ciąg dalszy- przejście zimowe

Z tą rzeką to wcale nie było tak źle, jakby się z początku wydawało. A wyglądało groźnie: szeroka, jak to San, na jakieś 20 m. Nurt też całkiem bystry. No i co z tego, że świeciło słońce, skoro był w końcu środek zimy... Przeszli wszyscy. Jedni szybciej, drudzy wolniej. Jedni z większym zapałem i determinacją w oczach, drudzy tylko dlatego, że nie mieli innego wyjścia. Jedni mocząc nogi tuż powyżej kolan, inni aż do majtek. Grunt, że po chwili wszyscy cali i zdrowi znaleźliśmy się na drugim brzegu. A to był dopiero początek dłuuugiego dnia. No i pierwszy dzień „zimówki".