dsc04408.jpg14.08.2008. Warszawa, godzina 21.30

Od jakiegoś kwadransa gorączkowo miotałam się po domu w poszukiwaniu spodni. Jakichkolwiek spodni. Wszystko przez to, że na liście rzeczy do zabrania jak wół stało: „Spodnie nieprzemakalne albo jakieś inne." Na mojej dopisałam sobie radośnie, że „ważne, żeby jakieś były :)". A teraz miałam za swoje ... Niestety, spodnie przygotowane na wyjazd zdematerializowały się w przepastnej szafie, pozostałe zaś przed chwilą osobiście wyjęłam z pralki. Czyściutkie, lecz mokre. Spokojne odczynienie uroku, splunięcie przez lewe ramię, krótkie westchnienie do Św.Antoniego i przejrzenie wieszaka po wieszaku poskutkowało - spodnie się odnalazły, prawdopodobnie w tym samym miejscu, w którym zostały schowane (prawdopodobnie, bo nie wykluczam istnienia czarnych dziur i innych tajemniczych miejsc w mojej szafie).

 

Zdążyłam się spóźnić - na szczęście tylko na zbiórkę.

Wkrótce okazuje się, że pociąg, też ma opóźnienie. I że wagony do Zakopanego są z tego drugiego końca. Niemniej udaje nam się bez większych problemów zająć miejsca siedzące w ilości wystarczającej ( a nawet w nadmiarze).

Co do miejsc w nadmiarze: to połowa męskiej części naszego wyjazdu natychmiast wypatrzyła na korytarzu uroczą i ładniutką turystkę w drodze do Suchej B. i zaczęła nalegać, aby owe dziewczę przysiadło się do nas. Nie wydaje się, by tylko względy rycersko-dżentelmeńskie odegrały tu rolę, więc ten fragment obejdzie się bez szczegółów personalnych...

Niestety, oferta dla pań, zapewniona przez Kierownika, nie była równoważna - dwaj panowie spod okna byli co nieco napici, ocknęli się w chwili, kiedy cała reszta marzyła już tylko o spaniu i rozpoczęli rozmowę. W dodatku każde niebaczne otwarcie powiek jeden z panów traktował jako zachętę do konwersacji - w związku z tym oczy trzymaliśmy strategicznie zamknięte aż do Chabówki, gdzie wreszcie zdecydował się na zrezygnowanie z usług PKP. Ale ludziom, którzy jadą koleją z Kołobrzegu do Zakopanego wiele trzeba wybaczyć...

 

15.08. 2008 Zakopane-Poprad-Hrabusice- Podlesok- Piła- Piecky-Podlesok-Hrabusice

A jednak pociąg przybył punktualnie i nawet udało się zdążyć na autobus do Popradu.

Jestem tak niewyspana, że nawet kofeina dożylnie, a cóż dopiero doustnie, nie jest w stanie postawić mnie na nogi. Po 2 godzinach jesteśmy już w Popradzie i ruszamy na poszukiwanie otwartej knajpy. Knajpę znajdujemy, a jakże, dania są głównie obiadowe, a kelnerka- zdecydowanie asertywna (chyba kończyła jakieś specjalne kursy typu „Kurs asertywności dla kelnerek" - poziom zaawansowany). Po kolejnej kawie zasypiam w autobusie do Hrabusic...

 

Gospodyni wyszła po nas na przystanek... Właściwie dla naszej siódemki (a miało być ośmioro) ma albo jeden pokój z 4 łóżkami, jednym podwójnym materacem i dostawką dla Kierownika (miejsca na podłodze było mniej więcej tyle, że gdybyśmy wszyscy chcieli na raz tam stanąć, to byłby problem), albo dwa pokoje na totalnym poddaszu - dla pań i panów. Do pomieszczeń tych wchodzi się po pionowych drabinkach - gdyby były metalowe, podejrzewałabym, że zostały zdjęte wprost ze szlaków Słowackiego Raju. Właściwie świetna zaprawa przed wyjściem w góry i nie rozumiem dlaczego Kierownik, rzekomo w trosce o nasze bezpieczeństwo, wybrał jeden pokój. Troska o bezpieczeństwo byłaby może wiarygodna, gdyby godzinę póżniej nie pognał nas bezlitośnie w kierunku drabinek łudząco podobnych, tylko dużo wyższych - jedyne wytłumaczenie jego uporu w kwestii pokoju to to, że jednak zapragnął naszego uroczego towarzystwa.

