Opowieść, której początek jest w sercach każdego z nas 

Recenzja książki Stanisława Zielińskiego i Wandy Gentil - Tippenhauer "W stronę Pysznej"

"Z własnej nieprzymuszonej woli będziesz się pchał w gardło trudnościom, będziesz borykał się z wiatrem, kurniawą, mgłą i lodem. Będziesz z sercem struchlałym obchodził drzemiące lawiny, będziesz na czworakach gramolił się na przełęcz i pichcił strawę w ciemnym od dymu szałasie. I co najważniejsze, będziesz tym wszystkim zachwycony". 

* * * 

Pyszna - najwyższa to Przełęcz (1788 m n.p.m.), trochę niżej - Hala, jeszcze bardziej w dół - Dolina (1075 - 1550 m n.p.m.), a na jej dnie - dwie Polany: Niżnia i Wyżnia. Przy zachodnim brzegu Wyżniej Pysznej Polany (ok. 1325 m n.p.m.) bije źródło Pyszniańskiego Potoku. Na skraju Polany Niżniej stało sobie kiedyś schronisko... ...stałymi jego bywalcami byli wszyscy bohaterowie opowieści. Więcej nawet niż bywalcami, byli jego gospodarzami, zapalonymi fanami. Do pozazdroszczenia ci fani - to członkowie Sekcji Narciarskiej Towarzystwa Tatrzańskiego. Niby zapaleńcy, romantycy i wariaci, ale też ludzie, którzy w 1909 roku stworzyli TOPR z Mariuszem Zaruskim na czele i Józefem Oppenheimem w pierwszym szeregu. Właśnie z myślą o tym drugim powstała książka "W stronę Pysznej'. Jest ona opowieścią o tych wszystkich, których porwała miłość do gór, do Tatr. Oppenheim był o tyle wyjątkowy, że przyjechał do Zakopanego jako student na kilkudniową wycieczkę i pozostał tam lat trzydzieści. Na początku wyróżniał się tylko "humorem i beztroskim przeżywaniem przygody po przygodzie". Od 1914 roku faktycznie, a od 1926 roku formalnie kierował TOPR-em. Był "...człowiekiem opatrzonym sumieniem, rozumem i gorącym sercem. Był romantykiem w głębi duszy i optymistą i wierzył, że ludzie nie są źli, wierzył, że słabszego nie należy bić. W dużo obłędnych rzeczy wierzył...". 

... a oprócz tego kochał narciarskie wyrypy. Cóż to takiego ta wyrypa? O tym na łamach książki - historii wyryp krótkich, długich, zabawnych, legendarnych, udanych i zakończonych fiaskiem jest tam pod dostatkiem. Można przy okazji poznać spory kawałek Tatr. Można ze zdumieniem odkryć, że Oni kiedyś tradycyjnie zabierali ze sobą w góry... bigos. Do 1912 roku jeździli na nartach podpierając się jednym, bambusowym kijkiem. Wiele można się nauczyć z Ich doświadczenia ze śniegiem, lawinami czy mgłą, wyczytać, że lawiny mogą być po prostu bardzo piękne, albo że czasem oznakowanie szlaku prowadzi na manowce. A błądzenie nie zawsze było zabawne... 

... i nierzadko kończyło się wzywaniem ratunku. Nieco ponad połowa książki poświęcona jest działalności TOPR-u. Razem z ratownikami poznać można różne sposoby dotarcia na szczyt Giewontu oraz obejść wzdłuż i wszerz Czerwone Wierchy, nie raz i nie dwa odwiedzić złowrogą, południową ścianę Zamarłej Turni, zdeptać wiele ścieżek Tatr Wysokich w poszukiwaniu zaginionych turystów, zetknąć się z milczeniem gór, skrywającym tajemnicę niektórych wypadków czy tragedii. Zakończenia wypraw ratunkowych nie zawsze były szczęśliwe, a opowieść dotyczy także tych, których miłość do gór porwała na zawsze, jak na przykład utalentowanego malarza-outsidera, Mieczysława Szczukę czy też Mieczysława Świerza, redaktora "Taternika", jednego z największych polskich wspinaczy, którego - podobnie jak autorzy książki - nie mogę nie zacytować: "Są to może najpiękniejsze chwile życia w górach, kiedy usypiająca, słoneczna cisza spływa ku nam z turni i dolin, kiedy przychodzi na nas jakieś zaziemskie omdlenie, a dusza rozpływa się w słonecznych, bezkresnych dalach i tęskni za czymś nieznanym. I chwile takie wypłyną później z pamięci i każą nam tęsknić i powracać do gór...". 

... lub w ostateczności - zamiast wyjazdu w góry - czytać takie opowieści jak ta zatytułowana "W stronę Pysznej". Książka napisana jest stylem lekkim i gawędziarskim. Nie brak tam dobrego humoru, ale obecna jest także groza gór, są echa dyskusji na temat: "Czy nie powinni tego zabronić?". Jest wgląd w ówczesną filozofię wędrowania po górach. Spotkamy ów poryw serca czy ducha, który prowadzi gdzieś na koniec świata. I nie obejdzie się bez lekcji pokory wobec gór. 

Książka ma dwóch autorów: Stanisława Zielińskiego (ur. w 1917 roku w Kijowie, zm. w 1995 r. w Warszawie) i Wandę Gentil-Tippenhauer (ur. w 1899 r. w Portau-Prince (Haiti), zm. w 1965 r. w Zakopanem). Pan Stanisław był pisarzem i krytykiem literackim, choć wykształcenie miał prawnicze. Publikował też w "Nowych Książkach" cieszące się znaczną poczytnością felietony pod tytułem "Wycieczki balonem". Pani Wanda była malarką, architektem wnętrz i nauczycielką. Uczyła m. in. rysunku na tajnych kompletach w Warszawie. Wydano jej wspomnienia o Mieczysławie Szczuce. Formalnie jest autorką tylko pierwszego wydania książki "W stronę Pysznej" (1961 rok). Trzy kolejne (1973, 1976, oraz ostatnie - z 1987 roku Młodzieżowej Agencji Wydawniczej), częściowo zmienione i uzupełnione, podają jako autora jedynie nazwisko Stanisława Zielińskiego. 

* * * 

A zaczyna się opowieść tak: 
"Czy pamiętasz? Małe schronisko w Dolinie Zuberskiej tak bardzo przypominało dawną Pyszną... Ile minęło lat? Trzydzieści, czterdzieści... Chwila i będzie tych lat jeszcze więcej. Serce, przewodnik po przeszłości i nieomylny kompas wspomnień, prowadzi w stronę Pysznej, na stare ślady nart, na trasy zimowych wyryp po Tatrach Zachodnich".