Pępek świata

Recenzja książki Jona Krakauera "Wszystko za Everest" 

Jonowi Krakauerowi - amerykańskiemu dziennikarzowi i wspinaczowi, a może wspinaczowi i dziennikarzowi, polscy tłumacze uparli się przypinać łatkę z napisem "wszystko" i takim też hasłem opatrują jego książki. Dość niebezpieczne to słowo "wszystko". Relacje reporterskie o wszystkim bywają nijakie. Relacje o oddawaniu wszystkiego za coś bywają pretensjonalne. Krakauer znany jest w Polsce z dwóch pozycji "Wszystko za Everest" i "Wszystko za życie". Oba tytuły ocierają się o eschatologię. W oryginale brzmią trafniej - jako reportaż skądś, brzmią po prostu "Into Thin Air", Into the Wild". Krakauer po to właśnie znalazł się gdzieś w określonym miejscu (choćby to miało być powietrze czy dzikie pustkowie), żeby zdać nam relację. 
W książce Krakauera irytuje mnie wiele rzeczy, najbardziej chyba to, że znów ktoś został wysłany na czyjś koszt na Everest. Znów - nie ja, nie mnie tam wysłano. Ponieważ jednak jest to relacja z wyprawy komercyjnej i z założenia miała analizować problem postępującej komercjalizacji najwyższej góry świata - może w podobnej wyprawie mogłabym wziąć udział. Gdybym spełniła inny warunek - posiadania odpowiednich zasobów finansowych. W książce Krakauera Everest zdobywają nie herosi, ale ludzie, których stać na spełnienie swojego marzenia. Dziennikarz jednak odkrywa coś bardziej znaczącego - pokazuje koszt nie tylko samego przedsięwzięcia, wysiłek zaangażowany w zdobywanie środków, ale i cenę, którą przyszło zapłacić.
"Wszystko za Everest" jest relacją nierówną. Krakauer stara się być dziennikarzem dla wszystkich. Dlatego sporo uwagi poświęca wprowadzeniu w historię Everestu, w jego martyrologię. Dlatego z pietyzmem przytacza jako motta poszczególnych rozdziałów słowa znanych wspinaczy, jakby sobie chciał dodać powagi, jakby bał się zmierzyć z Everestem w samotności, bez świadków. 

"Wszystko za Everest" zaczyna nabierać tempa wraz z wątkami osobistymi. Krakauer - wspinacz jest wiarygodnym świadkiem jednego z najtragiczniejszych sezonów w historii Everestu. Gdy sucha, dynamiczna relacja zaprawiona analizą postaw i pobieżną raczej charakterystyką postaci zamienia się w dziennik, na moment naprawdę jesteśmy pod Everestem. Zdobywamy go słowo po słowie wraz z rozwojem wydarzeń. Bo mocne w tej książce są fakty, które mówią za siebie same. Wydarzenia i tragiczne sploty okoliczności, aż do kulminacji - do burzy śnieżnej , która rozpętała się 10 maja 1996 r. na szczycie najwyższej góry świata. Na tym tle rodzi się szereg pytań o sens wspinania, o winę, odpowiedzialność, partnerstwo w godzinie próby. Krakauer unika łatwych odpowiedzi, co najwyżej komentuje w siebie i własne zachowania. 

Wokół książki "Wszystko za Everest" urosła osobna historia. Co dalej, co, gdy zdobędzie się szczyt? Jak żyć, będąc świadkiem dramatów tych, którzy odeszli i tych, którzy opłakują zmarłych? Krakauer w wywiadzie dla "Outside" powiedział: "Kiedy wróciłem z Everestu, nie mogłem przestać myśleć, że poświęciłem moje życie czemuś, co jest nie tylko egoistyczne i bezsensowne, ale więcej, jest po prostu złe. Ale nadal się wspinam. Nie wiem, co ten fakt mówi o mnie, o tym sporcie, o jego niesamowitej magii. (...) Wspinanie to nie gra. Nie kolejny sport. To samo życie". Everest - pępek świata tamtego pamiętnego dnia po raz kolejny uczył ludzi pokory. Szacunku do własnego, kruchego życia. Ludzie są jednak oporni i tak bardzo kochają swoje szaleństwa....