Księga rekordów i dziwnych wydarzeń w dziejach kursu


1992 rok

Przejście zimowe. Rekord klubowy w rozpaleniu ogniska - 7 minut. Nie słyszałem, aby go ktoś pobił, nawet latem.

Przejście wiosenne. Najtrudniejsze chyba palenie ognisk. Po oberwaniu chmury, w czasie padającego deszczu, manewry ogniowe trwały 24 godziny. Na 13 osób - 4 rozpaliły ogień, a tylko 2 zagotowały menażkę wody.

Przejście wiosenne. Najdłuższe manewry. W ustalonym terminie na zbiórkę dotarły 2 zespoły. Kolejny był spóźniony o 6 godzin. Trzy dziewczyny rozdzieliły się i pogubiły, chciały wracać. Zorganizowana została akcja poszukiwawcza. Ostatecznie manewrowały 48 godzin.

Część polska przejścia letniego (wtedy wyjazd trwał 3 tygodnie - tydzień w Polsce i dwa za granicą). Późniejszy instruktor ustanowił rekord niespania. Od początku przejścia przez kolejne cztery doby tylko 4 godziny snu (2 x po 2 godziny).

Część zagraniczna przejścia letniego. Późniejsza instruktorka była zmuszona wracać do kraju, ponieważ przez nieuwagę weszła w kociołek pełen gorącej marchewki. But zdjęła razem ze skórą.

1993 rok

Przejście letnie. Do Rumunii pojechało 3 instruktorów i 2 kursantów. Zaliczył jeden. Nie zaliczyła przejścia późniejsza prezes klubu.

1994 rok

Kursówka. Jeden z kursantów około jedenastej wieczorem prowadził grupę drogą biegnącą do bacówki. W pewnym momencie stwierdził, że nie przyjechał tu chodzić po drogach i skręcił w las. Chodziliśmy do rana. "Wielbiciel dróg" ostatecznie zaliczył kurs.

Druga kursówka. Na pierwszej chodziliśmy do rana, więc nie spaliśmy. Na drugiej doszliśmy na miejsce o pierwszej w nocy. Okazało się, że dwie osoby nie wzięły śpiworów "bo myślały, że znowu nie będziemy spali". Ostatecznie chodziliśmy do rana.

Druga kursówka. Jeden z kursantów został odesłany z trasy do szpitala, gdyż tak suszył byty nad ogniskiem, że roztopiona guma poparzyła mu ręce.

Kolejna kursówka. Nocleg w bacówce w Regietowie Wyżnim. Dwóch kursantów idzie po wodę. Wracają po dwóch godzinach. Woda była tuż za bacówką, ale poszli w drugą stronę. "Poszukiwacze wody" ostatecznie zaliczyli kurs.

Przejście zimowe. Jeden z kursantów poważnie odmroził nogi. Śmigłowiec ze schroniska na Połoninie Wetlińskiej przetransportował go do szpitala. Chłopak zjadał na każdym postoju jedno jabłko, rano pił szklankę zimnej wody, a wieczorem szklankę cieplej.

Przejście wiosenne. Bieszczady. Kursanci nad ranem, będąc cały czas w drodze, przygotowali jedzenie i wszyscy usnęli. Instruktor ich obudził, gdy mieli już wszystko nałożone do menażek

Przejście letnie. Jeden z kursantów uwielbiał mówić i opowiadać dowcipy. W dniu, w którym prowadził, okazało się, że wszyscy (w zmowie) ruszyli spakowani w drogę, a on został ze wszystkim na wierzchu.

Rekordowe podejście. Wspinaczka na Strimbę w Gorganach. Instruktor szedł tuż za prowadzącym, tupał i sapał za całą grupę. Prowadzący po raz pierwszy obrócił się tuż pod szczytem. Od wyjścia minęło półtorej godziny, a podeszliśmy około 700 metrów. Kursanci pojedynczo lub w grupach siedzieli na gołym grzbiecie. Każdy tam, gdzie opuściły go siły.

