Dziesięć dni na Korsyce


Czy marzyło Ci się kiedyś, że zaraz po wyczerpującym podejściu, gdy nogi odmawiają już posłuszeństwa, wskakujesz do zimnej wody i pluskasz się w niej, ile dusza zapragnie? Czy zdarzyło Ci się tęsknić za górami będąc nad morzem lub na odwrót - tęsknić za morzem będąc w górach? Jeśli tak, to Korsyka będzie dla Ciebie doskonałym rozwiązaniem. Tam będziesz mieć i góry, i morze - "dwa w jednym".
* * * 

Kiedy w Polsce lato dobiega już końca, a drzewa okrywają się złotymi liśćmi, aż trudno uwierzyć, że w miejscu oddalonym zaledwie o dwa tysiące kilometrów temperatury nadal sięgają trzydziestu stopni. I czy to sprawiedliwe, że u nas najpiękniejsza pora roku trwa zaledwie trzy miesiące? Moim zdaniem to zdecydowanie za krótko. W poszukiwaniu utraconego lata wsiedliśmy więc do na pokład Boeinga, który już po dwugodzinnym locie przeniósł nas do krainy słońca i radości, czyli na Sardynię. Alghero, przepiękne średniowieczne miasteczko leżące na zachodnim wybrzeżu wyspy, połączone jest z Londynem tanimi lotami Ryanair. Za przelot w dwie strony udało nam się zapłacić mniej niż za bilet kolejowy z Warszawy do Zakopanego. Niestety Sardynia okazała się zbyt mało górzysta jak na nasze "wygórowane" oczekiwania. Dlatego też trochę zawiedzeni udaliśmy się do portu Santa Teresa, skąd regularnie odchodzą promy na Korsykę. 


Korsyka


O wyspie wiedzieliśmy niewiele. Tyle tylko, że jej mieszkańcy posługują się własnym językiem (zbliżonym trochę do włoskiego i francuskiego), od lat dążą do uzyskania niepodległości i czasami walka ta przynosi krwawe żniwo. Francuzi nie są tu mile widziani, nawet w roli turystów. Wiadome nam także było, że Korsyka wydała na świat dwie silne osobowości - Krzysztofa Kolumba i Napoleona Bonaparte. Jednak obaj mieli pewne opory z przyznawaniem się do własnej tożsamości. Kolumb za swoją ojczyznę uważał Genuę, zaś Napoleon postrzegał się za czystej krwi Francuza. Naszego mglistego obrazu Korsyki dopełniały zasłyszane w dzieciństwie historie o wendetcie, która wygasła tu dopiero w drugiej połowie dwudziestego wieku. 

Przeprawa promowa z Sardynii na Korsykę jest atrakcją samą w sobie. Po około czterdziestu minutach ukazał się naszym oczom niezwykły widok - baśniowe miasto, zawieszone na wapiennych skalach. Podmyte przez morze urwiska ze stojącymi na nich domami wyglądały tak, jakby miały zaraz runąć. Bonifacio, bo to o nim mowa, w zupełności zasługuje na miano najbardziej urokliwego miasta Korsyki. Jednak jego utrzymanie kosztuje corocznie niebagatelną fortunę, ponieważ postępująca erozja skał zagraża zabytkowym budynkom. W 1966 roku ziemia obsunęła się i jeden z domów runął wprost do morza. To cud, że w tym wypadku zginęły zaledwie dwie osoby. Od tego czasu powstało wiele projektów, mających na celu uratowanie miasta i jak na razie wydają się one dość skuteczne. 

Wieczorny spacer wzdłuż wąskich uliczek oraz zachodzące słońce, którego ostatnie promienie zmieniły błękit nieba w purpurę, napełniły miasteczko niepowtarzalną atmosferą. Chętnie spędzilibyśmy w nim kilka tygodni, lecz niestety na całą Korsykę mieliśmy zaledwie dziesięć dni. W tym czasie udało nam się objechać wyspę wzdłuż i wszerz, robiąc przy tej okazji ponad tysiąc kilometrów. Biorąc pod uwagę jakość dróg jest to nie lada wyczyn. W wielu miejscach drogi były tak kręte i tak wąskie, że próba wyminięcia samochodu jadącego z naprzeciwka z góry skazana była na niepowodzenie. W takich sytuacjach oba pojazdy zatrzymywały się, a kierowcy między sobą musieli uzgodnić, który z nich się cofnie, a który pojedzie do przodu. Czasami konwersacje zamieniały się w dość krzykliwe kłótnie, bo żadna ze stron nie chciała ustąpić. Śródziemnomorski temperament dawał o sobie znać i tym razem. Istna komedia! Niestety nasza znajomość francuskiego nie pozwalała wdawać się w jakiekolwiek dyskusje i przeważnie to my padaliśmy ofiarą wąskich dróg. Zresztą, kto by dyskutował z kierowcą autobusu wiozącego czterdziestu turystów? Prawo dżungli. Silniejszy zawsze górą. 

Korsykańskie drogi wymagają silnych nerwów i to bez względu na to, czy jest się kierowcą czy pasażerem. Niektórych taka jazda upaja, innych strach mocno wciska w fotel. Podróż drogą zwaną Scala di Santa Regina jest jednak dla każdego niezapomnianym przeżyciem. Wykuta w skale wiedzie tuż nad rwącą rzeką, a pojawiające się co chwila urwiska podnoszą poziom adrenaliny nie mniej niż uczyniłyby to skoki spadochronowe. 

