LATO '94 podsumowanie sezonu
Przejście letnie: Gorgany i Czarnohora - 02-18.07.1994 r.
Prócz gór, kursanci zwiedzali też Lwów. Prowadzili Wąż i Rafał Kasztelanic. Z kursantów byli: Agnieszka, Rysiek, Wiktor, Tomek i Paweł. Waletami byli Fazi i Marek.
Karakorum - 31.07 - 20.10.1994 r.
Sześcioosobowa wyprawa pod przewodnictwem Maćka Nałęcza poszlajała się nieco tu i ówdzie. Relacja w numerze.
Mandżuria - sierpień - wrzesień 1994 r.
Szesnastoosobowa grupa, w tym: Basia Gieryszewska, Agnieszka Fijałkowaska, Kasia Cal, Renata..., Agnieszka Otwinowska, Rysiek Buczyński i Rafał Kasztelanic (reszta to osoby luźniej z klubem związane) zwiedziła spory kawałek Mandżurii. Tak ich rzuciło na wschód, że część zatrzymała się aż w Pekinie (Chiny). Relacja w numerze.
Alpy Berneńskie 05-12.08.1994 r.
Tym razem całkowicie klubowa wyprawa w Alpy zdobyła szczyt Finsteraarhorn (4273 m n.p.m.). Jest to najwyższy szczyt Alp Berneńskich. Wyprawa nie miała właściwie kierownika. Dokładna relacja w numerze.
Przejście wysokogórskie
Trwało od 16.10.1994 r. przez 2 tygodnie. Kwatery były w Zdziarze. Jedyne wejście szczytowe to Kieżmarski. Jak łatwo się domyślić prowadził Dziadek (teoretycznie). I tylko tyle udało się nam ustalić. Relacji, niestety, brak. Chyba nie było co relacjonować.
KAPownik
"GORCE" W BESKIDZIE NISKIM
16-17.04.1994 r. - w Beskidzie Niskim odbył się tradycyjny już rajd wiosenny "Gorce". Kilkunastoosobowa grupa uczestników zdobyła Lackową. Nocowano w chatce "Trampa" w Wawrzce. BAZA W PODWILKU
W tym roku była jeszcze(!!!) baza namiotowa w Podwilku. Jej istnienie nie byłoby możliwe, gdyby nie osobiste poświęcenie m.in. Piotra Dewiszka. Klubowiczów chętnych do poprowadzenia bazy jak zwykle nie było. W chwili oddania numeru do druku baza w dalszym ciągu gnije. Niebawem problem bazy rozwiąże się sam. SMOK MAGISTREM
22.06.1994 r. - Smok alias Kasia Tomczak została magistrem polonistyki. Fakt ten był uroczyście obchodzony i to dwukrotnie. 22.06.1994 r. Smok wraz z grupą klubowiczów uczcili ten fakt nad Wisłą, racząc się lodami i szampanem. 05-06.11.1994 r. odbyła się zaś całonocna balanga w Załubicach. Był bigos, sałatki, kiełbaski, ciasta i ciasteczka, tańce, hulanki, swawola oraz przegląd mody turystycznej. Przy okazji wśród zgromadzonych wykryto 9 magistrów (dwóch dalszych się zamaskowało). DWUKROTNIE WIĘCEJ ABSOLWENTÓW
Liczba kursantów, którzy zaliczyli tegoroczne przejście letnie wzrosła w porównaniu z rokiem ubiegłym o 100%. Nowymi przewodnikami zostali Agnieszka Otwinowska i Rysiek Buczyński. W ubiegłym roku przejście zaliczył tylko Marcin Gałązek. NOWY KURS
05.10.1994 r. - rozpoczął się nowy kurs górski. Zapisało się niespełna 30 osób. Odbyły się już manewry (15/16.10. i 22/23.10. w Porządziu) oraz kursówka (11/13.11. w Beskidzie Niskim). Kierownikiem kursu został Szaman. W związku z tym redakcja spodziewa się wojskowego drylu i wojskowych zajęć z topografii (patrz: Biuletyn nr 2). LOKAL U PCHEŁY
14.10.1994 r. w Warszawie (przy Al. Niepodległości) Pcheła urządziła parapetówę w swoim nowym lokum. WYSOKOGÓRSKI?
29-31.10.1994 r. w schronisku w Dolinie Chochołowskiej urzędowali uczestnicy kursu wysokogórskiego. 09.04.1994 r. - redakcja z bólem zawiadamia, że w tym tragicznym dla turystyki górskiej dniu w związki małżeńskie wstąpili Kasia Cichacka i Robert "Major" Bodnerescu. Obszerna relacja w numerze.
