Wyprawy i wyjazdy w 1999 roku

Do gorącej Tajlandii
w środku polskiej zimy wyjechali Staszek, Wojtek, Rafał, Maciek, Kasia i Karpik. Zwiedzali zabytki i naturalizowali się na plaży. Wzięli ze sobą pięć aparatów, a wrócili z dziesięcioma i strzelbą.

Wyprawa Aconcagua '99
wyruszyła pod koniec stycznia, a już dziś, w grudniu, słusznie uchodzi za legendarną (Bez pychy panowie. - przyp. czytelników). Uczestnicy, których liczba w porywach dochodziła do jedenastu, weszli na Aconcaguę, zwiedzili Chile, Boliwię i Peru, przemierzyli 9 tys. km, spróbowali koki i poznali południowoamerykański przemysł browarniczy (Guiness). Relacja w poprzednim numerze.

Na Półwysep Kolski
w samym środku zimy wybrała się czwórka twardzieli. Sprawdzili własnoręcznie wykonane rakiety śnieżne i odporność własnonożnych kończyn na odmrożenia. Wspomnienie w numerze poprzednim.

Wielkanoc na Słowacji,
a konkretnie w Górach Choczańskich i Niżnych Tatrach, spędziła grupa z Tomkiem Płóciennikiem na czele.

V Rajd Słowacki SKG
zwiedzał deszczową Małą Fatrę. Zgodnie z tradycją w wyjeździe wziął udział sojusznik z NATO, a grupa była zdalnie sterowana przez kierownika, który pozostał w kraju.

W Norwegii,
w Jotunheimen i Romsdalen, wylądowała długo przygotowywana wyprawa, której pierwotnym celem był rosyjski Ałtaj, a zapasowym Kaukaz. Kierownik wyprawy Marcin Szymczak postawił jednak na bezpieczeństwo i spotkania z trollami. O tym wszystkim w środku Biuletynu.

Na Kaukaz
wyjechała kolejna, trzecia pod rząd, wyprawa z SKG. Chłopcy, kierowani przez Mikołaja Dakowskiego, zdobyli Elbrus oraz (ku zmartwieniu niektórych kaukazowiczów) Gestołę i Pik Warszawa w Bezindze.

W Tien Szan
wyjechała wyprawa, w której udział wzięli m.in. Ala, Ania, Karolina i Wiktor. Przed wyjazdem w warszawskich sklepach turystycznych wisiały ogłoszenia dziwnej treści: "Dziewczyny szukają mężczyzn na wyprawę w głąb Rosji". Po co wozić drwa do lasu, przeczytacie niżej.

Pik Lenina
był celem najbardziej ekstremalnej tegorocznej wyprawy w poszukiwaniu źródeł Rewolucji Październikowej. Czy Wódz był łaskawy - patrz relacja w numerze.

Święto Państwowe
spędzaliśmy na Słowacji, w Niżnych Tatrach. Walczyliśmy z wyjątkowo złośliwą i ośnieżoną kosówką, spotkaliśmy zatrważające widmo Brockenu, oglądaliśmy góry wystające ponad morze chmur, łapaliśmy hebanik na śniegu i podziwialiśmy śmiałe rozwiązania odzieżowe naszych koleżanek. Zastanawia fakt, że studenci wrócili na niedzielę do Warszawy, a osoby pracujące stawiły się w poniedziałek rano w pełnym rynsztunku turystycznym na posterunkach pracy.