Według wstępnych planów dziesięć dni na małą wysepkę Morza Śródziemnego to szmat czasu. Jednak dość szybko zorientowaliśmy się, że to zbyt krótko, by zobaczyć wszystkie atrakcje Korsyki. Przy takiej jakości dróg, prędkość zwykle nie przekraczała pięćdziesięciu kilometrów na godzinę, a wszechobecne stada kóz jeszcze bardziej opóźniały transport. Teraz już wiemy, że aby odwiedzić wszystkie godne uwagi miejsca, potrzeba co najmniej trzech tygodni. Nas niestety czas gonił. No cóż, będziemy mieli pretekst, aby zawitać tu po raz kolejny. 


Morze i góry


Korsyka jest niezwykle urozmaicona pod względem krajobrazowym, a przepiękne widoki zaskakiwały nas na każdym kroku. Cudowne plaże, zarówno piaszczyste, jak i kamieniste, zatoczki, w których pluskaliśmy się bez obawy, że ktoś zakłóci naszą prywatność, spełniłyby oczekiwania nawet najbardziej wymagającego turysty. 

Jednak to nie dla słonecznych plaż zdecydowaliśmy się tam pojechać. Korsyka to na szczęście nie tylko piasek i kąpiele morskie. W odległości zaledwie pół godziny jazdy samochodem w głąb wyspy krajobraz zmienia się nie do poznania. Góry do złudzenia przypominające Alpy czy nasze Tatry stanowią centralną część wyspy. Najwyższe szczyty sięgają ponad 2500 m n.p.m. Aby wędrować tymi szlakami należy wykazać się już nie tylko świetną kondycją, ale także profesjonalnym sprzętem. Śnieg zalega tu bowiem od października aż do początków czerwca. Szlaki są doskonale oznaczone, krajobrazy zapierają dech w piersiach, a turystów na przełomie września i października można by policzyć na palcach jednej ręki. Schroniska świeciły pustkami, a na polach biwakowych nasz namiot przeważnie stał jako jedyny. Ten potężny masyw górski to także raj do uprawianie innych sportów. Bardzo popularne jest tu kajakarstwo górskie, kanioning, rafting, no i oczywiście wspinaczka. 

Dzięki temu, że mieliśmy wynajęty samochód, już w kilkanaście minut po wyczerpującej wyprawie w góry, mogliśmy przenieść się wprost z alpejskiego krajobrazu na wybrzeże. Wieczorna kąpiel w ciepłym morzu wspaniale regenerowała nasze siły i sprawiała, że nazajutrz rześcy i wypoczęci mogliśmy zdobywać kolejne szczyty. 


Korek w butelce


Kolejną ciekawostką Korsyki są niespotykane u nas w Polsce dęby korkowe. Podobno całe ich połacie można napotkać również w południowej Hiszpanii i Portugalii. Jednak nasze pierwsze spotkanie z tym niepozornym, acz jakże interesującym gatunkiem drzewa, nastąpiło dopiero w ojczyźnie Napoleona. Podobno raz na dziesięć lat dąb obdzierany jest ze skóry (a raczej z kory) i w żaden sposób nie wpływa to na jego rozwój. Drzewo rośnie sobie dalej, tak jakby się nic nie stało. Kora stopniowo odrasta i po kilku latach, gdy już się wydaje, że wszystko wróciło do normy, człowiek znowu przychodzi, aby ogołocić biedaczka. Niektóre taką męczarnię przeżywają do dwunastu razy w ciągu swego długiego życia. A wszystko po to, abyśmy mieli czym zatykać butelki z winem, i aby dzieci miały do zabawy korkowe tablice. 


Filitosa


Korsyka nie rozczaruje także sympatyków pradawnych kultur. Południowe krańce wyspy oferują wiele ciekawych stanowisk archeologicznych. Najbardziej znanym jest Filitosa, jedno z niewielu miejsc w Europie, gdzie do dnia dzisiejszego zachowały się imponujące menhiry. Rząd tajemniczych, kamiennych słupów, których rola nadal wzbudza gorące dyskusje w kręgach archeologów, przypomina trochę brytyjskie Stonehenge. Jednak korsykańskie megality mają pewną niepowtarzalną cechę - grubo wyciosane oczy i nosy dają złudzenie, iż patrzy się na ludzką twarz. Ich historia sięga podobno aż trzeciego tysiąclecia przed naszą erą, kiedy to przybysze ze wschodu zaczęli wznosić falliczne symbole w nadziei na urodzaj i płodność. Dlaczego jednak te menhiry mają twarze? W jakim celu je wybudowano? Czy miały odstraszać potencjalnych wrogów? Czy były związane z kultem Słońca? A może z obrzędami grzebalnymi? Na te pytania do dziś nie udało się odnaleźć odpowiedzi. Jedno jest pewne. Gdyby nie przypadkowe odkrycie megalitów, które nastąpiło dopiero w połowie dwudziestego wieku, być może do dzisiaj Filitosa zazdrośnie strzegłaby swoich tajemnic. 

* * * 

Przyznam się szczerze, że mieliśmy co do Korsyki bardzo wysokie oczekiwania. Zarówno relacje znajomych, jak i przewodniki przedstawiały tę wyspę niemalże jako perełkę Europy. Zdjęcia napotkane w Internecie jeszcze bardziej nas w tym przekonaniu utwierdzały. Po powrocie z ręką na sercu mogę powiedzieć, ze intuicja nie myliła nas i tym razem. Korsyka z jej niebywałym zróżnicowaniem krajobrazowym nie będzie rozczarowaniem dla nikogo, bo jest to doprawdy miejsce magiczne.