DSCF4547Historyczne przejście letnie w Beskidzie Niskim

W specyfikę letnich przejść kursowych wprowadził już czytelników w poprzednim numerze Biuletynu Krzysiek Lipiński.. Dość powiedzieć, że przejście składało się z niezliczonej ilości cerkiewek (do 4 dziennie), obchodzenia wszelkim możliwych górek ze wszelkich możliwych stron, niewyspanych kursantów i wymiękającej co jakiś czas kadry z zegarkami przesuniętymi dwie godziny do przodu, co po pewnym czasie dość skutecznie uniemożliwiało zorientowanie się w rozkładach jazdy. No i jeszcze pozostało dużo wspomnień - w tej chwili miłych i nawet śmiesznych, ale chwilami bywało wręcz strasznie...

tyt13.11.1993 r. Gdzieś między Czumakiem a Hutą Polańską. Jest godzina druga w nocy, a ja idę. I po co to robię? I tak sobie myślę, że to nie jest normalne. Po co człowiek tak się męczy? Czy jestem normalna? (Chyba nie - od redakcji). I na dodatek burczy mi w brzuchu. Ostatni posiłek był 3 godziny temu - pyszny glutek z ciasteczkami i owockami z puszki, którą dało szefostwo. Glutek był pyszny. Muszę sobie zrobić w domu po powrocie identyczny. Właśnie taki sam.

tyt5(Wywiad z Marcinem Gałązką, jedynym kursantem który uzyskał w tym roku uprawnienia PTG. Marcin ma 18 lat, jest uczniem czwartej klasy XVIII LO im. Zamojskiego; stan cywilny: kawaler.)

tyt1Dziś o swoich strasznych przeżyciach z instruktorem i nie tylko wspomina młoda i ciepła w dotyku Paulina.

Podobno stare przysłowie pszczół mówi: "Wszędzie dobrze, ale najlepiej w górach." O tym, ile prawdy zawierają te słowa, wie każdy, kto był tam choć raz i poczuł, że jest już stracony dla tych gór. Można różnie chodzić po górach: we mgle, zawierusze i deszczu, tęskniąc do ciepła i suchych majtek, lub w noc księżycową, kiedy gwiazd nie widać i jasno jest jak w dzień. I można widzieć świt tak czerwony, jakby hekatomba niewinnych kursantów dokonała się przed chwilą.

brebenieskul

Wokół (podobno) góry, góry i góry... No i co z tego, jeżeli autobus kursujący na trasie Stanisławów - Nadwórna jest tak zatłoczony, że szpilki nie da się wcisnąć, a co dopiero szesnaście osób z bagażami. Pominę przy tym fakt, iż bagaż piszącego te słowa cuchnął niemiłosiernie z tego prostego powodu, że całą trasę Warszawa - Stanisławów zalegał w oleju napędowym, którego zapas ukraińscy kierowcy przewożą w luku bagażowym; szkoda tylko, że całkiem luzem.