Paweł Staniszewski

NA ORAWIE WĄŻ BRZMI W TRAWIE

Szanowna Redakcja poprosiła mnie o napisanie kolejnego artykułu o naszej Bazie Namiotowej Madejowe Łoże w Podwilku, na Orawie. Czynię to z przyjemnością, chociaż już słyszę zewsząd stękania: A po co komu ta baza? Jaki jest sens prowadzenia bazy namiotowej w miejscu rzadko odwiedzanym przez tzw. prawdziwych turystów; w miejscu leżącym z dala od uczęszczanych szlaków, w dodatku w miejscu - co tu kryć - wirtualnie górzystym...? Czy jest sens utrzymywać Bazę, skoro nie przynosi ona Klubowi żadnych korzyści materialnych, a zainteresowanie Klubowiczów tymże obiektem jest bardzo skromne? Czy nie lepiej byłoby zainwestować w jakąś chałupę, która mogłaby skupiać uwagę członków Klubu poza letnim sezonem (wszak w lipcu i w sierpniu, kiedy Baza jest czynna, ludzie rozpierzchają się po wszystkich możliwych kontynentach i nie w głowie im Orawa)?

Otóż faktem jest, że Baza już od co najmniej pięciu lat żyje własnym życiem, z dala od Klubu, zarówno od strony personalnej, jak i finansowej. Istnieje dzięki garstce zapaleńców, którzy w wąskim gronie obsługują ją przez cały sezon. Funkcjonuje dzięki licznej grupie stałych bywalców, którzy nie wyobrażają sobie życia bez spędzenia choćby kilku dni w tym magicznym miejscu. A turyści? Faktycznie bywają tu rzadko. Na niebieskim szlaku wiodącym z Policy na Stare Wierchy nawet w szczycie sezonu trudno spotkać kogokolwiek, a jest to przecież jedyny tranzytowy szlak turystyczny w bezpośrednim sąsiedztwie Podwilka. Przyjmuję też z pokorą zarzut, że Baza momentami przypomina przedszkole, albowiem w istocie zdarza się, że ilość przebywających tu dzieci przewyższa liczbę osób dorosłych. Z drugiej jednak strony nie przypominam sobie sytuacji, w której jakiś zabłąkany turysta narzekałby na brak właściwej takim miejscom atmosfery czy też na nadmiar hałasu pochodzącego z nieletnich strun głosowych. Możliwe zresztą, że wynika to właśnie z faktu tak niskiej frekwencji. Prawdziwi turyści są przez rezydentów wypatrywani z utęsknieniem - a gdy już się pojawią, stają się niebywałą atrakcją i traktowani są jak, nie przymierzając, śmierdzące jajko. Zwykle opuszczają Bazę ukontentowani i z zamiarem powtórnych odwiedzin. Uwaga: zawsze chwalą usytuowanie bazy - jedynego obiektu o tym charakterze położonego między Gorcami a Babią Górą i Policą.

Baza w środowisku turystycznym

jest już znana i ceniona. Należy do Unii Baz i informacja o niej jest dostępna we wszystkich beskidzkich bazach namiotowych. Regularnie bywają u nas obozy i przejścia przewodnickie, między innymi z SKPB Łódź, Katowice oraz SKPG Gliwice. Z całym szacunkiem dla Zarządu Klubu, którego działalność oceniam - zwłaszcza w ostatnich latach - bardzo wysoko, sądzę, że w wymienionych środowiskach słowa „Studencki Klub Górski" kojarzą się przede wszystkim z miejscem na Orawie, gdzie można się w lecie zatrzymać. Nieskromnie uważam, że Baza, będąca mocno wysuniętą placówką firmowaną przez SKG, jest dobrą wizytówką naszego Klubu.