 

Po wysłuchaniu 10 przykazań pani gospodyni (jak to mamy zachowywać się cicho, bo tu są Czesi i będzie miała złą reklamę -czy my naprawdę wygladamy na ludzi aż tak niepoważnych? Średnia wieku to najmarniej 30...) oraz po urwaniu prysznica/kranu/demontażu kabiny prysznicowej/pojemnika na papier toaletowy udaje nam się dokonać jakich takich ablucji, zrobić zakupy napojowe i żwawo wyruszyć w kierunku Podlesoka, bramy do Słowackiego Raju.

Upał jest powalający, zwłaszcza na odsłoniętej szosie... A w dodatku Sucha Bela okazuje się tak zatłoczona, ze pan na bramce odradza nam marsz tamtędy - na drabinkach trzeba czekać do 2 godzin ekstra...Co zresztą jest na tej trasie normalne w południe i w weekend. Idziemy więc uroczym brzegiem potoku - zielonym szlakiem do Piły (przerwa na piwo i napoje nealko) i na Stredne Piecky - dolinę tyleż uroczą, co pustą -wręcz bezludną w porównaniu z Suchą Belą. Cienisty jar, potoczek, kilka skałek, długie drabinki, nieco drewanianych kładek - właściwie wszystkie te elementy można spotkać na szlakach Słowackiego Raju i to stanowi o jego uroku. Tu ważne są dolinki, nie zaś szczyty. Jest tak ładnie, że nawet Paweł nie pyta się już, dlaczego po raz szósty pojechałam w Słowacki Raj (jak ma się do wyboru Slowacki Raj albo Bagno u Shreka- gdzie opcjonalnie zamierzałam spędzić dlugi weekend- to dla mnie wybór jest oczywisty - miłośnicy bazy w Podwilku wybaczcie te okrutne słowa). Nawet upał nie daje się tak bardzo we znaki - cały czas idziemy w cieniu, tuż obok płynie chłodna woda- męcząco robi się dopiero na samej górze, gdzie zanikł potok, cień i zamarły wszelkie tchnienia wiatru. Po 2 godzinach jesteśmy już na górze - potem czeka nas jeszcze zejście do Podlesoka, obiad i pół godziny asfaltem do Hrabusic (nie wszystkich...).

Wbrew obawom gospodyni ani nie hałasujemy, ani nie robimy hałaśliwego grila - w ogóle nie robimy żadnej orgii, pijemy co najwyżej herbatę - tylko idziemy grzecznie spać...

 

16.08, Hrabusice - Podlesok-Przełom Hornadu - Klastorisko- Maly Kysel - Sucha Bela Vrhol - Osetia - Pila-Podlesok-Hrabusice

Kierownik budzi nas o barbarzyńskiej porze przemiłym pytaniem, komu przynieść świeżych bułeczek. O dziwo, pomimo tego rozpasania udaje nam się wyjść o zaplanowanej godzinie i poganać w kierunku wejścia w Przełom Hornadu. Planowana trasa na dzisiaj to Przełom Hornadu - Klastorisko- Sokola Dolina. Pomimo wczesnej godziny jest już strasznie gorąco, powietrze jest duszne i parne - na dzisiaj zapowiadane są opady deszczu. Pierwszy deszczyk łapie nas przy Klastorskiej Roklinie - postanawiamy jednak nie ubierać się przeciwdeszczowo - w tych warunkach byłaby to samobieżna sauna. Tak więc po stupaczkach, kładkach, łańcuchach i nielicznych na tej trasie drabinkach mkniemy do Letanowskiego Młyna (piwo) i do niebieskiego szlaku na Klastorisko. Podejście i tak jest z natury strome, a obezwładniający upał sprawia, że aż się odechciewa dalszego marszu. Zaczynam zastanawiac się, co ja robię tu... Z dobrą chwilę muszę się motywować do marszu pod górę.Wreszcie dopadam do względnego wypłaszczenie. Poniżej nas lata żółty samolocik - podobno Dromader... Dosyć surrealistyczny widok...

