×

Ostrzeżenie

JFolder::pliki: Ścieżka nie jest folderem. Ścieżka: [ROOT]/images/galerie/wyprawy/bajkal-2004.
×

Uwaga

There was a problem rendering your image gallery. Please make sure that the folder you are using in the Simple Image Gallery plugin tags exists and contains valid image files. The plugin could not locate the folder:

Spis treści

Wyspa Olchon

Nazajutrz jedziemy na dworzec autobusowy i kupujemy bilety do Huziru - osady na największej wyspie Bajkału - Olchonie. Podróż z Irkucka trwa tam osiem godzin. Po prawie całym dniu spędzonym w wygodnym nawet autobusie, tyt13.jpgpędzącym po wybojach Syberii, wysiadamy w Huzirze. Jest to największa osada na wyspie - liczy około tysiąca mieszkańców. Większość domów jest drewniana. Przez wieś przebiega kilkudziesięciometrowej szerokości ulica. Droga staje się drogą, w miejscu którym ktoś po prostu przejedzie... Zatrzymujemy się w gospodarstwie na polu namiotowym, którego właściciel oferuje również wycieczki UAZem po wyspie. Taki właśnie plan mamy na następny dzień - safari po stepowych wertepach. Jeszcze tego dnia udajemy się na plażę i po raz pierwszy kąpiemy się w Bajkale, a zachód słońca oglądamy ze słynnej Skały Szamana.
Rano ładujemy się do auta i ruszamy w kierunku przylądka Haboj, północnego krańca wyspy. Po drodze oglądamy rozciągające się stepy, pozostałości po nielicznych osadach i pasące się stada krów i owiec. Po dwóch godzinach jazdy po wybojach, zatrzymujemy się na skalistym wybrzeżu wyspy, ok. 100 m nad taflą wody. Nie jesteśmy tu jedynymi turystami. Po horyzont ciągnie się błękit Bajkału, na skałach widoczne są elementy szamanizmu - kopczyki, chorągiewki modlitewne. Robimy pamiątkowe zdjęcia i jedziemy do tzw. śpiewających piasków. Tam zamierzamy zostać na kilka dni.
Śpiewające piaski to wydmy położone przy jednej z zatok od strony Małego Morza. Nazwą pochodzi stąd, tyt7.jpgże w czasie silnie wiejącego wiatru unoszący się w powietrzu piasek wydaje odgłosy przypominające śpiew. Umawiamy się z kierowcą, żeby przyjechał po nas za cztery dni. Znajdujemy sobie przyjemny zakątek kilka metrów od brzegu i rozbijamy obóz. Z kamieni budujemy sobie grill, a z pni ławki. Prawdziwa forteca... Przez ten czas chcemy odpoczywać na plaży i robić krótkie wycieczki po okolicy. Od rybaków kupujemy sobie świeże ryby - omuły, które patroszymy i pieczemy. Każdy wstaje o której chce - zwykle około południa. Wycieczka do lasu po drewno, gotowanie wody z Bajkału na znienawidzoną już przez wszystkich kaszkę. Potem pływanie, lub szwędanie się po okolicznym lesie. Potrzeba zmusza nas też do dłuższej wycieczki do sklepu do Halgaju. Całe 4 km... Zakupione w nim piwo Admirał Kolczak kradną nam później fale jeziora. A miało się tylko schłodzić... Taki pobyt nad jeziorkiem zdecydowanie poprawia nasze samopoczucie, niestety zbliża się czas powrotu dla części z nas do domu.

Niefortunne pożegnanie (Warszawa kontra Ułan Ude)

Wyjeżdżamy z Olchonu i wracamy do Irkucka. Chcemy mieć dzień zapasu przed odjazdem pociągu. Zwiedzamy miasto, szczególnie bazary, gdzie kupujemy bardzo tanio przyprawy. W akademiku robimy ostatnią, pożegnalną imprezę... Nazajutrz jesteśmy ponownie na dworcu. Na peronie czekamy na zostających jeszcze w Buriacji: Magdę, Agę, Zuzkę i Tomka, którzy mieli załatwiać jakieś sprawy na mieście i przyjechać się z nami pożegnać.
Minuty do odjazdu, a ich nie ma... No nic, trzeba wsiadać. Pociąg rusza. Dla nas to już koniec, ale dla pozostałych początek nowej przygody.
Podczas gdy my, siedząc wygodnie w pociągu, zaczynamy podróż do Polski, zdyszani Tomek, Zuza, Aga i Magda wpadają na peron, patrząc na odjeżdżający pociąg... tyt14.jpg

...no to się nie pożegnaliśmy. Zdążyliśmy tylko wbiec na peron i pożegnać naszych kompanów ciężkim westchnięciem patrząc na tył odjeżdżającego pociągu. Nie zdążyliśmy... Cały dzień chodziliśmy po Irkucku, a z resztą odjeżdżającej ekipy umówiliśmy się już na peronie, żeby się tylko pożegnać. Traf chciał, że na godzinę przed odjazdem pociągu, gdy byliśmy na drugim końcu miasta, cały Irkuck zakorkował się. Normalnie drogę do dworca pokonalibyśmy w 20 minut, a zajęło nam to wtedy ponad godzinę... Słowo daje, przez kilka dni jakie tam byliśmy nigdy nikt z nas nie widział zakorkowanej ulicy w tym mieście, po prostu Irkuck wydawał się świetnie skomunikowany... No cóż, jednak czasem się zdarza...
Z naszymi kompanami zobaczymy się znowu dopiero w Warszawie. Teraz zostajemy tylko we czwórkę: Tomek i trzy "baby". Wieczorem wsiadamy do pociągu do Ułe Ude. Ruszamy na podbój Republiki Buriacji. Podczas drogi jeszcze raz omawiamy trasę naszej eskapady.

