Droga Redakcjo!!!
Kierując się troską i niepokojem o Wasze zdrowie i życie oraz los przyszłych pokoleń śpieszę ostrzec przed pomysłami niejakiego T.P. (imię i nazwisko dobrze znane Redakcji). Otórz w okolicach 20 lutego znalazłem się zupełnie przypadkiem na grani Tatr Zachodnich. Po noclegu spędzonym w dynamicznie zmieniających się warunkach, (...), nad ranem, po wykopaniu się z namiotu i wykopaniu onegoż, podjęliśmy decyzję wycofu. Po wejściu na grań okazało się, że nóżki swobodnie łopoczą na wietrze, natomiast T. P. lubieżnie spogląda w kierunku piętrzącego się przed nami stoku Starorobociańskiego Szczytu skrywającego się co chwila w tumanach zwiewanego śniegu. Kurczowo trzymając się kijów narciarskich wbitych po rękojeść w śnieg, przez najbliższe pół godziny prowadziliśmy ożywioną dyskusję na temat kierunku wycofu. Momentami ze względu na szalejącą wichurę musieliśmy prowadzić dyskusję za pomocą rąk, co narażało nas na dodatkowe niebezpieczeństwo. Przed niechybnie czekającą nas próbą uprawiania zakazanego w Tatrach paraglaidingu extremalnego (przy użyciu rozpiętej kurtki i spodni przeciwwietrznych) uratowała nas moja zdecydowana postawa (nazwana przez rzeczonego T. P. zwykłym dupodajstwem). Ostrzegam wszystkich klubowiczów i nie tylko: wyjeżdżając z owym indywiduum w góry decyzję o stopniu ryzyka podejmujesz na dworcu w Warszawie a potem to już tylko walka i "ciężkie jest to życie". Do zobaczenia w górach, na grani oczywiście.

Zatroskany stary klubowicz

Tak, tak, kolego L. Słusznie prawicie, żeście już starzy. Lepiej zwyczjnie przyznajcie się, że daliście dupy.