 

Tuż przed samym Klastoriskiem łapie nas burza - najbardziej wali, kiedy przechodzimy obok metalowej wieży...

W knajpce na Klastorisku (tradycyjnie olbrzymi tłok) jemy obiad i wypijamy piwo Kierownika (zniknął bez śladu, dopiero po pół godzinie przesłał SMS, że żyje - prawdopodobnie z powodu ścisku w knajpie zastanawiał się nad wstąpieniem do zakonu kartuzów). Przychodzi kierownik i zarządza zejście prosto do Podlesoka. Ponieważ nieco przestało padać, Ela rzuca buntowniczo-wichrzycielską myśl, żebyśmy wrócili przez Maly Kysel (No bo co, o czwartej na dole będziemy?). Idziemy więc przez Mały Kisiel- uroczą dolinkę z dużą ilością wody i miejscami błota, zwłaszcza, że ze dwa razy dopada nas rzęsisty opad. Jednym słowem „deszcz mógł nam zerżnąć tyłki", a Kierownik cieszył się, że prognoza pogody była taka dokładna. Tak więc na górze niemal wszyscy jesteśmy mniej lub bardziej mokrzy - wiadomo, z profesjonalnych kurtek -texowych ścieka na spodnie, poza tym kurtki z czasem przeciekają. Jednak nie ma to jak nieprofesjonalny strój Gosi - foliowa pelerynka za kolana... Na postoju okazuje się, ze nikt jakoś nie ma ochoty schodzić prosto do Podlesoka wczorajszą trasą, że godzina 18-ta na zakończenie trasy to też zdecydowanie za wcześnie, że spadniemy sobie czerwonym szlakiem do Piły, a stamtąd do Podlesoka. Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy... Tylko jakoś zamiast do Piły szliśmy w kierunku Dedinek... Dopiero w krainie Osetii -czyli na pełnej ostów łące przy Byłej Leśniczówce Glac (Byvala Horaren Glac) - nastąpiła chwila paniki i strasznej prawdy: pół godziny wracania (Kto nie ma w głowie, ten ma w nogach... ). Nasz błąd udało się nadrobić szybkim zejściem do Piły. Tu ustalamy, że znaleźliśmy się tutaj wskutek szantażu emocjonalnego ze strony osób nieustalonych ( zapewne w wyniku układu). Potem szybki marsz do Podlesoka (niektórzy znowu złapali stopa...), gdzie okazuje się, że w sobotni, letni wieczór knajpy czynne do 22-giej zamykane są o 21-ej, a o 20.30 nie wpuszcza się już zgłodniałych turystów... (znowu te asertywne kelnerki po specjalistycznych kursach!). Udaje się nam zjeść w jakimś barze na zewnątrz, trochę nas wywiało i już o godzinie 22-giej jesteśmy na kwaterze.

 

17.08 trasa1:Hrabusice-Podlesok-Sucha Bela-Podlesok_Hrabusice

Trasa 2 Hrabusice-Hrapacice

Nastepuje podział na dwie trasy. Marcin, Ela i Gośka idą pod światłym przywództwem niezbyt zachwyconego tym obrotem sprawy Kierownika (Wyspałbym się wreszcie...) na Suchą Belę - prawdę mówić wyszli jeszcze po ciemku (o 5 rano), narazili interesy parku na straty (nie zapłacili za wstęp, bo nie mieli komu...) i już o 8,30 byli z powrotem. Czym wywołali lekki popłoch u „drugiej" trasy, która w zależności od stopnia zaawansowania procesu wstawania/pakowania była: pod prysznicem/w trakcie śniadania/ w trakcie pakowania... Ale na umówiony bus do Popradu zdążyliśmy....

 

Wyjazd 15-18/08/2008, Słowacki Raj

Kierownik: Paweł Kucharski

Uczestniczki: Ela, Gosia, Monika.

Uczestnicy: Leopold vel Ludwik, Cezary, Marcin

 

Link do zdjęć Pawła Kucharskiego:
http://picasaweb.google.com/pawel.skg/SOwackiRajSierpie2008