Cała naprzód, ku nowej przygodzie... (Ułan Ude)

Rano budzimy się w Ułan Ude. Poranna toaleta w dworcowych łazienkach, jeden idzie się myć, reszta pilnuje bagaży oglądając fragmenty olimpiady w małym telewizorku w poczekalni dworcowej. Szkoda, że tylko pokazują rosyjskich giroji. Idziemy przejść się po mieście i znaleźć nocleg.
Pierwsze rozczarowanie... Miasto jest paskudne... Wszędzie jakieś rozkopane ulice, rozpoczęte i nieskończone prace drogowe, brudno, bałagan, smog unoszący się w powietrzu, jeden budynek zupełnie nie pasuje do drugiego ani stylem, ani kolorem... Totalny przestrzenny chaos... Tu jakaś smródka płynie, tu obłożony wieńcami czołg stoi, w tle ruskie disco, pijani Buriaci zaczepiają Tomka, chwile dalej o mały włos nie przejeżdża po nas orszak weselny, a na to wszystko patrzy największa na świecie głowa Lenina, zresztą ozdoba głównego placu Ułan Ude...
Nocleg znajdujemy w Stowarzyszeniu Kultury Polskiej o wdzięcznie brzmiącej nazwie "Nadzieja". My mamy tylko nadzieję na kawałek podłogi do spania. Okazuje się, że oprócz nas nie ma nikogo i całe mieszkanie, w jakim mieści się stowarzyszenie, mamy dla siebie. Płacimy symbolicznego 1$ z nocleg. W Ułan Ude zostajemy na dwa dni, podczas których zwiedzamy położone o 9 km od Ułan Ude największe centrum buddyzmu w Iwołgińsku oraz podmiejskie muzeum etnograficzne.

Powietrza, przestrzeni!!! (Delta Selengi)

Dosyć tego miasta, wracamy na łono natury! Postanawiamy spędzić tydzień podróżując po delcie Selengi. Ruszamy z Kabańska. W promieniach wschodzącego słońca z plecakami wędrujemy po łachach ogromnej Selengi, niesamowity krajobraz... Od czasu do czasu zbaczamy do okolicznych wsi w celu kupienia czegoś do zjedzenia. W trakcie wędrówki spotykamy rybaków, kłusowników, rozmawiamy z mieszkańcami wsi... Przyglądamy się zwykłemu, normalnemu życiu ludzi mieszkających w nadbajkalskich wioskach... To tereny zupełnie nie odwiedzane przez turystów... Czujemy się jak podróżnicy - pionierzy. Obserwując zajęcia ludności miejscowej wpadamy na kolejny pomysł - naszym marzeniem staje się przepłynięcie się po jeziorze... Ale nie tak turystycznie wodolotem, spacerowym statkiem, lecz prawdziwym kutrem rybackim. Po wielu dniach próby w końcu udaje nam się przekonać jednego z rybaków na wspólne popłynięcie.
tyt8.jpg Późnym popołudniem wypływamy na Bajkał wraz z załogą pięciu rybaków, aby zarzucić sieci. W trakcie okazuje się, że zostajemy na noc na Bajkale, a sieci zbierzemy rano. Niesamowite, nie mogliśmy o tym nawet marzyć... Wspólna kolacja z bajkalskimi rybakami, picie rosyjskiej wódki, rozmowy o naszym i waszym kraju, pytania o to, skąd się tu wzięliśmy i niedowierzanie, że wybraliśmy to miejsce na cel naszej podróży... A my już nie mamy wątpliwości, że nasz wybór był słuszny...


Kolejowy maraton

Wysiadamy we wsi Posolskoje. Stąd zaczyna się nasz maraton koleją wzdłuż wsi położonych tuż nad brzegiem jeziora. Spędzamy dzień, czasem dwa, jak coś nam się szczególnie spodoba, w kolejnych miejscowościach - Tanhoj, Bajkalsk, Mangutaj... Wszędzie nowi ludzie, nowe rozmowy, zakupy w miejscowych, niezwykle oryginalnych sklepach, coraz to nowe krajobrazy... Niby to ciągle Bajkał, ale w każdej wsi wygląda jakoś inaczej... Ostatnią osadą na naszym szlaku jest przemysłowa, wcześniej już przez nas odwiedzona Sljudanka. To nasze miejsce wypadowe do następnej wielkiej przygody...