Majowe wędrowanie w Gorcach

Ponieważ niektórym trudno się zdecydować, jakich gór chcą najbardziej, muszą podczas jednego wyjazdu odwiedzić różne pasma, by zaspokoić swoje bliżej nieokreślone pragnienia. Ląduje się więc o piątej nad ranem na stacji Piwniczna-Zdrój z planem zawędrowania aż na przedmieścia Nowego Targu. W jedynie dwa dni, bo tylko tyle udało się wyszarpnąć codzienności i wszystkim innym konkurencyjnym pragnieniom.

* * *

Cudowny spokój małego miasteczka zatopionego we mgle. W końcu był czas, aby jako tako spakować plecak, by bez pośpiechu zjeść pierwsze śniadanie, a potem także drugie, już z herbatą, nad mgłą i z widokiem na Suchą Dolinę. W Beskidzie raczej pustki, za to Małe Pieniny cieszyły się dużym powodzeniem. Można się dzięki temu poczuć bezpieczniej, ale niestety nie można posłuchać wiatru na Wysokich Skałkach.

* * *

Hawiarska Koliba najpierw dała się usłyszeć, a dopiero później zobaczyć. Kiedy wreszcie żółty szlak zaczął wyłazić z coraz mroczniejszego jaru, przywitała nas dźwiękiem gitary i pieśnią z łagodnej krainy. A potem zobaczyłyśmy tłumy wokół niewielkiego domku (a przecież długi weekend w tym roku miał być taki krótki!). W środku wcale nie było lepiej, ale czerwony polar gospodarza z jednej strony sprawiał, że wszystko wydawało się bardziej swojskie, a z drugiej – chyba trochę bojowo nastrajał.
Późnym wieczorem odbyły się dwa ostro konkurujące ze sobą koncerty. Jeden na ganku bacówki, drugi – poniżej skarpy, przy ognisku. Ich fizyczne położenie chyba nie było przypadkowe. Na ganku gościła Kraina Łagodności, przy ognisku – żagle i sokoły. Ponieważ pieśni łagodnych potrzebują mniej rozmaitych wzmacniaczy niż dmuchanie w żagle, to ognisko wydało królową wieczoru. Abdykacja przyszła nieoczekiwanie i w miejscu dość prozaicznym – nad zlewem kuchennym. Los chciał jednak, by świadkami tego zostały, oprócz straży przybocznej, także fanki Krainy Łagodności. Te, którym przydzielono do spania najcieplejsze miejsce, czyli podłogę w kuchni. Morał z tego taki, że w poszukiwaniu normalności trzeba po prostu wejść głębiej w góry, szczególnie w długi majowy weekend.

* * *

W Gorcach spodziewałyśmy się wiosny pod postacią jasnozielonych bukowych listków. Ale były tylko te zeszłoroczne, szeleszczące pod nogami. Oprócz tego – pozostałości chlipiącego śniegu w lesie przed Jaworzyną i całkiem spora skorupa między Bulandową Kapliczką a Kiczorą. Butów jednak przemoczyć już się nie dało. Dosłownie i w przenośni zwaliły nas z nóg krokusy na łączce pod kapliczką. Te kwiatki wzbudzają nie tylko zachwyt, ale także czułość. Może dlatego, że łatwiej niż inne dają się głaskać?

* * *

Dworzec kolejowy w Nowym Targu na pierwszy rzut oka może się wydać bezduszny, ale pracują tam naprawdę mili ludzie. W budce z zapiekankami można wypożyczyć stary, zardzewiały, lecz skuteczny otwieracz do konserw. Panie w kasie biletowej dysponują czajnikiem bezprzewodowym i chętnie dzielą się wrzątkiem. Można więc przed podróżą uzupełnić kalorie, wygrzać się na słońcu, a przy odrobinie szczęścia zaszczycą nas swoją panoramą samiutkie Tatry.