KAP PRZEPRASZA
Klubowa Agencja Prasowa (KAP) przeprasza zarówno za błąd ortograficzny w poprzednim numerze, jak też za niezamieszczenie informacji o rajdzie wiosennym. Winnych nie udało się ustalić. Z OSTATNIEJ CHWILI
Jak dowiedzieliśmy się z dobrze poinformowanych źródeł Wąż wykoleił pod Żyrardowem pociąg relacji Warszawa - Częstochowa. Ilość ofiar (oprócz Węża) w zasadzie nie jest jeszcze znana (20.11.1994 r.). (c) 2001 Wszelkie prawa zastrz
Wstępniak
Minął właśnie rok od momentu, gdy ukazał się pierwszy numer Biuletynu Informacyjno-Plotkarskiego SKG. Przyszedł więc czas na odrobinę refleksji i wspomnień
Zaczynaliśmy skromnie. Cztery osoby bez doświadczenia jako redaktorzy, jeden technik do składu i jeden komputer, w dodatku stary (nie technik, ale komputer). I ogrom pokładanych w nas nadziei i zadań do wykonania, przed którymi stanęliśmy. Trzeba było wskrzesić trwające od kilku lat w hibernacji czasopismo klubowe. Teraz, gdy ukazuje się numer 4 możemy już powiedzieć, że udało się. Trudno jest nam samym uwierzyć w to, że w druku ukazało się już prawie 50 stron tekstów z życia SKG. Jak wcześniej przypuszczaliśmy, Biuletyn stał się dla nas odskocznią do zrobienia oszałamiających karier. Jest już wśród nas dyrektor międzynarodowej firmy, który większość czasu spędza za granicą, ceniony redaktor poczytnego czasopisma, bankowiec obracający miliardami złotych dziennie, a także studentka businessu, dla której biuletyn stał się poligonem, na którym uczy się jak robić ciężkie pieniądze. Nasz skromny technik od składu to obecnie wysokiej klasy specjalista w zrobotyzowanej fabryce high-tech. Jesteśmy wpływowymi ludźmi ściśle powiązanymi ze strukturami zarządu klubu. I pomyśleć, że jeszcze rok temu startowaliśmy prawie od zera. Nie sądźcie jednak, że tworzymy towarzystwo wzajemnej adoracji. Wszystkich chętnych zapraszamy do współpracy!!!
Dopiero co odbyło się Walne Zebranie SKG. Redakcja jest pełna podziwu dla Was, że ku naszemu zaskoczeniu, wybraliście nowy Zarząd. Wybór ten był na pewno najlepszym z możliwych. Chociaż "stare" mocno się trzymało, a niektórzy niemal przykręcili się do swych wysokich stołków, to jednak nasza klubowa demokracja znowu zwyciężyła, a tradycja totalnego bezhołowia na Walnym Zebraniu została zachowana. Świadczyć to może jedynie o doskonałej kondycji Klubu, co wróżyło by mu, wbrew przepowiedniom paru malkontentów, długą i szczęśliwą przyszłość. Mamy nadzieję, że nowy Zarząd zdaje sobie sprawę z ogromu odpowiedzialności jaka na nim ciąży. Trzeba zacząć myśleć o tym, z jakim dorobkiem SKG wkroczy w XXI wiek, nie wspominając już, że do naszych drzwi nachalnie stukają EWG i NATO. Klub musi rosnąć w siłę i od tego nie ma odwrotu.
Niestety. Redakcja z przykrością stwierdza, że są w Klubie jednostki, które pod płaszczykiem dobra SKG realizują swoje partykularne interesy i są szkodnikami. Dotyczy to zwłaszcza tych, którzy nie płacą składek członkowskich. Jesteśmy jednak ludźmi i dajemy im szansę poprawy. Bo jeżeli nie, to już wkrótce w naszym Biuletynie ukażą się demaskatorskie artykuły o ich niecnej działalności. A wtedy będzie już za późno na pokutę.
Jak dobrze wiecie, nasz Biuletyn rozpowszechnia tylko sprawdzone i nie budzące wątpliwości informacje. Parę razy bohaterowie naszych artykułów zapowiadali złożenie sprostowań, ale na zapowiedziach się kończyło, bo prawda była po naszej stronie. Także w tym numerze będziecie mogli przeczytać samą
Redakcja
KARPIEM W OKO
KARPIEM W OKO
czyli jak zjechać do dziury
A teraz, w nawiązaniu do poprzedniego odcinka, kilka uwag co robić jak się ma tylko dwa dni wolnego. (Jest to niestety nie tak częsty przypadek, bo te smutasy "kapitalisty" wyzyskują jak tylko mogą, nawet w ustawowo wolne jeszcze soboty). No więc możliwości jest co najmniej kilka. Można na przykład uchlać się do nieprzytomności przy pomocy wody kolońskiej marki "Gilette", co pomoże nam na chwilę zapomnieć o tym co wyprawia się na tym padole łez. Rozwiązanie istotnie godne rozważenia. Mimo to nie polecam.
