Sylwester - Czarnohora 2001/2002
Jak co roku zbliżał się sylwester. Postanowiliśmy spędzić go oryginalnie, nie na sali balowej, nie na zwykłej imprezie, ale tak jak na członków klubu górskiego przystało w górach. Nie chcieliśmy jednak jechać znowu w Beskidy, w Tatry czy na Słowację, gdzie byliśmy rok temu. To musiało być coś egzotyczniejszego. Patrząc w atlas, przeglądając różne mapy, nasze oczy zwróciły się ku Ukrainie i najwyższemu szczytowi w Czarnohorze a mianowicie Howerli (2062 m npm.). "Może by spróbować zdobyć Howerlę zimą?", zastanawialiśmy się wspólnie. Nikt z nas tam nie był o tej porze roku, więc miała to być podróż w nieznane. Na początku grono uczestników było całkiem spore, ale jak to zwykle bywa do dnia wyjazdu dotrwała tylko najodważniejsza piątka klubowiczów:
Rafał (Fazi), Gosia, Paweł (Książę), Marcin (Szymer) i Ania. Reszta przestraszyła się srogiej zimy i spartańskich warunków, jakie nas czekały.
Rajd po Beskidzie Wyspowym 12 - 14 X 2001
Około godziny 22 pod informacją na Dworcu Wschodnim w Warszawie zaczynają pojawiać się pierwsi chętni. Z czasem tłum narasta, a wszyscy kierują swoje myśli ku południu Polski i tamtejszym górom. Ja celuję w Beskid Wyspowy, teren rozciągający się powyżej pasma Gorców, pomiędzy miejscowościami Limanowa, Mszana Dolna, Jordanów. Grupa ponad 15 osób, w tym dwóch rowerzystów, zajmuje przedziały pociągu, a usadowiwszy się "wygodnie" zasypia w otoczeniu garnków i rowerów, przybierając pozycje płodowe i im podobne. Wyruszamy o 22:55, zaś w Chabówce jesteśmy o 7:20, po już tradycyjnym opóźnieniu PKP. Dzielimy się na dwa zespoły.
Klubowe wspominki (Kurs I 1981/1982)
Bardzo dziękuję za zaproszenie do wspomnień klubowych. Z pewnością anegdot i historyjek dotyczących „tamtych czasów" jest wiele. Najodpowiedniejszą chyba metodą do ich zdobycia wydaje mi się stworzenie odpowiedniej atmosfery. Wieczór, ognisko, piwo... Ewentualnie - ciepła izba, świece, piwo... W ostateczności - piwo. No i oczywiście - odpowiedni ludzie. Jeżeli udałoby się zapewnić przy takiej atmosferze obecność np. Rafała Kontowskiego i Grzegorza Gigola, nastawiony na długie nagrywanie dyktafon zapewniłby materiał na kilka wydań wspomnieniowych Biuletynów. Z braku laku postaram się jednak coś przypomnieć. Będzie to opowieść o przełamywaniu barier w słusznej sprawie i dla dobra innych.
Bajka - Wspomnienia z 17. KPG (1997/1998)
Dawno, dawno temu (że najstarsi ludzie nie pamiętają) wyruszyła z grodu Warsa wyprawa w dalekie, nieznane strony. Bractwo "kociołka i raków", które przygotowywało ową ekspedycję, chciało mianowicie poddać próbie ognia i wody młodzieńców pragnących powiększyć jego grono. Za cel podróży obrano niedostępne góry Gorgany (nazwane zapewne tak od Gorgon), leżące w krainie zamieszkanej przez lud nie znający naszej mowy.
Zaginione miasto Ruskinowce w Górach Lewockich
Ruskinowce były jednym z 13 miast spiskich, zastawionych w 1412 roku przez Zygmunta Luksemburskiego Polsce. Wobec niezwrócenia długu zostały one do niej włączone i pozostawały pod władzą polskich starostów spiskich aż do 1769 roku. O tym możemy przeczytać w każdym przewodniku - a w każdym razie w każdym polskim przewodniku. Żaden z nich jednak - a przynajmniej żaden mi znany - nie informuje o dalszych losach tej miejscowości. Miasteczka Ruskinowce nie znajdziecie też w żadnym współczesnym wykazie miejscowości ani na żadnej mapie. Nie wiedzie doń już żaden szlak - oznakowany ani nie oznakowany.
Czytaj więcej: Zaginione miasto Ruskinowce w Górach Lewockich