Spis treści

 

Dzień czwarty 19 X

Rano o 7:15 poszedłem niebieskim na Pustą Ves. Po drodze szlak zniknął obok polany i trzeba było kierować się topografią. Znowu pomógł kurs, udało się wybrnąć z trudnej sytuacji, trafić do wsi i zakończyć ten etap dobijając do Lajdovców.

Dalej szlaku po prostu nie było, nawet na mapie, bo po prostu nie istniał. Trzeba było iść drogą 499 na Prašnik. Stąd wchodziłem na grzbiecik 289, gdzie uciąłem sobie pogawędkę z sympatyczną babeczką. Pani była mocno zdziwiona gdy jej wyjaśniłem co ja tu robię. Jak się dowiedziała, ile mam lat, to padł bezcenny żartobliwy komentarz „Lepiej byś się za jakąś dziewczynę wziął !”.

Po konwersacji wspiąłem się na grzbiecik 289 i tu po raz pierwszy zobaczyłem na horyzoncie Góry Strażowskie. Pokonałem jeszcze jedno wzniesienie i zszedłem do Šipkovej. Wycelowałem idealnie – wyszedłem na początek szlaku i knajpkę.

W środku siedziało kilkunastu miejscowych przy piwie, zagadując mnie ciekawie. Jeden sprawdzał ciężar mojego plecaka i stwierdził, że by się do tego nie nadawał. Gospodarz po mojej wymowie rozpoznał od razu, że jestem Polakiem. Odnoszono się do mnie bardzo pozytywnie, tak jak w czasie całej wyprawy. Zamówiłem herbatę i poprosiłem o wrzątek, na którym zrobiłem sobie obiad.

Jeszcze drobne zakupy sentymentalne w postaci lentilków i ruszam dalej niebieskim na Velky Plesavinec. Gdy dotarłem tam przez porośnięte lasem zbocze moim oczom znów ukazały się w całej okazałości Góry Strażowskie, kotlina Wagu oraz zamek Čachticki. Na samym szczycie była też metalowa skrzynka z zeszytem do wpisywania się i mapa satelitarna rejonu (powtórka z Gór Tokajsko Slańskich – patrz moja relacja z sierpnia 2013 roku). Po serii zdjęć i wpisie do kajetu skierowałem się ku zamkowi.

Nim doń trafiłem zdążyłem zaliczyć przygodę z dzikami. Otóż szedłem sobie szlakiem zamyślony, aż tu nagle może jakieś 150 metrów przede mną na drodze stanął dzik i to całkiem spory. Obaj byliśmy totalnie zaskoczeni, popatrzyliśmy na siebie, trwając w bezruchu po czym zwierz uszedł w las wraz z trójką małych dziczków i panią dzikową.

Uniknąwszy konfrontacji z odyńcem, żwawo pognałem ku warowni, gdzie przyszło mi stanąć po niedługim czasie. Miałem stąd piękny widok na zachód słońca - jawiące się w dali, z wolna ciemniejące Małe Karpaty żywo odcinały się od umalowanego w ciepłe pastelowe barwy październikowego nieba.

Pomedytowawszy w takiej oto scenerii zadecydowałem, że schodzę do Čachtic i załatwiłem sobie nocleg . Udało mi się to osiągnąć bez najmniejszego wysiłku i zapłaciwszy 10 € dostałem do dyspozycji pokój z łazienką. Nie było co narzekać na ten niespodziewany wydatek, naprawdę było warto wydać tę kasę !

 

Dzień piąty 20 X

Mój ostatni dzień w górach zacząłem od zwiedzania kościoła i zamku. Wiedziałem już wczoraj, że z obejrzeniem twierdzy może być problem, bo prace rewitalizacyjne skończą się dopiero w maju 2014. Bardzo podobały mi się te góry, ale nie byłem gotów aż tyle w nich czekać. Ostatecznie, mimo trudności, udało mi się zobaczyć to, co chciałem i zrobić kilka fajnych zdjęć. W końcu szkoda by było po prostu przejść obok warowni stanowiącej niegdyś własność Elżbiety Batory - najsłynniejszej morderczyni Europy. Po „inspekcji” zszedłem żółtym do Višnovego i przez Hole Vrchy dotarłem do Nowego Miasta nad Wagiem. Na tym ostatnim odcinku miałem przyjemność oglądać rozległą panoramę gór Strażowskich i Białych Karpat.

 

***

 

Tak zakończyła się moja wędrówka przez Małe Karpaty, ale nie był to koniec programu na ten wyjazd. Po dotarciu z Nowego Miasta nad Wagiem do Bratysławy zwiedziłem tamtejszą starówkę, pełną zagranicznych gości i zjadłem obiadek „U Wolkra”. Pokrzepiony posiłkiem przespacerowałem się nad Dunajem, a następnie udałem się na dworzec autobusowy. Tam złapałem autokar do Modrej, urokliwego winiarskiego miasteczka u podnóża Małych Karpat. Nocleg w pensjonacie Zyta kosztował 15 €, ale pokój i warunki tam panujące warte były tej ceny. Od sympatycznego młodego gospodarza zakupiłem miejscowe białe wino. Rano na lekko obejrzałem miasteczko i zrelaksowany wróciłem do Bratysławy, gdzie wsiadłem do Polskiego Busa. No i cóż mogę rzec na koniec ? – Jedźcie w Małe Karpaty, bo naprawdę warto!

DSCF6432