W pomajówkowy weekend wsiedliśmy w pociąg (i bus) w kierunku Zawoi. Spodziewaliśmy się typowej, majowej pogody jednak masyw babej Góry, nie bez przesady nazywanej Diablakiem, miał dla nas inne plany. Szlak przywitał nas deszczem, sniegiem i mgłą taką, że chwilami nie było widać dalej niż na trzy metry. Tym razem nie udało nam się wejść na Babią, ale jej masyw mogliśmy obserwować z oddali, kiedy na chwilę odsłaniały go chmury. Na Małą Babią wchodziliśmy właściwie w ulewie. Jednak nie ma takiej złej pogody, która się kiedyś w końcu nie zmienia - na Mędralowej witało nas popołudniowe słońce. W niedzielę na szlaku było już spokojniej, a pożegnalną pizzę jedliśmy, opalając się na trawie.

Mimo trudności wracaliśmy z uśmiechami na twarzach i na pewno długo będziemy wspominać ten wyjątkowy weekend.

 

Grupa ludzi z flagą SKG, wszyscy ubrani w kurtki i płaszcze przeciwdeszczowe, za nimi widać tylko mgłę.

majowy after w Zywieckim 3