoim mieście zagubili się w nim i dotarli na umówione spotkanie dużo po czasie, co z tego, że lekarz musiał przyjechać w środku nocy... Wprawdzie niektórzy z nas (czyt. pilotów) myśleli po nocach czy miejsca w pociągu naprawdę zostały zarezerwowane, budzili się z myślą czy autokar numer taki a taki dotrze dziś pod hotel, czy nikt nie zgubi siebie albo paszportu.

Nieważne. Ważne, że ludzie byli mili, że z uśmiechem można było naprawdę wiele załatwić i jeszcze, że... my - piloci mieliśmy wolne w ciągu dnia od 5 do 7 okrągłych godzin. Godzin, które przeznaczaliśmy na bieganie po wzgórzach i jarach, na których rozlokowało się miasto, na zwiedzanie zabytków, uliczek i oczywiście różnej klasy knajpek - a tych w Kijowie nie brakuje i z tego co doświadczyliśmy najlepiej jest pytać o radę ludzi miejscowych, którym praca fizyczna wydaje się nieobca. Zwiedzaliśmy to pełne zieleni miasto zachwycając się przepychem świątyń, słuchając historii i legend, fotografując złote kopuły i pomniki, oglądaliśmy Dniepr z wysokiego brzegu i z pokładu statku (dla zainteresowanych - piwo w cenie biletu). Większość z nas po raz pierwszy (a przynajmniej po raz pierwszy od bardzo dawna) gościła w barze, przed którym ludzie ustawiają się w kolejce ponad pół godziny przed otwarciem. Szybko mijające dni w stolicy naszego wschodniego sąsiada uwieczniliśmy na fotografiach (chociaż zdarzało się, że słyszeliśmy międzynarodowe "no photo").

Każdy wyjazd czegoś uczy. Wiem o tym bardzo dobrze. Niezależnie czy jest to wyprawa na kolejny szczyt, w bezkresne lasy, na pustynię czy do ponad 2,5 milionowego miasta. Ważne by potrafić dostrzec co dzięki niemu dostaliśmy. Nowe doświadczenia, emocje, przeżycia i nowi ludzie wokół...