Polecam natomiast wycieczkę turystyczno-krajoznawczą w Jurę Krakowsko-Częstochowską. Można się na przykład trochę powspinać (chociaż mało kto z klubowiczów to umie), albo też można spokojnie popełzać sobie po jaskiniach. Zabawa jest to doprawdy przednia.
Kluczową zaletą tego wariantu jest dość dobre połączenie z Częstochową lub Zawierciem, skąd najlepiej rozpoczynać wizytę w Jurze. Jeżeli dysponujemy dramatycznie małą ilością czasu (np. wyzyskują nas do późnych godzin wieczornych, by nie rzec nocnych, w piątek), to mimo to możliwy jest jeszcze wyjazd w sobotę bardzo, bardzo wczesnym rankiem. Po kilku godzinach pałętania się po Jurze, "romantycznym" noclegu w jaskini i kolejnych paru godzinach zabawy w błocku po kolana, do Warszawy można wrócić już w niedzielę wieczorem. A zatem można jeszcze nawet odpocząć przed tym ohydnym poniedziałkiem, kiedy to niestety trzeba iść do pracy.
W Jurze znaleźć można co najmniej kilka jaskiń tzw. turystycznych, t.j. bezsprzętowych, w których można sobie całkiem przyjemnie popełzać, pomacać stalaktyty i inne nacieki, zderzyć się czółkiem z jakimś zbłąkanym nietoperzem. W sumie może być miło. Dla ludzi cokolwiek bardziej zaznajomionych z całym tym wspinaczkowym szpejem otwierają się zupełnie nowe możliwości. Sroga zima lub też ponury upał na górze, a my zjeżdżamy sobie na linie w te stałe 7oC. (Mówią, że podobno tyle jest). Jest to właśnie typowy przykład zjeżdżania do ciemnej dziury, zjeżdżania o tyle pasjonującego, że potem trzeba się będzie po tej linie wygiełgać do góry, a w rzeczy samej wymaga to trochę wysiłku, chęci i (samo-)zaparcia.
A jak już zjedziemy do najciemniejszej z możliwych jaskiń, usiądziemy sobie cichutko w kąciku i dodatkowo zamkniemy oczęta to już po chwili będzie można szepnąć rozgłośnie znany wszystkim skrót: "P..K..P..". No bo tak naprawdę to czyż to nie piękne, że jednak udało się zwalczyć te ciągotki do zachodnich kosmetyków, po których pozostaje taki słodkawy smak i wokół fruwają mydlane bańki? Czyż to nie piękne, że udało się uciec od tego smętnego szefa, który potrafi zadzwonić o godz. 23. i nawkładać człowiekowi jak w pusty worek za jakieś tam drobne niedociągnięcia? Odpowiedź może być tylko jedna, mianowicie rozszyfrowanie wyżej wymienionego skrótu.
I właściwie tym optymistycznym akcentem można by było zakończyć ten tekścik. Doszedłem jednak do wniosku, iż w każdym odcinku "Karpiem w oko" powinien się znaleźć przynajmniej jeden cytat z klasyka Andrzeja Mleczki. A więc oto i on: ...co by tutaj pasowało? Jest taki rysunek (album biały, str. 89) przedstawiający faceta otwierającego okno. Z zewnątrz, przez rzeczone okno zagląda olbrzymia, obleśna, szara morda mówiąca: "Witaj, to ja, Twoja Rzeczywistość!!!".
P.S. A jeśli chodzi o jaskinie i kogoś przypadkiem zainteresowałem, to się polecam. Udzielam wszelkich dostępnych informacji.
Poeci i wierszokleci
Ania Kasztelanic
MODLTWA TATERNIKA
(na śmierć Jerzego Kukuczki)
Boże, świat jest piękny,
Lecz gdy nie uda mi się wejść
na szczyt, nie dostrzegam tego.
Proszę Cię,
Pozwól mi wchodzić na wielkie szczyty,
Nie każ mi bać się lawin i złej pogody.
Im wyższe sa szczyty,
na które wchodzę,
tym jestem bliżej Ciebie.
Zbyszek Ciastek
Bieszczady pachną latem
Zielenią buków, połonin łąką
Zachwycają czerwienią malin
Horyzontem - gdy świeci słonko
Opodal błyszczy Solina
Rozlewając swą wodę
Ma uśmiech jak dziewczyna
Która wyrusza w drogę
Zapada pogodny wieczór
Aż ciszę słychać dokoła
Tylko zgubione źrebię
Matkę swą wzywa, woła
Tak dobrze jest, niech tak będzie
Gwiazdy niech świecą do rana
Gdy znów ruszymy szlakiem
Dziewczyno ukochana
04.07.1992 r.