Nie zmienia to faktu, że prowadzenie Bazy na dotychczasowych warunkach nie jest już możliwe. Miłościwie nam panujący Wąż Ogłoblin ps. Wiesław coraz bardziej stanowczo grozi dymisją. Bez zaangażowania młodych ludzi ściśle związanych z Klubem, Baza albo stanie się półprywatnym ranczem określonego klanu, albo prędzej czy później upadnie. Jedno i drugie nie leży w moim interesie. Liczę na to, że Zarząd Klubu uzna inwestowanie w Bazę za celowe. Ufam, że znajdzie się taki „frajer", który zajmie się Podwilkiem nie dlatego, że będzie musiał, tylko dlatego, że będzie chciał. I że dopóki istnieje w Beskidach, tfu, przepraszam za wyrażenie, „turystyka kwalifikowana", Madejowe Łoże zawsze będzie do dyspozycji włóczykijów.

Ojej, strasznie się patetycznie zrobiło...

Może zatem teraz trochę informacji dla osób, które w Podwilku jeszcze nie były, a chciałyby go odwiedzić. Otóż standard świadczonych usług jest uzależniony od pogody. Jeżeli nie pada - jest bardzo wysoki. Jeżeli pada, czyli praktycznie zawsze, na jego istotne obniżenie wpływa kondycja namiotów typu NS - ale na mięczaków czekają luksusowe i nieprzeciekające Marabuty. Do dyspozycji jest obszerna wiata z kuchnią turystyczną, która działa lepiej niż wygląda (kuchnia, a nie wiata). Jest prysznic z gorącą wodą (!), a dla twardzieli - spiętrzony potoczek, w którym przy odrobinie wysiłku można czasem przepłynąć ze trzy metry, nie obijając się kolanami o dno. Jest pełnowymiarowe boisko do badmintona; mistrzostwa Bazy rozgrywane bywają pod czujnym okiem profesjonalisty - stałego bywalca. Jest plac zabaw z piaskownicą i huśtawkami, okupowany przez bazowiczów w wieku od 0 do 70 lat. Są grzyby, jagody i maliny (ale tylko na zasadzie samoobsługi). Są możliwości ciekawych wycieczek: w pasmo Policy, w Działy Orawskie (Pająków Wierch, Wielki Dział...), na Babią Górę (w jeden dzień pieszo tam i z powrotem trasa dość forsowna) oraz na słynne orawskie torfowiska. Dla miłośników zabytków - kościół w Orawce - jeden z najpiękniejszych na polskim Podtatrzu, skansen w Zubrzycy i wiele innych. Zapraszam! Pierwsza okazja - to rozbijanie Bazy 30 czerwca - pomoc mile widziana.

A może jakieś anegdotki bazowe?

Marta jest nieustępliwa. No dobrze, niech będzie. To zdarzenie spotkało mnie osobiście. Trzeba Wam wiedzieć, że koło Bazy przebiega gruntowa droga wiodąca z orawskiego Podwilka w las, a dalej przez grzbiet Beskidu „do Polski", do Sidziny. Do Podwilka jest z Bazy równe półtora kilometra, do Sidziny - co najmniej sześć. I otóż tą drogą, w pewien ciepły wieczór, od strony Sidziny zbliża się ku mnie z wolna postać, dla której szerokość drogi, wynosząca ze cztery metry, jest dalece niewystarczająca. Facet o sponiewieranym wyglądzie zatrzymuje się na mój widok i pyta znękanym głosem:

Panie... a do Sidziny... to tędy?

- W zasadzie tak - odpowiadam - ale w przeciwną stronę raczej...

- Uuuu... - facet podrapał się z troską w czerep. Nagle ujrzał w dali zabudowania. A ta wieś... o tam... to co? - spytał z nadzieją w głosie.

- Podwilk - odpowiadam zgodnie z prawdą. Facet syknął boleśnie i zastanowił się chwilę. - Aaa, tyz moze być... - machnął w końcu ręką i zrezygnowany powędrował dalej...

Na zakończenie cytat sezonu 2000. Pcheła (były Prezes SKG!) do swojej dwuletniej, wychowanej w cywilizowanej Holandii córki, skamieniałej z podziwu na widok ogniska:

- To jest taka mikrofala, tylko nie robi pik, pik...