1995 rok

Przejście letnie. Gorgany. Startujemy z Rafajłowej w kierunku Doboszanki. Mamy mapy - kserówki (nie kolorowe). Łatwa trasa. Po południu padło tradycyjne pytanie: "Gdzie jesteśmy?". Nikt nie wiedział. Doboszankę zdobyliśmy drugiego dnia, a według kursantów byliśmy na niej już cztery razy. Najlepsi znaleźli się na mapie po trzech dniach. Słabszym zajęło to prawie tydzień.

Przejście letnie. Jeden z kursantów lubił sprawdzać trasę, więc często zatrzymywał grupę i szedł sprawdzić dalszą drogę. Pewnego dnia jednak zgubił się - pomylił grzbiety, na których zostawił grupę i nie było go trzy godziny.

Ten sam wyjazd. Ponieważ wszyscy mieli ogromne problemy z topografią, instruktorzy zarządzili coś w rodzaju przejścia wiosennego. Mieliśmy się spotkać po 36 godzinach. Żadna grupa nie dotarła na czas. Jedna grupa spóźniła się 36 godzin.

Ten sam wyjazd. Grupka składała się z instruktora i trzech kursantek. Ostre podejście w lesie. Noc. Wiał wiatr. Dziewczyny bały się niedźwiedzi. Nagle prowadząca rzuciła hasło: "Niedźwiedź" i trzy dziewczyny pognały na oślep w dół. Instruktor został na górze, potem rozpoczął akcje poszukiwawczą. Na szczęście skuteczną

Ten sam wyjazd. Te same trzy kursantki. Przy omówieniu pierwszej instruktor miał żal, że nie było nic do jedzenia przez 19 godzin. Kolejne omówienie po jakiś 30 godzinach. Instruktor miał żal do drugiej kursantki, że nie dała nic do jedzenia przez 24 godziny.

Omówienie przejścia letniego i podanie wyników. Dla jednego z kursantów było to drugie podejście. Instruktorzy tym razem zaliczyli mu wyjazd, stwierdzając, iż od zeszłego przejścia zmienił się itd. Szczęśliwiec oświadczył im, że "na te dwa tygodnie mogłem się zmienić". Absolwent kursu prowadził potem kilka wyjazdów klubowych.

1996 rok

Przejście letnie. Rumunia. Rekordowy nocleg na przejściach letnich - 2140 m n.p.m.

Rekordowe zejście. Jeden z kursantów próbował sprowadzić grupę 800 metrów bez odpoczynku, po bardzo ostrym stoku. Ostatecznie w połowie drogi grupa zbuntowała się. Kursant zaliczył przejście

Rekordowa zachorowalność. Na 23 osoby (2 instruktorów, 2 waletów i 19 kursantów) zawsze chodziły tylko 3 osoby - 2 instruktorów i 1 kursantka (nie zaliczyła wyjazdu).

Na trasie prowadzący kursant obiecywał, że po zejściu na dół będzie w hotelu Cola. Zgubiliśmy się. Na dole byliśmy o drugiej w nocy. Cola była!!! Kursant zaliczył przejście i został prezesem klubu. Przejście wygrała dziewczyna. Oprócz niej wyjazd zaliczyło jeszcze 6 panów.

W czasie powrotu z przejścia okazało się, że trzeba wymienić pieniądze. Na przesiadkę mieliśmy niewiele czasu. Ostatecznie grupa zdążyła i pojechała dalej, a kierownik wraz z towarzyszem niedoli został z pieniędzmi.

2001 rok

Przejście wiosenne. Zbliżają się manewry. Grupa, która dojdzie pierwsza, ma przygotować obiad dla wszystkich, aby można było szybko zacząć "manewrować". Dwie kursantki z grupy, która nadal maszerowała słały SMS-y o obiedzie, o obżarstwie itd. Druga grupa w to uwierzyła. Ostatecznie spóźnialscy musieli sobie sami ugotować obiad.

PS. Redakcja Biuletynu ogłasza konkurs na zidentyfikowanie jak największej ilości osób z powyższego tekstu.