Karpaty Ukraińskie - batalia z kosówką
O 2 w nocy wylądowaliśmy w Czerniowcach. Ponieważ zależało nam na jak najszybszym wyjściu w góry, wzięliśmy taksówkę, którą, z przesiadką w Kosowie, dojechaliśmy do wioski Zełene u podnóży Czarnohory.
O 6 rano rozbiliśmy się nad brzegiem Czarnego Czeremoszu i poszliśmy spać. Pierwotny plan zakładał, że skręcimy w dolinę potoku Szybeny i nią w górę podejdziemy pod Stoha. Taksówkarz powiedział jednak, że u wylotu doliny jest strażnica w której zawsze są pogranicznicy. Wprawdzie niczego nie przeskrobaliśmy, to jednak woleliśmy nie spotkać się z nimi. Zdecydowaliśmy, że do głównej grani dojdziemy przez Smotreca, po czym na lekko podejdziemy pod Stoha i wrócimy. Tak też zrobiliśmy tylko, że jedyna graniowa droga na Smotreca z Zełenego wiodła przez szczyty Skoruszny i Stajki. Między tym drugim a Smotrecem jest istne morze dziewiczej kosówki, która pochłonęła mnóstwo czasu, sił i nerwów. Warto wspomnieć, że te tereny były areną niezwykle zaciekłych zmagań z czasów I wojny światowej. Pozostałością są zdradzieckie linie okopów (łatwo skręcić sobie nogę), sterty drutu kolczastego. Znaleźliśmy nawet dobrze zachowany bunkier wykuty w skale oraz ... cały nabój.
W znienawidzonej kosówce, tuż koło ruin schroniska AZS-u zostawiliśmy plecaki i w ekspresowym tempie pokonaliśmy w obie strony trasę Pop Iwan - Waskul - Wichid - Połonina Stohowiec (2 km przed Stohem). Następnego dnia weszliśmy na Howerlę, na której były koszmarne ilości ludzi (dzień po ukraińskim święcie narodowym, a w dodatku była cudna pogoda).
Przez rzadko uczęszczany, w większości zalesiony odcinek wododziałowy Czarnohory (przez Wielką Koźmieskę, Kukula) dochodzimy do Przełęczy Jabłonickiej, od której zaczynają się Gorgany.
Nie przypuszczaliśmy nawet, że będzie to pasmo, które najbardziej nas wymęczy na całym przejściu. Sprawcą wszelkiego zła była oczywiście kosówka. Najpodlejsze skupiska tej zdradzieckiej rośliny były w rejonie Busztuła, ale także Bratkowskiej (a dokładnie Czarnej Klewy 1723 m) i Popadii.
Na szczęście przynajmniej orientacja nie sprawiała najmniejszego problemu, bowiem od Niżnej Prełuki aż niemal do Gorganu Wyszkowskiego są słupki starej granicy polsko-czechosłowackiej (podobnie jest niemal w na całym wododdzile czarnohorskim, natomiast w Bieszczadach Wschodnich natknęliśmy się tylko na dwa egzemplarze).
Z przełęczy Wyszkowskiej zjeżdżamy do zapuszczonej dziury o nazwie Miżgiria po upragnione od dawna zakupy (mmm, ten smak zagęszczonego mleka w puszce) a po powrocie wkraczamy w przepiękne Bieszczady Wschodnie.
Tutaj ostro podkręcamy tempa nie mogąc się doczekać spotkania z rodzinami w Polsce. Ostatniego dnia przebiegamy przez piękną długą połoninę (20 km od Pikuja do Kińczyka Hnylskiego) i schodzimy do przełęczy Użockiej. Z komunikacyjnego dołka w Siankach wybawia nas taksówka, którą w wariackim tempie dojeżdżamy do Chyrowa 5 minut przed odjazdem pociągu do Krościenka.