- wspomnienie z wyprawy w Góry Sybińskie i Góry Fogaraskie

Do Rumunii wyjechaliśmy pod koniec lipca. My, tzn. Asia Szypuła, Marek Wołosz, Tomek Toczyski, Czarek Bugajczyk, niżej podpisany i jeszcze trzech kolegów spoza klubu: Damian, Ludwik i Mateusz. Damian opracował plan dojazdu do Sebes, miasteczka niedaleko Sybinu (Sibiu) - dwa dni, dziesięć pociągów, niewielkie koszty. Podróż tyloma pociągami okazała się nadzwyczaj przyjemna. Zanim zdążyliśmy się znudzić i zmęczyć jednym, już przesiadaliśmy się do następnego. Dalej w góry zawiozły nas dwie taksówki.

I ruszyliśmy. Po 2-3 dniach zostawiliśmy za sobą ostatnią wioskę i Góry Sybińskie należały już tylko do nas. Poza pasterzami i tysiącami owiec nie było tam nikogo więcej. W ciągu dziewięciu dni spotkaliśmy tylko pięciu turystów. Długie grzbiety, kosówka, powyżej hale. Szczyty uwieńczone niewielkimi pozostałościami skał. Jeszcze słońce, w jego blasku iskrzące się trawy, w jego cieple słodkie lenistwo. W chłodne wieczory ogrzewaliśmy się przy ognisku (paliliśmy suchą kosówkę).