Na przejściu letnim w 87 roku Paweł Dudzik prowadził grupę z Gładyszowa na przełęcz Małastowską. Po 20 minutach żmudnego podchodzenia drogą - patrzymy od dołu jedzie polonez milicyjny. Dudi zamachał, polonez zatrzymał się, zabrał i podwiózł na przełęcz trzy osoby (połowę grupy). Cała akcja nie spodobała się Jurkowi Sternickiemu - który na podsumowaniu dnia grzmiał: "Nie można zostawiać połowy grupy! Jak już łapiesz sukę to wytłumacz im by zabrali nas wszystkich, miejsca w bagażniku mają dużo i oni potrafią je wykorzystać...".

Zasłużoną sławą cieszą się "okazje" łapane w Rumunii. Łapie się tu przede wszystkim wielkie ciężarówki (Roman Diesel), których kierowcy za paczkę papierosów chętnie podwożą turystów czasami setki kilometrów po górskich drogach. Kiedyś zimą kierowca tak bardzo chciał nas podwieźć, że z całą maszyną wjechał do rowu (daliśmy mu z Wężem dwie paczki Marlboro). Największą sławą cieszyły się jednak podróże niekonwencjonalne - na przykład cały obóz z plecakami zmieścił się kiedyś na małej przyczepie do traktora, wyładowanej w dodatku (tak naprawdę to na przyczepie było tylko osiem osób cztery dziewczyny dokładnie obsiadły kierowcę ciągnika). Wąż do dzisiaj wspomina, że zastanawiał się cały czas, jadąc górskimi serpentynami, czy zdąży wyskoczyć gdy całość się przewróci. Rekordem była jednak podróż Rapsondka, Siwej i Pozioma w łyżce od spychacza. Emocji nie brakowało, razem z nimi w łyżce jechała beczka po benzynie, co jakiś czas łyżka opadała i uderzała o ziemię, zdenerwowany kierowca gwałtownie podnosił ją wówczas i dzielni wędrowcy mogli z góry podziwiać wówczas otwierającą się pod nimi przepaść. Poziom opowiadał, że Rapsond cały czas krzyczał "O jejku jak fajnie!", zaś Siwa wzdychała cicho "Gdyby to moja mama widziała...".

Kiedyś na przejściu letnim Andzia starała się zatrzymać poza przystankiem autobus. Zaczęła machać ręką, w ręku trzymała... siekierę (o której wieść gminna głosi, że była większa niż Ania Zaremba). Kierowca zatrzymał się oczywiście...