Andrzej Karpiuk


KARPIEM W OKO
czyli jak zjechać do dziury

A teraz, w nawiązaniu do poprzedniego odcinka, kilka uwag co robić jak się ma tylko dwa dni wolnego. (Jest to niestety nie tak częsty przypadek, bo te smutasy "kapitalisty" wyzyskują jak tylko mogą, nawet w ustawowo wolne jeszcze soboty). No więc możliwości jest co najmniej kilka. Można na przykład uchlać się do nieprzytomności przy pomocy wody kolońskiej marki "Gilette", co pomoże nam na chwilę zapomnieć o tym co wyprawia się na tym padole łez. Rozwiązanie istotnie godne rozważenia. Mimo to nie polecam.

Polecam natomiast wycieczkę turystyczno-krajoznawczą w Jurę Krakowsko-Częstochowską. Można się na przykład trochę powspinać (chociaż mało kto z klubowiczów to umie), albo też można spokojnie popełzać sobie po jaskiniach. Zabawa jest to doprawdy przednia.

Kluczową zaletą tego wariantu jest dość dobre połączenie z Częstochową lub Zawierciem, skąd najlepiej rozpoczynać wizytę w Jurze. Jeżeli dysponujemy dramatycznie małą ilością czasu (np. wyzyskują nas do późnych godzin wieczornych, by nie rzec nocnych, w piątek), to mimo to możliwy jest jeszcze wyjazd w sobotę bardzo, bardzo wczesnym rankiem. Po kilku godzinach pałętania się po Jurze, "romantycznym" noclegu w jaskini i kolejnych paru godzinach zabawy w błocku po kolana, do Warszawy można wrócić już w niedzielę wieczorem. A zatem można jeszcze nawet odpocząć przed tym ohydnym poniedziałkiem, kiedy to niestety trzeba iść do pracy.

W Jurze znaleźć można co najmniej kilka jaskiń tzw. turystycznych, t.j. bezsprzętowych, w których można sobie całkiem przyjemnie popełzać, pomacać stalaktyty i inne nacieki, zderzyć się czółkiem z jakimś zbłąkanym nietoperzem. W sumie może być miło. Dla ludzi cokolwiek bardziej zaznajomionych z całym tym wspinaczkowym szpejem otwierają się zupełnie nowe możliwości. Sroga zima lub też ponury upał na górze, a my zjeżdżamy sobie na linie w te stałe 7oC. (Mówią, że podobno tyle jest). Jest to właśnie typowy przykład zjeżdżania do ciemnej dziury, zjeżdżania o tyle pasjonującego, że potem trzeba się będzie po tej linie wygiełgać do góry, a w rzeczy samej wymaga to trochę wysiłku, chęci i (samo-)zaparcia.

A jak już zjedziemy do najciemniejszej z możliwych jaskiń, usiądziemy sobie cichutko w kąciku i dodatkowo zamkniemy oczęta to już po chwili będzie można szepnąć rozgłośnie znany wszystkim skrót: "P..K..P..". No bo tak naprawdę to czyż to nie piękne, że jednak udało się zwalczyć te ciągotki do zachodnich kosmetyków, po których pozostaje taki słodkawy smak i wokół fruwają mydlane bańki? Czyż to nie piękne, że udało się uciec od tego smętnego szefa, który potrafi zadzwonić o godz. 23. i nawkładać człowiekowi jak w pusty worek za jakieś tam drobne niedociągnięcia? Odpowiedź może być tylko jedna, mianowicie rozszyfrowanie wyżej wymienionego skrótu.

I właściwie tym optymistycznym akcentem można by było zakończyć ten tekścik. Doszedłem jednak do wniosku, iż w każdym odcinku "Karpiem w oko" powinien się znaleźć przynajmniej jeden cytat z klasyka Andrzeja Mleczki. A więc oto i on: ...co by tutaj pasowało? Jest taki rysunek (album biały, str. 89) przedstawiający faceta otwierającego okno. Z zewnątrz, przez rzeczone okno zagląda olbrzymia, obleśna, szara morda mówiąca: "Witaj, to ja, Twoja Rzeczywistość!!!".

P.S. A jeśli chodzi o jaskinie i kogoś przypadkiem zainteresowałem, to się polecam. Udzielam wszelkich dostępnych informacji.