Jedziemy na królową Beskidów! - gromki okrzyk przerwał sylwestrowy hałas. Pomysł został błyskawicznie przechwycony przez żądnych wrażeń kursantów, zadeklarowało się nawet kilka osób. W efekcie pojechały cztery (cóż, studia nie radość, od czasu do czasu występuje coś, co potocznie nazywa się sesją; niektórzy się nawet do niej przygotowują). Po wstępnym rekonesansie (Michale, chwała Ci za to!) i tysiącu telefonów do siebie z pytaniem, czy my naprawdę jesteśmy normalni, spotkaliśmy się na dworcu. Sowa od razu zorganizował nam czas proponując grę pod tytułem: "gdzie jest mój bilet?". Poszukiwania nie były długie, ale trzeba przyznać, że bardzo intensywne. No i niezwykle scementowały grupę. No cóż, początki bywają trudne, ale zrażać się nie należy.

Pod koniec sierpnia 2000 roku wybraliśmy się z Magdą na Dolny Śląsk. Mieliśmy w planach dużo zwiedzania, gdyż rejony te obfitują we wszelkiego rodzaju zabytki i osobliwości. Naszym celem był obszar Sudetów Środkowych zamykający się w trójkącie: Wałbrzych - Walim - Adrspach (Czechy).

mapa2am

Trzy dni długiego weekendu na przełomie kwietnia i maja postanowiliśmy spędzić we wschodnim rejonie Kotliny Kłodzkiej. Wszyscy trzej: ja, Radek i Michał mieliśmy już dość szarych ulic Warszawy, potrzebowaliśmy jakiejś odmiany.

Interesowały mnie nie tylko góry. Po lekturze przewodnika oraz tematycznych stron internetowych, zapragnąłem zwiedzić zamek Księżnej Marianny Orańskiej w Kamieńcu Ząbkowickim, kopalnię złota w Złotym Stoku, Lądek Zdrój a także Jaskinię Niedźwiedzią w Kletnie u podnóża Masywu Śnieżnika. Udało mi się do tego zachęcić kolegów.

 

Od tygodnia chodziłyśmy z myślą o wyjeździe w góry. W środku krzyczało nam coś: "RUSZCIE SIĘ WRESZCIE DZIEWCZYNY!". No dobrze, ale coś trzeba zaplanować. Wybrać trasę i bacznie obserwować prognozę pogody, co miało dla nas ogromne znaczenie. Po kilku rozmowach z Magdą, skreśliłyśmy z listy Tatry, ze względu na warunki pogodowe. Nie chciałyśmy też jechać w Beskidy. Wybór nie był już tak trudny. Karkonosze same wyłoniły się nam na pierwszy plan.

 

Howerla (2058 m n.p.m.) to najwyższy szczyt Czarnohory, pasma górskiego leżącego w Karpatach Wschodnich. Przez stulecia stanowiło ono naturalną granicę pomiędzy Rzeczpospolitą a Królestwem Węgierskim. Dziś nie trzeba reklamować tego miejsca, ponieważ polskich turystów nie brakuje na czarnohorskim szlaku. Również ja dałam się oczarować tymi górami, które pokazały mi się w pełnej krasie. Trafiłam na pogodę wymarzoną do wędrówki. Chłonęłam widoki starając się jak najwięcej zachować w pamięci. Choć często wracam myślami w tamte strony, to jedna rzecz tak naprawdę wryła mi się mocno w pamięć. Cień Howerli! Niby nic wielkiego a jednak patrzyłam na to jak na niebanalne zjawisko. Było w tym coś urzekającego a zarazem tak oczywistego. W końcu to tylko cień.