Bardak - burdel po rosyjsku
Burdel to nieporządek, bałagan. Chandyga to ogromny burdel.
Trochę to nietypowe zaczynać opis miejsca, w którym spędziliśmy kilka dni, od takich słów. Ale niestety to podstawowe skojarzenie. To tak jak Pałac Kultury i Warszawa, Wawel i Kraków, bardak i Chandyga kojarzą się od razu. Znaczenie słowa bardak zrozumiałem właśnie tam.
Chandyga - kilkutysięczna rosyjska osada nad rzeką Ałdan ok. 600 kilometrów na północny-wschód od Jakucka. Niewielu Jakutów można tu spotkać. Stolica regionu.
Szara, brudna, panuje wszechobecny nieporządek. Jeden hotel, kilkanaście sklepów, dwie apteki, trzy bary - dwa z nich zamykane już przed dwudziestą, jedna droga asfaltowa, zamknięty kinoteatr, komunikacja miejska reprezentowana przez jedną linę autobusową, ale też szkoła muzyczna, ogólnodostępna pracownia internetowa, port - jedyna furtka do tego swojskiego miejsca. Furtka otwierająca się raz dziennie, dla niewielu szczęśliwców.
Oczywiście nie może zabraknąć wodza rewolucji na placu przed ratuszem, ogromnego budynku Milicji. Depresyjnie działające miejsce. Wieczorem wydaje się wyludnione i tylko w oknach światła telewizorów zdradzają, że żyją tu ludzie, zamknięci w swoich czterech ścianach, bez możliwości jakiejkolwiek rozrywki. Wegetujący.
Przystanek na naszej trasie. Stąd udajemy się na wschód. W góry, w nieznane. Po 18 dniach powracamy - tutaj, gdzie paradoksalnie skupia się istota cywilizacji na tych terenach. Już inni.Autostopem przez Syberię
Z Jakucka można wydostać się na kilka sposobów. Do wielu miast Rosji kursują stąd samoloty. Barką towarową można w ciągu dziesięciodniowego rejsu dostać się do Ust-Kut, gdzie jest już linia kolejowa BAM-u. Autobusem można przejechać na południe do Nieriungrii, skąd poprowadzona jest linia kolejowa do BAM-u i Transsibu. My wybraliśmy ten ostatni wariant, ale odcinek do Nieriungrii postanowiliśmy pokonać autostopem.
Z samego rana wyjechalismy z Płoszczadzi Lenina marszrutką numer 13 na rogatki Jakucka. Po kilkunastu minutach zatrzymaliśmy busa do Pokrowska (80 rubli), gdzie przeprawiliśmy się na drugą stronę Leny (20 rubli - jest taniej niż w Jakucku, gdzie koszt przeprawy wynosi 50 rubli).
Na barce poznaliśmy pewnego Jakuta o imieniu Maksim. Kierował się on w tą samą stronę co my, więc poszliśmy razem. Maksim opowiedział nam, że piętnaście lat spędził w obozie, z którego wypuszczono go dopiero w 1995 roku. Na wolności postanowił zająć się hodowlą koni, która okazała się bardzo intratnym zajęciem. W Moskwie płacono w ubiegłym roku od 400 do 500 rubli za kliogram jakuckiej koniny. Za sto kilogramów mięsa można już kupić kilkuletnią ładę.
Do trasy podwiózł nas znajomy Maksima, którego spotkaliśmy przypadkiem.
Po dwóch godzinach oczekiwania udało nam się zatrzymać dwa Kamazy, jadące w pobliże miasta Tommot. Pod Tommotem samochód z ich jakuckiej firmy, spadł z drogi. Trzeba było przewieźć do Jakucka uszkodzoną ciężarówkę oraz ładunek futer, przeznaczonych do ocieplania domów na dalekiej Północy, w Deputackim.
Na miejsce dotarliśmy po północy. Zostaliśmy zaproszeni do ogniska na kluski z tuszonką i wódkę. Potem położyliśmy się spać w "naszych" Kamazach.
Rano szybko złapaliśmy terenowego Nissana do Ałdanu, gdzie znaleźliśmy się w porze śniadaniowej. Byliśmy na dużej awtostojance i z optymizmem ocenialiśmy możliwości naszego dalszego transportu. Tutaj jednak spotkał nas zawód: kierowcy odmawiali wzięcia nas do Nieriungrii. Czekaliśmy sześć godzin i nic. Zainteresował się nami w końcu właściciel Zakusocznej (baru), w której chcieliśmy przeczekać deszcz. Powiedział nam, że najszybciej odjedziemy z posterunku milicji GAI, która kontroluje pojazdy sześć kilometrów za miastem. Właściciel baru znał milicjanta z posterunku i obiecał, że nas tam zawiezie. Tymczasem zaprosił nas na swoje urodziny. W ogródku na zapleczu knajpki już smażyły się na ognisku szaszłyki z zabitej na tę okazję świni. Kelnerka przyniosła wódkę i krojoną cebulę. Na urodziny przyszło kilku gości, kolegów solenizanta. Rozmawialiśmy o sytuacji ekonomicznej Sachy, o codziennym życiu na Syberii, o naszych wrażeniach z podróży po Rosji.
Po imprezie odwieziono nas na posterunek milicji, skąd w ciągu piętnastu minut odjechaliśmy osobowym Mitsubischi do Nieriungrii.