tyt.jpgTo był krótki wyjazd, wszystkiego trzy tygodnie w lipcu 1998 roku. Po odliczeniu dojazdów pociągami zostawały równo dwa tygodnie na działalność górską. Właściwie w sam raz: tydzień na rozgrzewkę i tydzień na Elbrus. Zebraliśmy się w osiem osób: dwóch Bartków, Tomek, Radek, Marek, Paweł z (przyszłą żoną) Martą, Aśka i ja.

"Jeśli wytrzymacie wiosenne, to później już was nic nie ruszy..."
Wiesiek Kaczmarczyk

tyt.jpgJuż od początku marca leitmotivem wszelkich rozmów prowadzonych między nami kursantami było PRZEJŚCIE WIOSENNE. Gdy słyszałem te słowa zimny pot spływał mi po karku, ciałem wstrząsały dreszcze, a oczy zaczynały coraz bardziej przypominać monety pięciozłotowe. Najgorszy był jednak ten głos, stawiający ciągle te same pytania: "Gdzie jesteśmy?", "Dokąd zmierzamy?", "Czy jesteś tego pewien? Zastanów się!" No dobrze, niech Wam będzie, trochę przesadzam, ale tylko trochę. W końcu nadszedł dzień wyjazdu. Niestety ostatecznie pojechało tylko sześcioro kursantów: Wariat, Afryka, Piotrek, Wojtas ("Polonista"), Bartosz ("Wielki Łojant") i piszący te słowa (styl jak w podręczniku akademickim, ha! ha!)

tyt.jpgOstatniego dnia stycznia 2003 około ósmej wieczorem przed kasami na holu Dworca Wschodniego w Warszawie zebrała się licząca osiem osób grupa młodych ludzi z plecakami i nartami biegowymi. Chwile później zwartą kolumną udali się na peron trzeci, gdzie ku ich zdziwieniu stał już uprzednio podstawiony pociąg relacji Warszawa Wschodnia - Zakopane. Brawurowym atakiem zostały zdobyte i opanowane dwa przedziały. Niestety szczupłość sił spowodowała, że do Dworca Centralnego udało się utrzymać tylko jeden z nich. Silnie się umocniwszy i zasłoniwszy okna wiszącymi o dziwo firankami, grupa pogrążyła się w śnie i w spokoju dotarła do Nowego Targu.

 

tyt.jpgXXIII Kurs Przewodników Górskich

Na Dworcu Wileńskim, zgodnie z zasadą - lepiej być godzinę przed, niż sekundę po - pojawiłem się czterdzieści minut przed czasem. Oczekiwanie na grupę umilił mi pączek z budyniem i grupa młodych brakedance'owców prezentujących przy jednym z wejść swoje umiejętności.

tyt.jpgczyli moja pierwsza kursówka

Długi listopadowy weekend nadchodził wielkimi krokami, a wraz z nim wyjazd na pierwszą kursówkę. Ciekawość, co mnie tam spotka mieszała się z niepewnością i odrobiną strachu - ale o tym, że chcę jechać wiedziałam na pewno.